Pieniądze szczęścia nie dają! Tej smutnej prawdy zasmakowała także rodzina nieodżałowanego Rich’a Wellfortune. Dorobiwszy się w dość młodym wieku znakomitego majątku, który w późniejszych latach skutecznie pielęgnował i powiększał, w sile wieku pojął za żonę piękną i zmysłową Jane Beach, by żyć z nią długo i szczęśliwie. Małżeństwo wkrótce pobłogosławione zostało córką. Prześliczna dziewczynka była dumą i oczkiem w głowie swoich rodziców.
Sami przyznacie, że ta historia brzmi fantastycznie pozytywnie! Złośliwi stwierdzą nawet, że zbyt pozytywnie. I po co bez sensu pytlować językiem? Nigdy nie wiadomo, co z tego wyniknie. A w tym wypadku zdarzyło się, że szczęśliwy w miłości i fortunie człowiek, któremu nic nie brakowało, nagle zachorował i po krótkich, acz ciężkich cierpieniach – zmarł. Nie pomogła mu ani fortuna, ani otaczająca go czuła opieka wdzięcznej małżonki i nieletniej córeczki. Zaprawdę, pieniądze szczęścia nie dają… jako się rzekło.
Po pogrzebie nieutulona w żalu wdowa musiała szybko wrócić do rzeczywistości – wszak miała pod opieką dziecko, owoc jej utraconej miłości. Honorowo zrezygnowała z propozycji sióstr nieboszczyka, które ofiarowały zaopiekować się małą – postanowiła sama wychować swojego Dzwoneczka, jak – za bajkami o Piotrusiu Panie – nazywali ongiś słodką Hortensję. Oczywiście nie potrafiła zarządzać fortuną, pozostawioną przez męża – te sprawy trzeba zostawić fachowcom. Jak jednak zapewnić dziecku, że nie zostanie okradzione przez nieuczciwych zarządców? Znalazł się i na to sposób. Wkrótce po zakończeniu żałoby, chcąc – nie chcąc, stanęła ponownie na ślubnym kobiercu, wszak podrastająca panienka potrzebowała ojca, a spadkowa fortuna sprawnego i zaangażowanego zarządcy. W dodatku ojczym był bardzo sympatycznym facetem – dużo młodszy od ojca, od zawsze czuł do Hortensji ogromną sympatię i rozpieszczał ją, jak potrafił.
Ciotki Hortensji nie bardzo potrafiły docenić ogrom poświęcenia biednej Jane. Niestety dość szybko poskutkowało to znacznym ochłodzeniem stosunków – bo ileż można znosić nieustające gderanie oschłych starych dam, które w dodatku zupełnie nie chcą zrozumieć wrażliwego serca matki? Hortensja nieco bolała nad tym rozstaniem – ona lubiła stare ciotki, które dla niej zawsze były wyrozumiałe no i nieco ją śmieszyły. Minęło jednak prawie dwa lata od ponownego zamążpójścia matki, zanim zobaczyła je ponownie. Była już nastolatką i wpół wymusiła na rodzicach zgodę na wyjazd z wizytą. Jane – a tym bardziej ojczym – w wyprawie jednak udziału nie wzięli, pozostawiając ją pod opieką kierowcy i pokojówki.
Ciotki ogromnie ucieszyły się z wizyty, na stole pojawiły się domowe konfitury i herbata z sokiem malinowym, i zaczęły się opowieści o tym, co działo się przez czas rozłąki. Oczywiście ciotki wypytywały, a rozanielona mała opowiadała o wszystkim nowym, co zaszło w jej życiu. Szczególnie ciotki dziwiło, że zachwycała się ojczymem.
– Mój nowy tatuś jest wspaniały! Opiekuje się mną bez przerwy, dba o mnie jak o własne dziecko – szczebiotała radośnie – I stale wymyśla jakieś fantastyczne atrakcje! W maju byliśmy na wybrzeżu, i pływaliśmy łódką po oceanie. I nawet jak zapowiadali sztorm, tatuś wziął mnie na łódkę. Taki jest odważny! I jak już byliśmy daleko od brzegu i przyszła taka wielka fala, to tatuś wyplusknął mnie za burtę, cha, cha! Bo tatuś zawsze powtarza, że powinnam być dzielna i radzić sobie w każdej sytuacji!
Przerażonym ciotkom włosy dęba stanęły na głowach.
– Dziecko! Rany boskie! A ty przynajmniej umiałaś pływać? – wykrzyknęły chórem.
– A tam! Pływanie to najmniejszy problem – odpowiedziała rezolutnie dziewczynka – najtrudniej było wydostać się z worka!