Nie będę nikogo zanudzać encyklopedycznymi informacjami o Teneryfie, lecz (jak sugeruje tytuł) podzielę się moimi wrażeniami, emocjami, zachwytem. Zilustruję to zdjęciami z mojej (czasami kogoś z uczestników) komórki.
Tytułem wprowadzenia trochę informacji tu:
https:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/pl.wikipedia.org/wiki/Teneryfa
30.03.2023
12-osobowa ekipa spotyka się na lotnisku w Pyrzowicach. Pogoda w tym dniu w Krakowie nie rozpieszczała temperaturą, więc informacja o temperaturze na Teneryfie cieszy zmarzniętą Makówkę.

Lądujemy bez opóźnień na lotnisku, z którego autokar dowozi nas do hotelu „ACUARIO” w PUERTO DE LA CRUZ.
31.03.2023
Czas na pożyczenie samochodów, zejście w dół do Oceanu i spacer po mieście.
Kto wie co to jest?

Poniżej kościół wbudowany w skały wulkaniczne.

Tu stoimy chwilę, obserwując fale rozbijające się o bloki skalne i łażące po nich kraby.


Spacerkiem wzdłuż Oceanu, spacerkiem po mieście, piwo dla ochłody, kąpiel w basenie hotelowym, obiadokolacja, wieczorne rodaków rozmowy przy nalewkach lub winie — tak minął pierwszy dzień.






1.04.2023.
Śniadanie, wsiadamy do pożyczonych samochodów i jedziemy do portu.
Upał, perspektywa rejsu stateczkiem powoduje, że jakoś „zapomnieliśmy” o żartach primaaprilisowych, choć oczywiście nie brakuje dobrych humorów i śmiechu.

Główną atrakcją rejsu jest podpłynięcie pod klify LOS GIGANTES.

Niestety zdjęcie nie oddaje, dlaczego te klify budziły respekt marynarzy na statkach przepływających tamtędy kilka wieków temu, dlaczego nazywane były murami piekieł. Wrażenie robi fakt, że pionowa, bazaltowa ściana wznosi się nad Oceanem na wysokość ponad 600 metrów.
Innymi atrakcjami rejsu były pływające wzdłuż burty delfiny i wieloryby.


Również przystojny Hiszpan dbający o zadowolenie klientów.

Oraz (co domyśla się każdy, kto mnie zna) pływanie w Oceanie.

Rejs to nie była jedyna atrakcja tego dnia. Po dopłynięciu do portu wsiadamy w auta i jedziemy zobaczyć Smocze Drzewo.

Dracena smocza, drzewo smocze, smokowiec to endemit Madery i Wysp kanaryjskich, na których występuje zaledwie kilkaset egzemplarzy. Dla ludu Guanczów, pierwszych znanych mieszkańców Wysp Kanaryjskich, drzewo to posiadało właściwości magiczne. Spowodowane jest to częściowo faktem, że po nacięciu kory lub liści, wypływająca żywica utleniając się przyjmuje czerwonawy kolor nazywany smoczą krwią
Dracena na powyższym zdjęciu ma ok. 800 lat.
Na zakończenie dnia spojrzenie na basen hotelowy, Ocean i zachodzące słońce.

2.04.2023
Idziemy na wycieczkę w góry ANAGA.
(góry Anaga powstały w wyniku erupcji wulkanu około 7 do 9 milionów lat temu, co sprawia, że są najstarszą częścią Teneryfy)
Po drodze zatrzymujemy się przy punkcie widokowym (w drugiej części będzie o terenach wokół Teide i dużo zdjęć na ten słynny wulkan).
Teraz zdjęcie zbiorowe z Teide w tle (na zdjęciu brakuje jednej uczestniczki)

Jedziemy dalej i rozpoczyna się wycieczka, która jest tylko malutką „zaprawką” przed tym co czekało mnie w kolejnych dniach, ale o tym będzie w części drugiej.
Teraz trzy zdjęcia z drogi gdy schodzimy z góry w kierunku Oceanu.



Tu palcem pokazuję, gdzie byliśmy.

W dół już było, teraz zaczyna się drapanie do góry. Niestety. Wcześniej jednak pod latarnią morską robimy mały postój.

Trudy wspinaczki wynagradzają widoki.



Kolejne dni przyniosły niezapomniane widoki, wrażenia, emocje, ale i (jak na moje możliwości) ekstremalny wysiłek.
c.d.n.
Dziś (12.04.23) dostałam w mailu od kolegi zdjęcia z gór Anawa ((zdjęcie 1, 2 oraz trzy ostatnie z drona) Za jego zgodą uzupełniam wpis zdjęciami, na których możecie wypatrzyć Makówkę jak się wspina do góry albo jak (wraz z całą grupą) macha do drona.
(na trasie spotkaliśmy bardzo sympatyczną parę młodych ludzi z dronem i dzięki temu mamy takie pamiątkowe zdjęcia)
Zdjęcia 3 i 4 to wycieczka z 4.04.23, czyli wspinaczka na szczyt Guajara.







Dobry wieczór na nowym pięterku.
To drzewo na drugim zdjęciu wygląda jak palma kokosowa, ale liście ma bardziej jak… chlebowiec?
Te kraby to bym sobie pooglądał, najciekawsze życie jest zwykle na granicy żywiołów!
Armata, o jaka wielka, pod każdym kołem…
Basen z widokiem na morze? Musi ładnie wyglądać, jak się robi zdjęcia od strony lądu ku morzu.
Klify, wieloryby i delfiny wspaniałe. Klify zwykle powstają przez podmywanie i wietrzenie, tymczasem tutaj Wikipedia twierdzi, że te tutaj zostały osłonięte przez spływającą po erupcji lawę i dlatego zachowały się w takich rozmiarach. Niebywałe, co natura potrafi.
Górne i chmurne krajobrazy robią wrażenie nieznanej wyspy, np. takiej jak na filmach o tajnych placówkach rozmnażania dinozaurów!
Dziękuję Quacku, zaraz będę po kolei odpowiadać.
Drzewo -nie wiem, liczę na Was.
Armata…a i owszem wielka. Jednak zbyt długo tam się nie zatrzymywałam, aby robić zdjęcia, bo był okropny upał.
Drzewo wyszukałem wyszukiwarką obrazów google – to melonowiec właściwy, zwany potocznie papają 🙂
Dzięki wielkie.
Quacku nie odniosłam się jeszcze do: te tutaj zostały osłonięte przez spływającą po erupcji lawę i dlatego zachowały się w takich rozmiarach. Niebywałe, co natura potrafi.
O krajobrazie powulkanicznym będzie czas pogadać w drugiej części, ale faktycznie natura potrafi różne zachwycające cuda.
Lecieliście samolotem TVP? I dowiózł was do celu?
Też mnie to rozśmieszyło. Dlatego pokazałam to zdjęcie licząc na Waszą spostrzegawczość.
Dolecieliśmy chyba nawet chwilę przed czasem.
Nie zdziwiłbym się, gdyby TVP zamiast na Teneryfie wysadziła was w Atananarivie 😉
„To jak się w końcu pisze, Iran czy Irak?”
Widoki zaprawdę świetne. Świat jest wspaniały, jak słusznie podkreślał L. A.
Widoki przecudne, a lepsze jeszcze będą.
No i robione moją zwykłą komórką. Dobry aparat, dobry fotograf…to by dopiero było!
Ale i tak co „na własne oczy” to się nie da porównać.
Dobry wieczór, Makówko:)
Piękna wycieczka:)
Czy to drzewko to nie papaja przypadkiem?
Mnie Teneryfa bardzo kojarzy się z różnokolorowopiaskowymi plażami:)
Pamiętam taką czerwonopiaskową, Medano, bodajże, i szaro-żółtą Las Vistas, o ile się nie mylę:) Byłam jeszcze na czarno- i szaropiaskowej, ale nazw nie pamiętam:)
Pływanie w oceanie to jest coś:) Choć i surfuje się fajnie:)
A! Już Quack doszukał, że papaja 🙂
Wycieczka piękna to prawda. Tam, gdzie byłam były tylko czarne plaże.
Na plażowanie nie było czasu, w czasie tej wycieczki było dość napięty program, głównie chodzenie po górach.
Pływanie w Oceanie było w czasie rejsu -schodziliśmy wprost ze stateczku.
Moje wycieczki były prywatne, więc na pewno miałam więcej czasu na tak zwany spontan:)
Raz nawet udało mi się załapać na coś w rodzaju karnawału (w środku lutego) i imprezę o nazwie „pogrzeb sardynki”:)
Nie wiem, o czym chcesz pisać dalej, ale mogę też napisać parę słów o jedzeniu i trunkach. Jutro, bo dziś już padam nanos:)
W drugiej części zamierzam pisać o wycieczce na Riscos de la Fortaleza oraz Montana Blanca, na szczyt Guajara, spacerku po parku Anaga, zwiedzaniu San Cristobal de La Laguna i takie tam.
Nie planuję o jedzeniu i trunkach.
Będę bardzo zadowolona gdy wzbogacisz mój wpis i poszerzysz moją wiedzę takimi informacjami.
Ok:)
Już jest jutro, więc doprecyzjuę – dziś, ale jak się trochę prześpię:)
Śpij dobrze Leno, ja też umykam.
Jutro tzn. dziś chętnie poczytam.
Umykam, kochani, ten poniedziałek był jednak wymagający, a jutro wracamy do codzienności.
Śpij dobrze Quacku!
Niech Ci się przyśnią tajne placówki rozmnażania dinozaurów!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Śpijmy dobrze!
Witajcie!
Poranek zasnuty delikatną mgłą osłania oddalanie się Świąt w stronę historii…
Wkrótce „majówka”. Okazja do wyjazdów dla niektórych?
Dzień dobry, piękna pogoda od rana, a nastroje? Hmm, silni, zwarci, gotowi, nowe zlecenie w toku.
Dlatego pani Gienia mile widziana!
Witajcie poświątecznie!
Gienię poproszę o jakieś dobre śniadanko -chrupiące bułeczki, dobry biały ser, jakieś warzywa, owoce.
Obowiązkowo mocna herbata. I jeszcze świeżo zrobiony sok -burak, marchewka, jabłko.
A jak Lena napisze o smakołykach, które jadła i piła na Teneryfie Gienia mam nadzieję i te rzeczy będzie mogła podawać?
Quacku jak obiecałam zapytałam o wielkość krabów.
Kolega odpowiedział, że jego zdaniem 15-18 cm.
Czyli jak pięść, zgadza się!
Niezłe masz pięści, Quacku!
No dobrze, jak dwie pięści razem!
Ciszaaaa na Wyspie…
Ja dziś domowa, potem umykam na knucie biurowe.
A teraz stoję w korku innymi słowy wróciłam do szarej rzeczywistości?
To na Teneryfie nie ma korków?!? NIEMOŻLIWE!
Jak się jedzie w parę osób w jednym samochodzie i żartuje to jest inaczej a inaczej gdy się jedzie na zebranie i siedzi w autobusie.
A ja po pracy i na przerwę teraz.
I po knuciu biurowym i w domu.
I ja też dotarłem…
Ja już nawet zdążyłam zjeść kolację !
I ja też zdążyłem… 😉
No ja jem kolację między 18 a 19 teraz. Później już nie (a przynajmniej się staram).
O 18. miałem do dyspozycji jedynie ciasteczka. To nie jest — wbrew opinii cesarzowej — dobry zamiennik kolacji!
I czekoladki Tetryku !
Branoc, do jutra!
Bardzo przyjemne pospacerkowo dobry wieczór, Wyspo:)
Dziś ciepło i błękitnie, więc przedłużyłyśmy sobie nieco spacerkową przyjemność:)
Dobry wieczór, Makówko:)
Garść obiecanych informacji jedzeniowych:
Chyba najpopularniejsze na [:) Karaibach] Kanarach – oczywiście – są owoce morza. Osobiście za nimi nie przepadam, bo nie trafiłam na tak przyrządzone, by nie miałyby tego charakterystycznego błotnego zapachu i posmaku:)
Z mniej hardkorowych dań próbowałam zapiekanych w oliwie krewetek z dużą ilością czosnku (gambas al ajillo). I muszę powiedzieć, że sposób podania – w kamionkowych miseczkach – podobał mi się w całej potrawie najbardziej:) Nieszczególnie przypadła mi też do gustu ośmiornica ani ta grilowana (pulpo a la plancha), ani ta w sosie vinegred (pulpo a la vinegreta), może dlatego, że tę drugą kelner ugotował, pokroił i przyprawił na moich oczach…
Bardzo lubię paellę, bo uwielbiam ryż z szafranem, ale na Teneryfie serwują ją z owocami morza więc…
Jedyne, przed czym nie miałam oporów to chopitos – panierowane w gofio, smażone w głębokim tłuszczu, gorące, chrupiące tapas do piwa (którego nie pijam:)). Po prostu starałam się nie pamiętać, że to mątwy:) Najbardziej smakowały mi bez cytryny i sosów.
Jadłam tam conejo en salmorejo, smakowało mi, choć królika (jeśli już muszę go jeść) wolę własnego przygotowania:) Ten z salmorejo był bardzo aromatyczny – marynowany z czosnkiem, papryką, pieprzem i solą, obsmażany i duszony w sosie – podawany z ziemniakami z wody. Salmorejo to właśnie sos, którego bazą jest to, co pozostało na patelni po smażeniu królika:)
Próbowałam też carne de cabra. Con papas fritas – zresztą. I, o ile do frytek nie mam zastrzeżeń, o tyle wspomniany gulasz z koźliny jadłam tylko raz, póki nie dowiedziałam się, co jest jego głównym składnikiem. Mimo, że był wyśmienity – świadomie nie skusiłam się na potrawę z koziego mięsa już nigdy więcej (podobnie mam z koniną…).
Za to bez zbędnych ceregieli zajadałam się queso de cabra czyli – kozimi serami:) Lubię wszystkie, i queso fresco – bardzo delikatny, bardzo świeży biały ser, z solą lub o naturel, i queso semicurado – dojrzewający ponad miesiąc, i queso curado – dojrzewający ponad trzy i pół miesiąca:) Kozie sery są pyszne zarówno w swej naturalnej postaci, jak i ahumado czyli – wędzone:) Bardzo smakowały mi też krążki obtaczane gofio czyli taką ich mąką z prażonych ziaren kukurydzy, pszenicy, jęczmienia. Dodają ją niemal do wszystkiego – gulaszów, sosów i lodów. Bardzo smakowała mi też ucierana z niej z miodem palmowym słodka pasta, przy odrobinie dobrej woli podobna do znanej nam chałwy:)
Warte wspomnienia są niewątpliwie papas arrugadas czyli pieczone ziemniaczki w mundurkach, gotowane w osolonej wodzie, próbowałam takich gotowanych w oceanicznej, miały delikatniejszą konsystencję niż te gotowane w słodkiej, osolonej solą morską:)
Do nich serwuje się dwa sosy czerwony mojo rojo (z czerwonej papryki, ostrych papryczek, czosnku) niby do mięs i mojo verde (z zielonej papryki, kolendry, pietruszki, czosnku) niby do ryb, ale tam macza się w nich nawet sery, kozie, oczywiście:)
Moim rajem były pescado czyli ryby:) Delikatna murena, tuńczyk, a z lokalnych pamiętam vieję – zazwyczaj sprawione, grillowane i dopiero solone:)
Patrzę, że tu całe naręcze się uzbierało, ale za chwilę mogę napisać jeszcze o trunkach i słodkościach – jeśli chcecie:)
Bardzo dziękuję Leno.
Będąc na Teneryfie nie byłam ani razu w restauracji, jedynie raz na piwie. Nie było na to czasu -jadaliśmy śniadania i obiadokolacje, czyli to, co podali w hotelu.
Miód palmowy chciałam kupić i przywieźć do Krakowa, ale nie udało mi się „upolować”.
Napisz proszę o trunkach i słodkościach, chętnie poczytam.
Padam już na nos.
Dopiero teraz przeczytałam, bo wcześniej na WhatsApp rozmawiałam z moimi „amerykańskimi ” przyjaciółkami.
Dobranoc, Wyspo:)
Dobranoc!
Dzień dobry!
Dzień dobry, leciutko zaspane, ale mam nadzieję że bez poważniejszych następstw.
No to poprosimy tę panią do kompletu porannego.
Witajcie!
Zacząłem dzień na czczo u krwiopijców, dalej – mam nadzieję – będzie już tylko lepiej…
Zanim zabiorę się za obiad Gienię poproszę o wirtualne podanie papas arrugadas.
Do tego oba sosy, rybę i ser kozi.
No nie wiem, czy Gienia obróci przed obiadem…
Chyba jej nie doceniasz Tetryku.
Weźmie prywatny odrzutowiec, nie TVP
Nie tak jak skromna Makówka, prawda?
Nie, akurat Gienia nie lubi TVP
Mam nadzieję, że ma poglądy takie jak Wyspiarze.
Inaczej byśmy jej nie zatrudniali [zamaszysty ukłon w stronę Gieni].
A i Kelnereczka mam nadzieję też?
Bo Wyspiarze są otwarci na każde poglądy, ale…
A nie pytałem
no nic, przyjdzie weekend, to zapytamy, przy okazji.
A może byśmy dla odmiany czasem zawołali przystojnego kelnera?
Ten Hiszpan co go pokazałam na pięterku rozdawał piwo lub pepsi na stateczku, ale myślę, że jakiś przystojny Polak też by się znalazł dla Wyspiarek?
Hm. Mistrzu Tetryku, przyznam, że się gubię w kwestii zarządzania Zaazulkami. Dałoby się tak, jak Makówka sugeruje?
Dostałam teraz w mailu 7 zdjęć od kolegi, który zgodził się, aby je pokazać na blogu.
Uzupełniłam więc teraz wpis. Są tam zdjęcia z drona.
Yyyy! Ale to olbrzymie, teraz na tych zdjęciach z drona dopiero widać, jaki to kawał krajobrazu!
Kawał krajobrazu to dopiero był na następnych wycieczkach. Ale wtedy nie spotkaliśmy nikogo z dronem.
A ja właśnie po pracy i zaraziczku na przerwę, gdyż mam ważne spotkanie online.
Wysłuchałam z dużą przyjemnością. Dumna, że znam Cię Quacku osobiście.
Bardzo dziękuję
Fakt — warte posłuchania. Polecam!
Dotarłem do domu — przydarzył mi się dyżur przy teściowej, bo opiekunka wyjechała na urlop…
Jestem i pewnie pobędę. Do północy? Krócej? Jeszcze nie wiem.
Ja też.
Ale coś jakoś wszyscy małomówni…
Ubrania w szafie zwężają — jak wiadomo — kalorie. Ale dobę?
Skoro o kaloriach mowa idę sobie zrobić jakąś kolację.
Najchętniej zjadłabym coś ze smakołyków wymienionych przez Lenę, ale chyba muszę się zadowolić tym, co w lodówce.
No próbuję jeszcze nadrabiać zaległości rozmaite, ale cały czas jestem i tu.
Poza tym nic się specjalnego nie dzieje, o czym mógłbym pisać. Grzebię sobie powolutku i planowo w nowym zleceniu. Planujemy powoli wakacje i różne rzeczy jeszcze przed wakacjami.
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dziś było chmurkowo, ale ciepło. Dzień coraz dłuższy – nie zaczynamy już naszych spacerków w zupełnej ciemnicy:)
Dobry wieczór!
🙂
Witaj, Leno!
Wkrótce będą sprawozdania ze słonecznych spacerków?
🙂
Pewnie tak:)
Z zachodzosłońcowych najpewniej:)
Witaj, Makówko:)
Ciąg dalszy kanaryjskich smakołyków:
Zanim o obiecanych trunkach i słodyczach, wspomnę tylko jeszcze o caldo de papas – zupie ziemniaczanej z jajkiem. Jej bazą jest wywar na kiełbasie chorizo, ziemniaki i zielony (dodaję, bo wyżej kolorek mi umknął) mojo verde. Jajka wbija się do niej tuż przed zdjęciem z ognia, bo gdy białko się zetnie – jest gotowa. Jadłam ją w wersji ze świeżą pietruszką i ze świeżą kolendrą. Ta pierwsza bardziej mi podpasowała.
Fajny jest też gulasz z ciecierzycy (garbanzos). Do rzeczonej ciecierzycy dodaje się cebulę, paprykę, pomidory, chorizo, wędzony boczek i ichnią kaszankę (morcilla się toto, bodajże, nazywa). Spotkałam ją w wersji podobnej do naszego leczo i jako klasyczną zupę. Wolę tę leczową postać, a że jestem pomidorowa – jadałam z wielką przyjemnością, a choć oni dodanie świeżej bazylii uważają za profanację dania – mi tak smakował najbardziej:)
Przechodzę więc do obiecanych łakoci.
A zacznę od kawy barraquito. Z grubsza wygląda to tak, że do espresso dodaje się mleko zwykłe i słodkie skondensowane, taki ich bananowy likier 43 (to nazwa:)), szczyptę cynamonu i plasterek limonki. Podaje się ją w wysokich szklanych pucharkach, bo cały urok w jej pasiastości:) Smakowała mi średnio, dopóki nie zaczęłam dodawać odrobiny papryki chili. Wtedy – jak na kawę – nawet dało się to pić;) Jest jeszcze wersja bezlikierowa tego cudu, a nazywa się leche leche:)
Mają też Afrutado, niby wieloowocowe wino (w zasadzie, bo ja wiem – koktajl? dużo w tym wody, trochę procentów i pół tablicy Mendelejewa;), jak na słodkie – całkiem, całkiem, choć ja wolę wytrawne. Mieszkańcy Kanarów uważają je za rodzaj eliksiru na wszelkie dolegliwości, jeśli nie przekracza się dwóch lampek dziennie;)
Oprócz Afrutado, mają też Plate – wino (jedyne na świecie uprawnione do używania tej nazwy) z bananów i wino z marakui – to jest lekkie, słodkie i musujące.
Mają też rum z trzciny cukrowej, dodają go do wszystkich niemal koktajli, a za specjał uważa się tam „Ron Miel” czyli rum z syropem palmowym. Pija się go z kieliszka, gdy jest lekko schłodzony. Czasami dodaje się też parę kropel soku z limonki albo cytryny i w takiej postaci dawałam radę przełknąć:)
Warto jeszcze wspomnieć o miodzie daktylowym z odparowywanej żywicy daktylowców. Smakuje trochę jak nasz miód wielokwiatowy, choć jest gęstszy i ciemniejszy:)
Mogę jeszcze parę słów o słodkościach, jeśli chcecie:)
No poprosimy [zawiązuje sobie język na supełek, żeby nie uciekł]
Mojo jak verde, to musi być zielone! 🙂
Egzotyczne specjały w kategorii słodkości i napoje na ogół zadziwiają mnie różnorodnością lokalnych gustów. Intrygujący ten miód daktylowy, bezpszczeli…
A rojo – czerwone:)
Z tego, co zrozumiałam (przewodnik nie znał polskiego) – nacina się pnie daktylowca, zbiera tę żywicę i potem odparowuje na wolnym ogniu przez kilka godzin. Ponoć z dziesięciu litrów żywicy trzeba odparować dziewięć litrów wody:)
Lokalne gusta nie podlegają dyskusji;) ale prawdą jest, że egzotyczne specjały działają na zmysły (przynajmniej moje) i zmysł smaku wlecze się tu na szarym końcu:)
Ok:)
Bardzo się pastwić nad łasuchami nie będę:):
Na pierwszy ogień taka słodycz, co się nazywa curros con chocolate. To ciasto smażone w głębokim tłuszczu, w kształcie ogromnych sopli, bardzo sycące, zwłaszcza z podawanym gęstym sosem czekoladowym, w którym się je macza:)
Ach! Zapomniałam o curros de pescado czyli kawałkach ryby maczanych w często doprawionym ziołami cieście curros i smażonych w głębokim tłuszczu. Pycha! Zarówno jako tapas, jak i z frytkami jako oddzielne danie:)
Higo pico czyli kłujące figi to nic innego jak owoce opuncji – słodkie, orzeźwiające, można kupić jako białe czyli higo pico blanco oraz czerwone – higo pico rojo:) Są już wtedy bez kolców:)
Próbowałam też dżemów z banana i kaktusa. Szczerze? Wolę nasze poziomkowe konfitury;)
Za to na pewno warta polecenia jest lemoniada z opuncji. Ma przepiękny ciemnoróżowy kolor i schłodzona jest wyborna. A powinna się chyba nazywać opuncniada:)
Próbowałam też rosquetes canarios czyli lukrowanych pączków z nadzieniem (za rarytas uważa się to z guawy) – pączki jak pączki. Bardziej smakowały mi rosquetes de batata czyli pączki ze słodkich ziemniaków, ale to może dlatego, że wprost przepadam za naszymi regionalnymi racuchami (pampuchami) a rosquetes de batata mi je trochę przypominały:)
Wydaje mi się, że curros to może być lokalny odpowiednik churros (pisownia na tyle podobna, że sugeruje).
„Opuncniada” trochę niewygodna w wymowie, proponuję „opuncjadę”
Opuncjada brzmi za bardzo Lemowsko jakoś;)
A skoro szczypie w język przy piciu, niech też poszczypie przy wymawianiu – coby szoku kubkowego nie było;)
To byłaby faktycznie onomatopeja, o tym samym efekcie działania na fizjologię i przy wymawianiu!
🙂
Tak. też myślę, że to to samo ciasto, bo i jedno i drugie parzone i smażone w gorącym tłuszczu:)
Dżem z banana i kaktusa oraz lemoniada z opuncji to kolejne rzeczy, o które prosiłabym Gienię, aby miała „na stoliku”.
Zupa ziemniaczana wydaje mi się interesująca.
Ze słodkości chętnie spróbowałabym ZAWSZE wszystkiego, bo jestem łasuch na słodycze.
Jutro na śniadanie bardzo proszę, aby Gienia miała miód daktylowy.
Witaj Leno!
Jak dobrze, że wcześniej zjadłam kolację.
Bardzo dziękuję za ten obszerny kulinarny komentarz.
„Wskoczyłam” na Wyspę w czasie reklam, więc wracam do oglądania.
Umykam takoż, dobranoc wszystkim!
To tak – pożegnam się już, bo parę schodków wyżej znalazłam ciekawy link i zaczęłam oglądać, i chcę to oglądanie dokończyć, i też się odnieść jak Makówka i Tetryk:)
Więc: dobrej nocki, Wyspo:)
Słusznie Leno, że chcesz dokończyć, bo warto.
Umykam, dobranoc.
Dzień dobry!
Za oknem całkiem miło, aż żal, że człek musi do roboty.
Ale zanim, to jeszcze poprosimy tę panią.
Gienia powiedziała, że nie dostanę niczego nowego, póki nie dojem trzech ostatnich pasztecików ze Świąt.
No to zjadłam. Z czystym barszczykiem z instantu własnej produkcji. Taki niby-obiad na śniadanie;)
Dzień dobry, Quacku:)
Witajcie!
Z optymistycznym uśmiechem:
Z uśmiechem witam Państwa!
Przez chwilę w domu, a wieczorkiem znowu knucie…
Szanowni Wyspiarze!
Ktoś coś buduje? Quacku Twoje ptaszki już chcą przyfrunąć na Wyspę?
Teraz robię porządki w szafie, jestem domowa, wieczorem mogłabym zbudować drugą część, póki jeszcze coś pamiętam.
Co Wy na to?
Jeszcze nie, ptaszki najszybciej w niedzielę!
Chciałam napisać, że mogą być ptaszki, może być Teneryfa, ale Quack mnie ubiegł – więc jak naobiecywałaś, Makówko, to – dotrzymuj:)
Dzień dobry:)
Taaaa…ale najpierw trzeba zrobić coś z tym wszystkim, co wywaliłam z jednej szafki na środek pokoju celem wyrzucenia jakichś „przydasiów”.
Międzyspacerkowe dzień nieco zaspany ale dobry, Wyspo:)
Zaokienny świat wciąż dziś wygląda, jakby jeszcze nie wyściubił noska spod wygrzanej miłymi snami kołderki:)
Ciekawe co na to pan Wieczór…
🙂
Witaj międzyspacerkowa Leno!
🙂
Koniec pracy na dzisiaj, norma wykonana.
I od razu na przerwę, dzisiaj znów dentystyczną
ale to już koniec bieżącego leczenia. Zobaczymy, co dalej.
Jak fajnie, Quacku, że masz zwyczaj komunikowania o przerwie, bo zastanawiałam się właśnie, jak i gdzie zagaić o obejrzanym wczoraj wywiadzie:) Może nawet uda mi się odrobinę złagodzić Twoje dentystyczne przeżycia?
Quacku, muszę powiedzieć, że wywiad bardzo mi się podobał. Z przyjemnością słuchałam Twoich odpowiedzi, bo były merytoryczne, na temat, konkretne. Słuchałeś pytającego, a on słuchał Ciebie – pod tym względem kawał dobrej, dziennikarskiej roboty z obu stron.
Że Ty byłeś przygotowany, to zrozumiałe, spędziłeś z tłumaczoną powieścią mnóstwo czasu (a to, że przeczytałeś ją ponownie specjalnie do wywiadu drugi raz, potwierdziło moje podejrzenia, jak poważnie i profesjonalnie podchodzisz do swojej pracy), ale wiedział także, o czym mówi i o co pyta(ć), rozmawiający z Tobą. To sprawiło, że nie tylko jasno i klarownie wyrażaliście swoje opinie oraz elegancko dochodziliście do wspólnych wniosków, ale też znamionowało szacunek dla słuchacza. Ani przez chwilę nie zapomnieliście, że „bohaterką”, „gwiazdą” jest tu tłumaczona powieść, że to o utworze (sposobach, trudnościach, warsztacie tłumaczenia i osobistych wrażeniach tłumacza) chciał się czegoś słuchający dowiedzieć. Na specjalną pochwałę zasługują też takt i delikatność, z jaką poruszaliście kontrowersyjny, bądź co bądź, temat, a emocje (bo były przecież, były, i to z obu stron:)) należały do tych pozytywnych.
Słowem – stworzyliście świetny tandem i ta rozmowa spokojnie mogłaby się znaleźć wśród przykładów dla młodych adeptów dziennikarstwa jak należy przeprowadzać wywiady.
No i nie bez znaczenia jest fakt, że było Ci bardzo do twarzy w tej cudnej branżowej tiszertce;)
W pełni się z Tobą Leno zgadzam. Natomiast nie umiałam tego tak ładnie napisać.
Bardzo dziękuję obu Wam za miłe słowa, staram się podchodzić poważnie do każdej takiej okazji.
Dentysta zaczął później, niż myślałem, a skończył w ogóle jeszcze później (a miało być właśnie krócej), ale on też podchodzi poważnie, więc nie narzekam.
🙂
Nic, tylko się podpisać (za pozwoleniem, rzecz jasna!).
Podmarznięte nieco dobry wieczór, Wyspo:)
Pan Wieczór dobry, jako się rzekło wyżej, ale nieco zakatarzony. Może tym należy tłumaczyć jego chłodne przyjęcie;)
Dziś na spacerku dżdżownicowo i wstężykowo, choć więcej spacerowałyśmy po szosie niż gaju:)
Dobry wieczór! Czy dżdżownicowo oznacza dodatkowy poczęstunek dla Psiulki? Bo wstężyki mogłoby jej być trudno wyciągnąć z domu.
🙂
Nie, jakoś na dżdżownice nie miała tym razem smaka;)
Pewnie w domu czekało co lepsze. Albo przed wyjściem zjadła.
Ona kolację je przed spacerkiem, Quacku:) I zdarzają się rarytasy, gdy i ja jem kolację przed spacerkiem. Z tym, że rarytasem jest niemal wszystko, co jem ja:)
Wysłuchała gdzieś narracji świątecznej pisu?
Nie sądzę. Ona lubi tylko Komisarza Alexa;)
A którą miałeś na myśli?
Tę o tym, czym na co dzień żyjemy?
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry, jako się rzekło 😉
O grozie diety z robaków…
Wszak dżownice to nieowaki*. Dżownice to r o s ó w k i 😉
*określenie Smarkactwa
Wróciłem. Jeszcze tylko coś łyknę…
Zaś z procentami?
Zapraszam piętro wyżej na część drugą.
Już lecę!
Też się już pożegnam:)
Pod lampką, bo na nowe eskapady nie mam już siły:)
Dobranoc, Wyspo:)
Spokojnej i do zobaczenia o innym czasie piętro wyżej!
Skoro wszyscy tu się żegnają to i też tu
Spokojnej, też umknę!
Witajcie!
Wiosna coraz bliżej! Ech, poszedłbym na spacerek!
Weekend przed Tobą Tetryku!