Spotkała nas dziś dosyć sympatyczna przygoda.
Dzień zapowiadał się średnio upalny, więc postanowiłam wybrać się nieco dalej niż zwykle – nad maleńkie jeziorko, którego brzeg jakby stworzony został do wodnych harców. Nie znaczy to, że gdyby dzień był upalny – siedziałybyśmy w domu. Nie. Ale na pewno pojechałybyśmy dużo bliżej, by jak najkrócej kisić się w graciku, który może i jest cudem techniki, ale sporo- już -letnim i klimatyzacji nie posiada.
Dojechałyśmy planowo i po dojściu na miejsce z zadowoleniem stwierdziłyśmy, że jesteśmy jedyne (i niepowtarzalne też, ale może o tym opowiem innym razem).
Rozłożyłyśmy się na trawie, tuż przy granicy piasku. Psiułka zwyczajowo obiegła teren, a ja zaległam sobie na kocu.
Nie działo się nic szczególnego – trochę pływałyśmy, trochę się opalałyśmy, drzemałyśmy (Psiułka), czytałyśmy (ja) – słowem typowy plażowy dzionek.
Przesiedziałyśmy tam do popołudnia i w pewnym momencie zgodnie orzekłyśmy, że pora wracać do domu.
Pakowania nie było wiele, więc uporałyśmy się z tym szybko, zwłaszcza Psiułka, która za cały bagaż miała miskę na wodę, którą i tak ja za nią dźwigałam, i brzegiem jeziorka ruszyłyśmy do samochodu.
Po kwadransie doszłyśmy do zatoczki i natknęłyśmy się na dwóch młodych panów wędkarzy.
Psiułka rozszczekała się na wszelki wypadek, więc chciałam jak najszybciej ich minąć, ale kiedy zamilkła, by nabrać oddechu, jeden z nich powiedział:
– Mi też miło cię widzieć, Ruda! – i roześmiał się.
Psiułkę wmurowało. Przysiadła z półotwartym pyszczkiem, wgapiając się w nietypowe indywiduum, które ani trochę się jej nie przestraszyło. Nie wiem, co sobie myślała, ale może uznała, że nie ma sensu tracić czasu na kogoś, kto i tak tego należycie nie oceni i – była cicho.
Tymczasem drugi z wędkarzy wyrzucił z łódki okrągły kasarz. Zerknęłam mimochodem i aż się uśmiechnęłam.
– Piękny połów – powiedziałam.
Panowie zgodnie mi przytaknęli.
– Będzie z dziesięć kilo – orzekł fachowo ten, który spacyfikował Psiułkę.
– Albo i z dwanaście – potwierdził drugi.
– Gratuluję i do widzenia – uśmiechnęłam się znowu i pociągnęłam Psiułkę.
– A nie chce pani jednego? – spytał ten witający się.
– Mogę chcieć – roześmiałam się. – A po ile?
Byłam przekonana, że chcą ze mną zrobić interes, a że lubię rybę, nie miałam nic przeciwko temu.
– Nic – odparł ten drugi, wyrzucając ryby na trawę. – Niech sobie pani wybierze któregoś.
– Ale ja nie mogę… – zawahałam się.
– Co tam – nie mogę! Nie wie pani, że jak dają, to trzeba brać, a jak biją to uciekać?
Roześmiałam się i wybrałam najbliższą sztukę.
– Obrać pani?
– Nie. Dziękuję. Ale ja mogę panom pomóc w czyszczeniu. Chociaż tyle w rewanżu…
Panowie spojrzeli najpierw na mnie, potem na siebie.
Mogłabym przysiąc, że temu drugiemu złośliwie błysnęło oko przy podawaniu mi noża.
Tak, wiem, że nie wyglądam na kogoś, kto umie obrać ziemniaki i pokroić mięso, więc pseudo-odkrywcze uwagi o nierobach z długimi paznokciami nauczyłam się kwitować nieprzyjemnym śmieszkiem. Jak również tego, że nie warto napomykać, iż moja rodzina nie umiera z głodu i nie zarasta brudem tylko dlatego, że mam zadbane ręce, więc i tym razem po prostu zabrałam się za skrobanie. Ostatecznie wychowałam się nad Jeziorem i ktoś te Tatowe i Braciane trofea musiał sprawiać…
Poszło nam szybko, bo panowie również nie próżnowali.
– Swojej pani nie obrała – usłyszałam na koniec.
– Zrobię to w domu – odparłam, bo już się trochę zaczęłam śpieszyć.
Dostałam od nich reklamówkę i pożegnałyśmy się wreszcie.
Po powrocie przekąsiłyśmy co nieco i wzięłam się za czyszczenie. Ale najpierw pstryknęłam darowanemu okazowi zdjęcie, a nawet – dwa:)
« Na działce i na przełomie | Ośmaczek na włoskiej wyspie Ischia. » |
11
lip 2022
Dobry wieczór na nowym pięterku!
„Podobno ryb łowienie nerwy leczy,
Więc łowie ryby, lecz cóż z tego, gdy
Nie trafia się szczupaczek ani leszczyk
-Smutny deszczyk sobie mży”
A tu się trafił. I bez deszczyku!
Witaj, Quacku:)
Za to z dreszczykiem:)
Może i leczy, ale u mnie tylko wtedy, gdy biorą:)
A a propos różnych Starszych Panów, to opowiadał mi Tata, że właśnie na naszym Jeziorze łowił ryby pan Dymsza, a rożek, przy którym stawał (łódką), długi czas nazywano „rożkiem Dynszy”:)
Ach, czyli jeśli nie biorą, z nerwami robi się jeszcze gorzej?!
Zgadłeś:)
Jestem z tych, co lubią mieć zajęte ręce. I tylko w jednym przypadku mogą pozostawać we względnym bezruchu – gdy są zajęte książką:)
Mogę tylko przyklasnąć (akurat nie trzymam książki).
I zmykam, dobranoc!
Miłej nocki, Quacku:)
To ja też pożegnam się już tutaj:
dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry, tutaj pada i wg prognoz ma padać do 10.00.
Dzień dobry, Quacku:)
Tutaj nie pada:) Za to obłoczki się kędzierzą:)
Witajcie!
Po gorącym czerwcu chłodny lipiec? Czuję się jak hartowana stal. Staram się nie pękać…
Od środy zapowiadają ocieplenie na terenie całego kraju, do przyzwoitych 26 stopni, zdaje się…
Witam!
A dzień dobry!
Dzień dobry, Makówko:)
Zanika Internet…
Jesteś w drodze? Ma prawo niestety
W pociągu
Opóźnionym oczywiście.
Ja już nie wiem, jakie pociągi w Polsce się nie spóźniają. Może towarowe?
To bodajże w cyklu „Ja z moim tatkiem” J.Sawaszkiewicza pani za karę kazała bohaterowi sto razy napisać na tablicy zdanie:
„Pociągi w Polsce zawsze przychodzą punktualnie.”,
gdy ten wyrwał się, że jest ono fałszywe i nielogiczne:)
Pani była żoną zawiadowcy rodzimej stacji…
O tak, Quacku:)
Uwielbiam Sawaszkiewicza:) Jeśli nie miałeś okazji, to polecam bardzo, zwłaszcza cykle (traktujących o absurdach rzeczywistości) opowiadanek o Tatce:)
Według mnie niewyczerpalne źródełko dobrego humoru.
Kojarzę Sawaszkiewicza, kiedyś ktoś ze znajomych go cyklicznie publikował na Facebooku chyba, ale zdaje się przestał.
Szkoda, że przestał.
Jednak co papierowa wersja, to – papierowa – sięgasz kiedy chcesz:)
Czekaj, ale pięć minut? To nienajgorzej. Czy już wzrosło?
Do 10 minut.Ale to pendolino bądź co bądź.
Jestem już w autobusie MPK
No tak, pendolino… ale one też się psują.
On się nie zepsuł. Podjechał dużo przed czasem. Pasażerowie wysiedli, wsiedli i on dalej stał i ruszył 5 minut po czasie. Do Krakowa miał 10 minut, to oczywiście drobiazg, ale nazwa pendolino i cena biletu powinno do czegoś zobowiązywać.
Maczku, czasami takie opóźnienie wynika z problemów na trasie. Tory to nie szosa, inny (na przykład opóźniony po awarii) pociąg nie zjedzie na pobocze i nie poczeka, inne muszą go przepuścić:)
Koleżanka parę dni temu spędziła 5 upalnych godzin na pokładzie samolotu, czekającego na start…
Rany, 5 godzin? Jak lecieliśmy w lutym do Egiptu, to pasażerów z „naszego” samolotu przetrzymano w maszynie jakieś 2 godziny (ze względu na wyjątkowo porywisty wiatr), ale nie w upale, na szczęście.
Oraz: zdarzyło mi się być chyba ze dwa razy w życiu na pokładzie pendolino, w którym całkowicie wyłączono zasilanie (raz to był chyba reset wszystkich systemów) i przez jakieś 15 minut musiałem dawać sobie radę bez klimatyzacji – bardzo podobne wrażenia, jak z samolotu, tzn. takiego, w którym wyłączono wszystkie systemy.
Ale ty się pojawiasz! Bilans jest dodatni!
Jak smakowała ryba Leno?
Bardzo, dziękuję:)
Nie smażyłam całej, część zamroziłam, bo nie jestem jedyną amatorką ryb, a skoro już wysłałam fotki informujące, głupio byłoby nie poczekać z konsumpcją na resztę rybolubów:)
Też uwielbiam ryby i owoce morza.
Ja z owoców morza tylko tuńczyka:)
Cała reszta za bardzo działa mi na wyobraźnię;)
Wiemy, ośmiornico!
Coraz więcej poszlak przemawia za tym, że nam Maczka podmieniono…;)
Makowa ośmiornica, czy ośmiornicowy mak?
Nie pokażę teraz zdjęcia tego co miałam na talerzu, bo zostawiam na wpis, który kiedyś planuję zrobić.
Chyba makowa ośmiornica, bo one potrafią przybrać dowolny kolor, jak kameleony (a zdaje się, że nawet lepiej).
Myślałam nad skrótem, ale wyszło mi „mo ” i jakoś to mi się źle kojarzy.
Może m oś ?
Mośka. Mosiunia. Mośmiornica.
Te Mośki bardzo starozakonnie brzmią… Żeby nie powiedzieć – ortodoksyjnie, Quacku;)
Może Ośmaczek… 🙂
Ośmaczek dużo lepszy!
Dziękuję.
Nie wiem, czy lepszy, Quacku – grunt, że Maczkowi się podoba:)
W sumie (jak pisałam już u Quacka) różnica nie taka znów wielka – po prostu przy tarczy (bo tak się nazywa ten dekielek) pojawiły się ramiona. Może to być nawet bardziej poręczna;) opcja:)
Czesi mieli Makovou Panenku, my możemy chlubić się takąż Ośmiorniczką! 🙂
Makowa Śmiorniczka i Pławikonik Emanuel;)
OŚMACZEK mi się podoba!
<3
Dzień dobry w ten ciepły choć nieco chmurzasty poniedziałek, Wyspo:)
A zaczniemy od wierszyka, bo jak inaczej;):
Leszcz za wąsy suma szarpie.
„A to śmiałość!” – rzekły karpie.
„Karpie dobre są, lecz w sosie” –
Odezwały się łososie.
„Głupie żarty” – rzekła flądra.
„Patrzcie, flądra jaka mądra,
Skąd u flądry rozum taki?” –
Obruszyły się szczupaki.
„Cóż za dziwne obyczaje,
Że okoniem szczupak staje?” –
Mruknął sandacz. Więc sandacza
Zbeształ okoń: „Pan uwłacza
Mnie i całej mej rodzinie,
Niech pan od nas precz odpłynie!”
Rzekły śledzie: „Ryby rzeczne
Są zazwyczaj niedorzeczne”.
„Każda woda im za słodka” –
Przygadała śledziom płotka.
Karaś milczał. Tylko kilka
Jeszcze słów rzuciła kilka,
A sardynki z tej rozmowy
Potraciły całkiem głowy.
(„Ryby” – J.Brzechwa)
Ładnie i a propos!
Dziękuję:)
No dybra, to lecę na opóźniony odrobinkę spacerek:)
Po niespodziewanej dość kamerkowej integracji rodzinnej i ja się pożegnam: dobrej nocki, Wyspo:)
Jak wszyscy to wszyscy Makówka też.
DOBRANOC!
Ośmaczek też już się żegna.
Śpijcie dobrze!
Dzień dobry, pakujemy się.
Udanych wakacji i szerokiej drogi!
Dzień dobry, Quacku:)
Udanych wojaży:)
Witajcie!
Podróżującym szerokości na drogach i w przestworzach, domowym po prostu miłego piąteczku! 🙂
Ale się pośpieszyłeś:)
Bardziej niż ja ostatnio:)
Dzień dobry, Tetryku:)
A czemuż to we wtorek nie można by życzyć miłego piątku?
To przecież miła perspektywa!
Nie wydaje mi się, bym napisała, że nie można, Tetryku:)
A perspektywa każdego miłego dnia jest miła;)
Zabawne są te Wasze dialogi:)
Bo nie ma to jak pokonwersować na poprawę nastroju;)
No, może jeszcze spacerkowanie wywołuje podobny wysiew endorfin;)
Jeszcze pływanie i jazda na nartach.
I parę innych rzeczy:)
Wyspane, odespane dzień dobry!
Gdyby tak można było nadspać na weekend:)
Jeszcze chwilę w zielone gramy (na miejscu)…
A dużo tych zielonych wzięliście? Twarde czy miękkie?
W sam raz, mam nadzieję.
Zaraz ruszamy!
Ja wolałam kartę wielowalutową, ale oczywiście trochę Euro w gotówce też miałam, bo nie wszędzie można płacić kartą np. w samolocie tylko Euro w gotówce.
Szerokiej drogi Quacku!
Wracaj z dużą ilością zdjęć i wrażeń do podzielenia się na pięterku!
Deszczydło i wiejba u nas, że hej, więc przywitanie odrobinkę kwiatowe:):
„Na ulice, na podwórze
rzuca deszcz deszczowe róże.
Każda mokra jest okropnie,
liście ma jak srebrne krople.
Już chodniki i kałuże
przystrojone w srebrne róże,
już na schodach i na ganku
pełno jest błyszczących wianków.
A ja sobie zaraz, wiesz,
Wyjdę na ten wielki deszcz!
Wyjdę z domu, no i już!
Zrobię bukiet z mokrych róż.”
(„Deszczowe róże” – D. Gellner)
Dzień dobry, Wyspo:)
Przemoknięte i przewiane, ale rudo-szczęśliwe dobry wieczór, Wyspo:)
Ciekawe, która bardziej ruda, a która bardziej szczęśliwa?
Obie bardziej.
🙂
Myślę, że Psiułek i bardziej rudy i bardziej szczęśliwy, ale obie jednakowo przemoknięte i przewiane:)
A wiesz, że czegoś w tym stylu się spodziewałem…
Robię się przewidywalna… I jak z tym żyć? Jak żyć?
😉
Włączyć szaleństwo i nieprzewidywalność.

Oj, nie wiem, czy ktoś by to wytrzymał;)
To nie ty, tylko Psiulka!
Akurat nad względną przewidywalnością Psiułki nieźle się napracowałam i z tym żyje mi się całkiem, całkiem;)
Pora na dobranoc i listek sałaty, że tak powtórzę za klasykiem, i pożegnam się:
miłych snów, Wyspo:)
To i ja…dobranoc!
Słonecznie witam!
Ja też słonecznie Cię witam, Makówko:)
Na przekór chmurom i deszczowi, który zaczął chyba właśnie sjestę:)
Witajcie!
Kocham wiatr! Tylko czemu wieje mi w oczy?
Nie lubię wiatru, (chyba że delikatny w czasie upału), bo wtedy są wahania ciśnienia i źle się czuję.
Ale kocham słońce i takie błękitne niebo jak teraz.
Dzień dobry, kochani, daję tylko znać, że już czekamy na samolot. Do zobaczenia po powrocie!
Miłego lotu i wspaniałego wypoczynku!
Bawcie się dobrze i wypoczywajcie!
Udanego pod każdym względem wczasowania, Quacku:)
Dzień dobry:)
Ponieważ w kwestii pogody niewiele się zmieniło, zaczniemy innym utworkiem pani Doroty G.:):
„Gdy pada na nosy, gdy pada na krzaki,
to budzą się zaraz Deszczowe Dziwaki.
Deszczowe Straszydła, Deszczowe Potworki
i prędko wyłażą z kałuży jak z norki.
Pod rynną się kąpią i myją tam uszy
i każdy się pluszcze a żaden nie suszy.
Łóżeczek nie mają, kołysek nie znają
a swoje maluchy w kaloszach huśtają.”
(„Deszczowe Dziwaki”)
Dzień dobry, Wyspo:)
Gdy świat lśni, drobnym deszczem zroszony,
po chmurach gonią się płanetniki,
spod mokrych krzaków gniewne okrzyki
słychać – to złoszczą się dziwożony…
(słabe, ale moje 😉 )
No i po co to krygowanie się?
🙂
Czemu – słabe? Jesteś dobrym lirykiem. Na poczuciu humoru też Ci nie zbywa. Mi się podoba:)
Napisałam kiedyś coś podobnego, nie w kontekście deszczu, lecz prasłowiańskich demonów właśnie:) Nazywało się to …rozmowa ze smętkiem druga…:
zapachniało słodko w szuwarze
pszenno-złotym miodem dziewannym
kurupira o jasnej twarzy
wypłoszyła ćmucha z fontanny
odwrócony ślad stóp na ścieżce
biedrzeńcami rozsiał się cicho
pokropione wieczornym deszczem
chichotało leśne pal-licho
w starej wierzbie kręciek zastukał
zajarzyło się miedzią próchno
dobrochoczy gonił kłobuka
aż się zmęczył biedak i usnął
kiedy kapnie rzewną półnutką
wydzwonioną pośród ostępów
westchnę sobie czasem leciutko
i pomyślę nie ma cię smętku
😉
A teraz lecę na spacerek, bo Psiułek wypala mi już dziury w kolanach:)
Po powrocie zrobię własnopięterkowy rachunek sumienia i pobiegnę gościć się do Maczka:)
189 komentarzy to chyba już mogę zaprosić na nowe pięterko?
Pożegnam się jednym z moich ulubionych wierszy W. Szymborskiej:):
„W rzece Heraklita
ryba łowi ryby,
ryba ćwiartuje rybę ostrą rybą,
ryba buduje rybę, ryba mieszka w rybie,
ryba ucieka z oblężonej ryby.
W rzece Heraklita
ryba kocha rybę,
twoje oczy – powiada – lśnią jak ryby w niebie,
chcę płynąć razem z tobą do wspólnego morza,
o najpiękniejsza z ławicy.
W rzece Heraklita
ryba wymyśliła rybę nad rybami,
ryba klęka przed rybą, ryba śpiewa rybie,
prosi rybę o lżejsze pływanie.
W rzece Heraklita
ja ryba pojedyncza, ja ryba odrębna
(choćby od ryby drzewa i ryby kamienia)
pisuję w poszczególnych chwilach małe ryby
w łusce srebrnej tak krótko,
że może to ciemność w zakłopotaniu mruga?”
(„W rzece Heraklita”)
Dziękuję za miłe rozmowy na pięterku, które z jednej ćwierci urosło do czterech:)
Miło było mi Was gościć, a teraz sama udaję się pobyczyć do Maczka:)