To były dawne czasy… Wakacje między trzecią a czwartą klasą liceum zapowiadały się ciekawie – przynajmniej staraliśmy się wypełnić je w całości, bo po cóż siedzieć w domu? Miałem wtedy przyjaciela, z którym się bardzo dobrze rozumieliśmy. To był właściwie dziwny zestaw: Witek był fantastą, zafascynowanym (dość powierzchownie zresztą) filozofią i sztukami walki Wschodu; liznął co-nieco judo i pozował na „chłopca z ferajny”. Przy nim ja, sportem, a zwłaszcza walką zupełnie nie zainteresowany, znacznie więcej czytający. Fakt, że wyobraźni i fantazji mieliśmy obaj sporo, stosownie do wieku. Gadaliśmy na różne tematy dość dużo, i osiągnęliśmy taki stopień porozumienia, że Witek, który lubił od czasu do czasu postraszyć kogoś zamarkowanym albo i wymierzonym ciosem (takie bywały rozrywki młodzieży męskiej w owych czasach i miejscach), mnie jednego w żaden sposób zaskoczyć taką niespodzianką nie mógł – po prostu wcześniej wiedziałem, gdzie i kiedy zaatakuje i stosowałem w porę uniki. Żartowaliśmy czasem, że czytam w jego myślach – oczywiście dało się to wytłumaczyć dobrą znajomością sygnałów mowy ciała.
W wakacje trzy tygodnie, których nie zapełniały nam inne imprezy, postanowiliśmy spędzić razem, do kompletu z dwiema dziewczynami rzecz jasna, wędrując z namiotami. Niestety, okazało się, że jedna z dziewczyn, już pracująca, może mieć urlop dopiero trzy dni później. Mówi się trudno – pożegnaliśmy rodziny, wyruszyliśmy w góry – i zaraz za miastem zabiwakowaliśmy w lasku, w oczekiwaniu na Baśkę. W sobotę we dwóch wróciliśmy do miasta – w pełnej konspiracji, rodzice byli przekonani, że już jesteśmy daleko – poszliśmy skrajem osiedla pomóc jej się spakować i zabrać na szlak. Pechowo na skraju osiedla, obok Domu Kultury, była masa ludzi – jakieś pokazy lotnicze z okazji święta branżowego czy coś w tym rodzaju. Moi rodzice nie byli miłośnikami takich imprez, więc niespecjalnie obawiałem się ich spotkać, ale rozglądaliśmy się starannie – na wszelki wypadek. Głupio byłoby tłumaczyć się, dlaczego jesteśmy tu na luzaka, zamiast z plecakami za Zagórzem…
Gdy dochodziliśmy do wylotu ulicy, na drugim końcu której mieszkałem, zauważyłem w Witka wzmożenie czujności i postanowiłem sobie zażartować. Wskazując uliczkę, wyszeptałem dramatycznie:
– Popatrz, Witek, moi starzy idą!
Witek spojrzał nerwowo, zesztywniał, gdy ich ujrzał, i w tym momencie ja też ich ujrzałem – moment później daliśmy nura w tłum i opłotkami pognaliśmy po Baśkę.
Ja wiedziałem, że zacząłem od żartu; wiedziałem też, że wyobrazić sobie własnych rodziców nie jest żadnym problemem. Jak już potem na chłodno omawialiśmy sytuację, poprosiłem go o dokładne opisanie, co zobaczył. Opisał mi szczegółowo ubranie i ojca i mamy, miejsce, w którym ich widział, nawet gest podania mamie ramienia, gdy schodziła z krawężnika. A nie znał ich na tyle dobrze, żeby to wszystko zmyślić; zresztą obrazek zgadzał się co do joty z tym, co ja zobaczyłem. Uznaliśmy, że mój żart był proroczy i że bardzo dobrze, że nas nie zauważyli…
Wyjazd był bardzo udany. Wróciliśmy zgodnie z planem, opaleni i zadowoleni. Zapytałem oczywiście rodziców o wrażenia z imprezy, „która podobno odbywała się tutaj, jak nas nie było”. Nie mieli nic do opowiedzenia – w tamten weekend byli u rodziny na wsi, ok. 100 km od miejsca, gdzieśmy ich obaj widzieli.
Oczami wspólnej wyobraźni – jak się okazało.
W całej tej historii jedynie imiona są zmyślone – howgh!
Przy okazji wypraktykowałem wpisywanie do Biblioteki Mediów obrazków bezpośrednio z sieci. W trybie „zwykłego dodawania pliku (jak z dysku) wybieramy „Przegladaj” i w pole „Nazwa pliku” wklejamy adres sieciowy obrazka. I już go tam mamy i możemy wskazać ikonę wpisu z biblioteki.
Sprawdzimy

Dzień dobry

Jakie cudne opowiadanie
Kiedyś w duchy nie wierzyłam, ale teraz… Na świecie dzieją się rzeczy, które nie śniły się nawet filozofom… wielu rzeczy nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Widocznie nasza wiedza o takich sprawach jest za skromna
Termometr za oknem po słonecznej stronie bloku pokazuje 49 stopni!
Zaglądałem do lodówki, żeby sobie z Miśkiem pogadać, ale go tam nie zastałem…
Może byś zastał, jakby lodówka była podłączona do Internetu? 😉
Fakt, to jeszcze pieśń przyszłości…
A Lord W. tam był?
Dzień dobry. Już w domu, na dłuższą chwilę – tydzień z okładem.
Telepatia mi się zdarzała, z różnymi osobami bliskimi w różnym czasie i na różne sposoby – czasem jedno z nas wiedziało, co drugie zaraz powie albo zrobi (to akurat można wytłumaczyć – może nawet podświadomą – znajomością zachowań i reakcji na bodźce), czasem wiedziało, że to drugie zaraz zadzwoni (to już trudniej wyjaśnić).
Natomiast co do duchów (być może), przytrafiła mi się tylko jedna historia. Otóż ładnych kilka lat temu mieszkaliśmy przez tydzień (a może trochę dłużej) na zamku Czocha. Ponieważ zarządza nim Wojskowa Agencja Mieszkaniowa, a owe kilka lat temu, mam wrażenie, osoby odpowiedzialne za zamek słabo się wyznawały na rynku hotelowym, za doprawdy śmieszną cenę zamieszkaliśmy w jednym z apartamentów. W pierwszym pokoju, przechodnim, umieściliśmy Juniorów, wówczas dość jeszcze niedorostków, a w drugim – sypialni z własną łazienką – siebie. Oba pokoje są udostępniane do zwiedzania, kiedy nie mieszkają w nich goście, więc pomyłkowo ze dwa razy zdarzyło się, że wparowała nam do apartamentu wycieczka 🙂 na szczęście w godzinach popołudniowych, a nie nocnych. Ale ja nie o tym. Jednej z pierwszych nocy obudził nas paniczny wrzask Juniorów – otóż jeden z nich przywiózł wówczas ze sobą elektroniczną grę, wtedy jeszcze nie Nintendo, coś prostszego, zdaje się typu „50 gier w 1”, jak tetris czy coś. I ta gra, o godzinie późnej, typu 23:00, a może nawet bliżej północy, sama się włączyła i za nic nie chciała wyłączyć, mimo że naciskałem wszystkie możliwe kombinacje guzików, począwszy od „On/Off” (które dotąd zawsze działało). Wyłączyła się dopiero, kiedy wyciągnąłem baterie. Resztę nocy Juniorzy spędzili, dzwoniąc zębami ze strachu, w naszej części apartamentu. Rzecz się potem już ani razu nie powtórzyła. Co to było, dlaczego akurat elektroniczna gra? Może to Juniorzy chcieli nas nabrać? W takim razie żart odbił się rykoszetem, bo przerażenie i dygot wyglądały na nader autentyczne.
Nie wiesz czemu akurat elektroniczna gra? To proste!!! Duchy chciały sobie pograć na nowince technicznej
A przynajmniej dla nich była to nowinka
Trzeba było zabrać Juniorów do siebie, a gierkę zostawić duchom do zabawy. Niech też miałyby jakąś rozrywkę
Może wtedy, w ramach rewanżu przepłaszaliby wszystkie wycieczki, które chciałyby wparować do zajmowanego przez Was apartamentu

Hihi, nieraz już mi się elektronika zwieszała, ale nigdy nie wpadłem na pomysł, że winne mogą być duchy. Pluskwy (w programach) owszem, zdarzało się zaobserwować..
Wspomnienie pluskiew przypomniało mi, jak przez jakiś czas, zaraz po przyjeździe mieszkaliśmy u siostry męża, z ich bratem i synem brata. Ten syn uważał się za komputerowca. Któregoś dnia wymyślił, że ciocia ma w komputerze wirusa (ciekawe skąd go wzięła, skoro nie miała w domu internetu) i zaczął to naprawiać
Rozwalił cały system operacyjny i komputer zawieszał się co minutę. Bratanek powiedział mojemu małżonkowi, że z tym wirusem to poważniejsza sprawa i trzeba będzie coś z tym zrobić. Małżonek bez słowa wziął opakowanie aspiryny i postawił na komputerze. Potem poprosił bratanka, żeby zostawił komputer w spokoju, a ożywcze działanie aspiryny na pewno go uleczy
A gdy bratanek wyszedł z domu urażony, usiadł z naszym synem i zaczęli prostować to co tamten napaskudził. Trochę im zajęło, ale gdy bratanek wrócił, małżonek ostentacyjnie zdjął aspirynę i powiedział, że wystarczy tego leczenia
Bratanek był w szoku, bo komputer zaczął faktycznie działać. Małżonek zapowiedział mu tylko, żeby nigdy więcej nie grzebał w oprogramowaniu. Jak chce sobie pograć, to proszę, ale niech pazurów nie pcha 
Hmm, to mi przypomina, jak paręnaście lat temu, za czasów Windowsa 3.11, mój najmłodszy brat, wówczas lat może z 8, wrzucił jakąś systemową grę, zdaje się Sapera, do folderu Autostart, więc gra się uruchamiała przy każdym włączeniu/ restarcie komputera. Chwilę trwało, zanim doszliśmy, co nabroił 🙂
I tak to właśnie bywa, gdy ktoś próbuje coś robić, a nie zna się na tym zupełnie
Potem inni muszą stracić całą masę czasu, żeby dojść co jest i wyprostować…
I dlatego sama niczego w komputerze nie instaluję, ani nie zmieniam. Nie znam się i zawsze boję się, że mogę coś tak namieszać, że moi chłopcy będą musieli długo to prostować. Szkoda czasu i nerwów
Wybywam na jakiś czas… 🙂
Dobry wieczór 😀 Spóźniona, bo pewnie net zbyt się zawilgocił i mnie odcięło. Nie wierzycie?? To uwierzcie! Na słowo 😀
Ciekawe zdarzenie Tetryku. Tylko raz w życiu Ci się taka sytuacja przytrafiła??
Czy jakaś dobra dusza mogłaby przypomnieć człekowi z łagodnie rozwijającą się amnezją, jakiego kompozytora prezentował przedostatnio na Wyspie?
Tylko pewnie Lord W. może przypomnieć
Otóż ten biedny człowiek wysilił się, natężył i znalazł panią Franceskę Nascinbeni, prezentowaną przedostatnio na Wyspie. No to już jest pewien punkt wyjścia.
Znaczy; pogonił najlepszego i najwierniejszego kumpla? Leniuszka 😉
Dobranoc Państwu…
PS Idę neta suszyć, bo mnie nerwy dzisiaj mocno nadszarpnął 😉
Muszę przyznać, że zdarzył się cud!!! Wyciągam małżonka do sklepu
Chcę zbudować sobie szafki w małej łazience na parterze. Gotowe albo nie pasują, albo to taki szajs, że za moment się rozsypią. Szkoda na nie kasy. Oczętami wyobraźni zobaczyłam jak mają wyglądać i teraz ciągnę małżonka do sklepu, żeby kupić odpowiedni materiał, czyli deski, zawiaski i inne potrzebne do tego rzeczy.
Zbudować mogę sama, ale jak małżonek wyrazi chęć, to mu ustąpię, żeby nie robić przykrości 
Miral, bardzo przepraszam, jeszcze raz od początku, na czym polega cud???
Nie znoszę zakupów i łażenia po sklepach, a tu sama namawiałam małżonka na wizytę w takowym
Nie pamiętam takiego przypadku
I to właśnie jest ten cud, że sama i z nieprzymuszonej woli… 
Dzień dobry
Jeszcze nie wiem dokąd, ale to i tak nie ma znaczenia. Co prawda małżonek proponował, że może wybierzemy się na następne owoce (brzoskwinie i morele), ale ostatecznie zrezygnowaliśmy. Tych owoców nie da się zamrozić, a ja w poniedziałek do pracy i cały tydzień zasuwam jak dzika. Kto będzie te przetwory robił? A nawet gdyby dało się toto zamrozić, to ciekawa jestem gdzie
Zamrażarka w piwnicy zawalona wiśniami i jagodami, a tej stojącej w kuchni nie dam założyć owocami, bo muszę gdzieś trzymać mięsko na obiady. W lodówce długo nie poleżą, a nie mam zamiaru codziennie latać do sklepu po nowe jedzonko. Ja to bym nawet pojechała, ale trzeba myśleć co potem z tym zrobić. Znowu obdzwaniać znajomych czy ktoś nie wziąłby chociaż trochę? 
W niedzielę planujemy wycieczkę
Tak, tak… brzoskwinki i morele i w weki, i na marmoladkę… Mniaaaaammmm, pychotka
Do słoja… zalać spirytusem – i na długie zimowe wieczory jak znalazł!
A nie było tak, ze Rodzice tez mieli swoje małe tajemnice? 😉
A o to już nie mam kogo zapytać, niestety…
Prawdę mówiąc, też o tym pomyślałam, Bezetko
Być może rodzice widzieli Ukratka, ale żeby nie pytać co robił na osiedlu, skoro miał być daleko stąd… Albo jeszcze z innego powodu, którego nie znamy…
Byli, ale się nie przyznali 
Nie, nie, kochane! To zupełnie nie w stylu mojego ojca! Żeby nie wiem jaką tajemnicę własną chronił, to moją wpadkę by mi rozliczył
Dzień dobry

Niech Sz. Wyspiarzy, to złociste z uśmiechniętym pyskiem nie smaży, przypieka i co tam jeszcze. Ale u mnie jak najbardziej, bo właśnie w stópki zmarzłam!! I to w mieszkaniu. Taż to się w głowie nie mieści
Dzień dobry i ponoć ma być najgorętszy w roku. Z tej okazji wybywam na dłuższą chwilę…
Jestem z powrotem, przynajmniej na chwilę. Wróciłem z plaży, patrzę na termometr po zacienionej (!) stronie domu, a tam 32 stopnie Celsjusza. Lód i zimne okłady!
Byłem w sklepie, na drugim końcu osiedla . Wróciłem. Udało się!
U nas grzmi i chmury niosą dużo wody. Czy upuszczą – zobaczymy…
Komu duszno?? Zapraszam! 😀
Siedemnaście i nareszcie przestało lać 😀
Przeczytałam kolejną książkę i okazało się, że jest druga część, ale nie u mnie na półce

Się proszę nie obawiać, fragmentów żadnych publikować nie będę
Dzień dobry 🙂 Właściwie niekoniecznie dla mnie, jako że czas powrotu do domu i koniec urlopu 🙁 Pogodowo doświadczam dzisiaj wszelakiej aury 🙂 Poranek w Dusznikach słoneczny… w Kudowie burza z gradem… aktualnie we Wrocławiu kropi. Wszystko zdaje się ciągnie od Skowroneczka ku górze 😉
PS A w duchy wierzę i owszem . O!!! 🙂
No bo skoro są…
DobryWieczór :)) Ja tam w Duchy wierzę, choć ich nie ma :))
Dzień dobry wieczór
Dzień,ten podobno najcieplejszy przeżyłem,dobrze iż przypadł on na niedzielę,nic robić nie trzeba było tylko bawić się ze słońcem w chowanego.Chyba wygrałem
Dobranoc 😀
Skowronku! To naprawdę ty???
A w ogóle to dzieńdobry i tym, co się jeszcze nie odezwali!
Dzień dobry. Dzisiaj będę jak Szkot – w kratkę, chociaż nie w spódniczce.
A co? Masz jakieś kompleksy w sprawie nóg??
Niee, żadnych. Czasami naszam nawet galabiję, gdzieś z Tunezji czy innego Egiptu rodem, chociaż faktem jest, że do kostek. Ale przy tej pogodzie noszenie czegokolwiek dłuższego niż do kolan jest wyrafinowaną torturą.
Poniedzielne dzień dobry
Kolejny bezchmurny gorący dzionek,ruchu o wiele więcej więc już tak przyjemnie jak wczoraj nie będzie,o nie
Kochani Wyspiarze! Mam problem całkowicie realny i wręcz przyziemny: otóż swego czasu nakleiłem mocną taśmę klejącą, tzw. duct tape, potocznie u nas w domu zwaną „srebrną taśmą” na powierzchnię krytą syntetycznym kauczukiem. Po kilku latach muszę się pozbyć taśmy klejącej z w/w powierzchni, niestety po oderwaniu pozostały na niej resztki kleju wraz z siatką – osnową taśmy. Czy przychodzi Wam do głowy jakiś sposób (może rozpuszczalnik?) którym wyczyszczę klej, nie uszkadzając warstwy kauczuku pod spodem? Szorowanie z użyciem płynu do naczyń nic nie daje 🙁 Beznyna i wszelkie rozpuszczalniki uniwersalne odpadają 🙁 Pomocy!
Właśnie wróciłem z miasta, załatwiwszy kilka spraw. Ledwie żyję, dosłownie. Nigdy wcześniej w życiu tak się nie czułem podczas upału, a mam za sobą i lato w Mongolii, i Egipt, i Maryland w Stanach, całkiem już południowy stan. Nie mam co prawda dżungli ani sawanny, ale nie zdziwiłbym się, jakby niedługo w Polsce powstała np. sawanna. Pustynię Błędowską już z powrotem upustynniają, więc…
A w Krakówku pada, pogrzmiewa i jest przyjemne 24 st.C…
Cierpliwości, dojdzie i do was 🙂
a co braliście?
O! Witaj, Klarko! 🙂
Już pisałem – dwie dziewczyny!