« Fraszkowo Nie bądź »

Lajkonik: Reedycja. Odc. 16

To jest opowiadanie, przepraszam za określenie, o niczym. Prawie nic się tu nie dzieje. No chyba że w retrospekcji. Więcej tu szczegółów, kolorów, melodii i wrażeń. Ot, taki impresjonizm. A mimo to jest to jedno z moich ulubionych opowiadań o panu Ignacym.
__________________________________________________________

Lajkonik i jesienne zauroczenie

Pan Ignacy Lajkonik obudził się tego dnia w podejrzanie wesołym nastroju. Nic go nie bolało, czuł się wyspany i wypoczęty, a pogoda za oknem tym razem jakby wtórowała jego gwizdaniu, kiedy golił się przed lustrem w łazience. Było słonecznie, bezchmurne niebo wydawało się uśmiechać do ludzi, ale kiedy otworzyłeś okno – czuć było chłodny powiew, zupełnie jak od żelu do golenia, świeżo nałożonego na męski podbródek.

Pan Ignacy pogwizdywał przy goleniu dość nietypowo, mianowicie partię smyczków z pierwszej części (czyli Allegro) Piątego Koncertu Brandenburskiego, swojego ulubionego. Kiedyś, gdy wszyscy sąsiedzi wychodzili do pracy mniej więcej o tej samej porze, na gwizdanie pana Lajkonika podczas golenia zapadała w łazienkach piętro wyżej i niżej zdumiona cisza. „Jak to?” zdawała się mówić „Dlaczego sąsiad nie gwiżdże ‘Majteczek w kropeczki’ lub bardziej kosmopolitycznie ‘Yellow Submarine’?”. Pan Ignacy, co znamienne, nigdy tej ciszy nie zauważał, ponieważ w jego głowie grała cała reszta orkiestry. Wyobrażał sobie wtedy, że jest zarazem pierwszym skrzypkiem i dyrygentem, a kiedy wyobraził sobie to zbyt intensywnie, zaczynał gestykulować, jakby trzymał w dłoni batutę, a nie maszynkę do golenia. Co ciekawe, nigdy się przy tym nie zaciął.
Odświeżony i dziarski, pan Lajkonik przygotował sobie skromne śniadanie – poranną kawę z ekspresu oraz jajko w toście z patelni – nieduże kurze jajko, a czasem dwa jaja przepiórcze, wbite w wykrojoną wcześniej w kromce tostowego chleba dziurę i usmażone na maśle. Dzisiaj pan Ignacy, zanim zabrał się do smażenia, długo czegoś szukał w szafce pod sufitem, a potem ze zwycięskim uśmiechem wykroił w toście serce z piernikowej foremki.

Po śniadaniu usiadł z kawą do pracy. Włączył komputer, sprawdził pocztę, wyrzucił do wirtualnego kosza cały spam – ten przyzwoity i ten mniej, otworzył plik w edytorze i… złapał się na tym, że zamiast wziąć się za robotę, siedzi na krześle i uśmiecha się życzliwie do komputera. To stwierdziwszy, poczuł się całkowicie rozgrzeszony i zaczął wspominać wydarzenia zeszłego wieczoru.

A było tak: zapukał do drzwi pani Chandry lekko zdyszany, bo w kwiaciarni była kolejka, a pan Ignacy nie cierpiał się spóźniać. Czekanie w kolejce opłaciło się jednak; kiedy gospodyni otworzyła, okazało się, że bukiet herbacianych róż w kolorze specyficznej żółci, po brzegach wpadającym w nutę żółtaworóżową, przepięknie harmonizuje z urodą pani domu i jej strojem. Pani Chandra bowiem wyglądała dokładnie tak, jakby wskazywało jej imię – czyli na rodowitą Hinduskę. Czarne, gładko zaczesane włosy zaplotła w warkocz, który opadał na plecy. Na sobie miała ozdobne, wiśniowe sari we wzorek z drobnych rozetek. Z karminem sukni przyjemnie komponowała się pomarańczowa bluzka choli o lekko spłowiałym odcieniu. Cała postać pani Chandry, uzupełniona o biżuterię (ciężkie bransolety z ciemnego złota) i wspomniany już bukiet, wyglądała na tle wyłożonego ciemną boazerią przedpokoju jak ciepły, rozżarzony węgielek. A pan Ignacy na ten widok po prostu zapomniał języka w gębie.

Na szczęście zaraz sobie go przypomniał, ale resztę wieczoru pamiętał jak przez mgłę. Pojedyncze obrazy, dźwięki, wrażenia – zmysłowy zapach perfum, chyba drzewa sandałowego, zmieszany z wonią kadzidełka, błyski mosiężnych naczyń, zaskakująca w tym otoczeniu szarlotka z kruchutką bezą na wierzchu i zupełnie stosowna – indyjska herbata z kardamonem, a wszystko to na tle sączącej się leniwie z głośników hinduskiej muzyki, wbrew obawom pana Ignacego wcale nie jazgotliwej. A nade wszystko gospodyni, promieniejąca uśmiechem jak letnie słońce, dolewająca gorącej herbaty do czarek, a przy tym skromna i przemiła. Nisko nad stołem wisiała lampa z kloszem z tykwy, rzucająca krąg ciepłego światła na stół i oboje siedzących przy stole. W tym świetle indyjski strój pani Chandry lśnił, jakby oddawał światło indyjskiego lata, podczas którego był tkany i szyty. Kolory i zapachy kojarzyły się panu Ignacemu z leniwym, sierpniowym popołudniem, kiedy upał zelżeje, a na gałęziach drzew dojrzewają już jabłka, gruszki, śliwki i brzoskwinie o barwie indyjskiej żółci.

Przegadali z panią Chandrą („Och, po prostu Czandra”) cały wieczór, a kiedy się żegnali, pan Ignacy objął ją ramieniem i delikatnie przytulił. Potem, już na klatce, prawie skoczył i wyciął w powietrzu hołubca, bo w najśmielszych snach nie przewidywał takiego przebiegu wydarzeń tego wieczoru. Kiedy wyszedł przed blok, deszcz jeszcze padał, ale już bez przekonania; mimo to panu Ignacemu wydawało się, że przechodząc przez klatkę schodową, przeniósł się w czasie z sierpnia prosto w deszczowy październik. – A mnie jest szkoda lata… – zanucił i pognał dalej jak na skrzydłach.

Z miłych – i tak niedawnych – wspomnień obudził pana Lajkonika niecierpliwy dzwonek do drzwi. Przesunął dłonią po twarzy i poszedł otworzyć drzwi. Za nimi stał jego ulubiony siostrzeniec, Karol, z lekka już zniecierpliwiony.
– Cześć, wujek. Co się stało? Dzwonię i dzwonię, a ty nie otwierasz, już się przestraszyłem… – A pan Ignacy przypomniał sobie w tej właśnie chwili, że to już wpół do trzeciej po południu – pora, na którą on sam zaprosił w zeszłym tygodniu Karola, aby poczęstować go niezawodną-i-zawsze-się-udającą zupą pomidorową Lajkonika. Z koperkiem, oczywiście. Teraz, niebotycznie spłoszony, próbował usprawiedliwić się przed siostrzeńcem nawałem pracy.

Karol nie był z tych, którzy potrafiliby się gniewać z takiego powodu, a jeszcze na ulubionego wuja… Wzięli się obaj szybko za kuchenne przygotowania, Karol z humorem, a pan Ignacy – z błogim uśmiechem, który tak długo gościł na jego twarzy, aż siostrzeniec nie zdzierżył.
– Wujek, ty coś brałeś? Jakieś lekarstwo – zapytał podejrzliwie.
– Ale skąd! – zaprzeczył z oburzeniem pan Lajkonik.
– Bo chyba nie te… dopalacze? – upewnił się Karol.
– Chłopie, o co ty mnie podejrzewasz? –
– No bo tak dziwnie wyglądasz… To jakaś chemia? –
Pan Ignacy zastanowił się przez chwilkę
– Wiesz co, można powiedzieć, że chemia. Ale naturalna. I nawet mogę ci powiedzieć, jaka… –
Karol zamienił się w wielki pytajnik.
– To Babie Lato! – powiedział z przekonaniem pan Lajkonik i zamrugał oczami, kiedy jego siostrzeniec zaczął rozglądać się za pajęczymi nitkami i wymachiwać dłońmi w powietrzu, chcąc je złapać. Pan Ignacy Lajkonik parsknął śmiechem i śmiał się jeszcze przez dobrych parę minut. Aż do momentu, kiedy pomidorowa zupa dała znać, że jest już gotowa.
___________

Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net oraz madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Oryginał wpisu – tutaj.

139 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry w niedzielne południe na nowym pięterku!

  2. Tetryk56 pisze:

    No i nareszcie wiemy, że pani Chandra z chandrą miała tylko podobnie zapisywane imię, a poza tym nic wspólnego…
    Szczęściarz z pana Ignacego!

  3. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Quacku:)

    Chandra jesienna o zapachu kardamonu i barwie indyjskiej żółci… ulotna jak Babie Lato…
    Ładne:)

    Pozdrawiam:)

    • Quackie pisze:

      No, jak napisałem – czysty impresjonizm! Pleasure

    • Lena Sadowska pisze:

      🙂

      Zastanawiałam się, czy nie napisać „jesienna” wielką literą (albo – z dużej;)).
      Kiedyś ktoś zapukał do moich drzwi, otworzyłam i usłyszałam:
      -Baba. Baba Janina. Śmietannę sprzedaję.
      Po zawarciu bliższej znajomości okazało się, że nazwisko pani Janiny istotnie brzmi Baba:)

      • Quackie pisze:

        Ha. Chyba nie wymieniałem nigdzie później nazwiska pani C., ale pewnie raczej byłoby indyjskie

      • Quackie pisze:

        Historia z Janiną bardzo ładna! Czy zdrabniała imię Janina do Jaga? (Chociaż to od Jadwigi raczej).

      • miral59 pisze:

        Od razu przypomina mi się, jak mój ojciec na zawodach spotkał faceta, który też dziwnie się nazywał. Mój ojciec miał nazwisko Piątek, a jego tenisowy rywal – Sobota. Początkowo myśleli, że to jakaś zgrywa, potem śmiali się, że Piątek z Sobotą spotkali się w niedzielę, żeby zagrać w tenisa stołowego Overjoy
        Czasami nazwiska są dziwne, czasami wręcz śmieszne…
        Mój ojciec miał kumpla, którego rodzice przy chrzcie skrzywdzili… miał nazwisko Wojewódzki (jak ten showman), a dali mu imię Alfons. Aż głupio się było przedstawiać imieniem i nazwiskiem…
        Tak samo i tutaj. Kiedyś w szkole spotkałam faceta. Był specjalistą od pomocy uczniom (studentom) w uzyskaniu takich czy innych zasiłków na dalsze kształcenie. Byłam zainteresowana, bo akurat moja córka kończyła High School i szukaliśmy jakieś pomocy finansowej do jej dalszego kształcenia. Wzięłam więc wizytówkę tego gościa. To był Polak, który mówił płynnie po angielsku, polsku i hiszpańsku. A nazywał się Kazimierz Fiut…
        Gdy nasza nauczycielka go przedstawiała – jakoś nie skojarzyłam, ale gdy zobaczyłam to napisane… Overjoy

        • Tetryk56 pisze:

          Jeden z profesorów polonistyki na UJ, autor niezwykle popularnego podręcznika, nosi to samo nazwisko. W związku z tym studentki mawiają, że przed sesją spędzają noce z Fiutem w dłoni…

  4. Lena Sadowska pisze:

    Jeszcze raz dobry wieczór, Wyspo:)

  5. Quackie pisze:

    Ale przynajmniej już wiadomo, że p. Ignacemu nie stała się żadna krzywda, a wręcz przeciwnie!

  6. Makówka pisze:

    Cały dzień załatwiam. Pomagają mi Przyjaciele, których poznaje się w biedzie.
    Odzywam się, że jestem, ale nie jestem teraz w stanie przeczytać wpisu, głowa mi pęka.
    Dobranoc !

  7. Lena Sadowska pisze:

    Magicznych snów, Wyspo:)

  8. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    To takie romantyczne… wyobrazić sobie jak to wszystko wyglądało Approve
    Szczęśliwe chwile mijają tak szybko… te upiorne i paskudne znacznie wolniej Wink
    Krótko mówiąc – brawo Mistrzu Q Brawo! In Love

  9. miral59 pisze:

    Czyżby do Makóweczki dołączyła Bożenka? Z tymi problemami co nas trapią? Sad
    To nie jest miłe… Weary

  10. miral59 pisze:

    Córeczka wróciła dziś do swego Denver. Lot miała spokojny i wszystko jest w porządku… tylko mnie jest smutno Sad Znowu jej długo nie będę widziała… ale takie jest życie i nic się na to nie poradzi Worry

  11. Quackie pisze:

    Dzień dobry, chwilowo nic nie pada. Ale tylko chwilowo.

  12. makowka9 pisze:

    Witam!

  13. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Miłe są romantyczne uniesienia, niestety proza życia znów przeważa…

  14. Makówka pisze:

    Od rana załatwiamy. Po drodze jeszcze USG skoro termin dawno ustalony.
    Teraz idę odreagować.
    Wieczorem może się uda wreszcie przeczytać wpis.

  15. Quackie pisze:

    A ja po pracy i na przerwę.

  16. Tetryk56 pisze:

    A ja odkrywam uroki krótkiej drzemki po pracy — chyba się starzeję, jak na tetryka przystało Wink

  17. Lena Sadowska pisze:

    Wyjątkowo zmarznięte, przewiane i przemoknięte dobry wieczór, Wyspo:)

  18. Quackie pisze:

    Dobry wieczór po przerwie!

  19. Max pisze:

    Dobry wieczór : Jest już autor Wpisu po przerwie , to jako uzupełnienie „chichotów ” z powodu dziwnych nazwisk -takie uzupełnienie w bliskim nam języku kresowym : Kak zowut mużczinu , kotoryj choczet -no nie możet . Impatient , pada odpowiedz . Prawilno . A jak zowut mużczinu , kotoryj możet , a nie choczet ? Odpowiedz padła : Swołocz ! Ocena do dyskusji . Dobrej nocki życzę ! Bukiet

    • Quackie pisze:

      Typowo damski punkt widzenia!

      Co z kolei nawiązuje do dowcipu z zamierzchłego PRLu o kurzej fermie prowadzonej przez b. rzutką panią dyrektor. Na fermę przyjechała kontrola, sprawdzają wszystko, czysto, schludnie, wyniki w produkcji jaj i drobiowego mięsa są, księgowość w porządku, ale na spotkaniu pokontrolnym pan kontroler pyta: – Pani dyrektor, wszystko pięknie i ładnie, tylko proszę mi wyjaśnić, jak to jest, że w poszczególnych klatkach siedzą kogut i kura, kogut i kura, kogut i kura… przecież tutaj na sto, no niechby na pięćdziesiąt kur by wystarczył jeden kogut?
      A na to pani dyrektor, strasznie zaperzona: – No wie pan co?! Typowo męski punkt widzenia!

  20. Makówka pisze:

    Jestem w domu. Trochę odreagowałam.
    Może o jakimś Chandrze dla mnie ktoś pomyśli?

  21. Quackie pisze:

    Otóż zmykam, proszę ja Was. Patrzałki mi się zamykają.

  22. Lena Sadowska pisze:

    Miłej nocki, Wyspo:)

  23. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    …jest nadzieja, że coś będzie?

  24. Quackie pisze:

    Dzień dobry, tutaj co poniektóre dachy na biało, ale trudno mi orzec, czy to szron, czy posypało z góry.

  25. Makówka pisze:

    Witajcie!

  26. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    U mnie zimno, ale bez przesady – samochodu jeszcze skrobać nie musiałam Delighted
    Chociaż myślę, że szczotkę do oczyszczania ze śniegu powinnam już przenieść do samochodu…

  27. miral59 pisze:

    Znowu mam problem – tym razem z przefinansowaniem pożyczki na dom Weary
    W banku żądają dokumentu, którego nie chce wystawić nasz doradca finansowy, bo mówi, że wszystko jest w dokumentach, które mamy. I oczywiście, jak zwykle, mój kochany małżonek stosuje „spychoterapię”. Jego pożyczka, ale to ja mam wszystko załatwiać Worry On gotów jest zrezygnować z tego przefinansowania, bo za dużo z tym zachodu…
    Tak więc to ja mam zadzwonić do tej pani, która zajmuje się naszymi podatkami i to ja mam pójść na spotkanie i omówić wszystkie sprawy. Wczoraj to też ja musiałam jechać do banku i pogadać z facetem od pożyczek…
    Mój małżonek, chociaż 100% facet, nie ma w sobie ani grama ducha walki. Jak trafi na problem, od razu chce go ominąć, zamiast walczyć o swoje… a ja uważam, że połowa oprocentowania pożyczki na dom warta jest zachodu Delighted

    • Tetryk56 pisze:

      Dasz rady, Miralko! A wszak twój małżon ma inne zalety..

      • miral59 pisze:

        Och, małżonek na pewno ma inne zalety. Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej Pleasure
        Ostatecznie już te ponad 40 lat jesteśmy razem…
        A radę muszę dać, więc nie ma sprawy… jak się musi, to się poradzi Wink

    • Makówka pisze:

      Mam tak we wszystkich sprawach. Teraz też.
      Choć bywa, że to mężczyźni są tą osobą zaradną w związku.
      Najlepiej gdy jest współpraca…ale…
      Miralko Ty zawsze mówiłaś coś o stonce czy czymś takim.

      • miral59 pisze:

        Masz rację, Makóweczko – jestem twarda jak stonka (przynajmniej według Sesia) i na pewno sobie poradzę, a przynajmniej do tej pory radziłam Wink
        Tym bardziej, że małżonek nie zawsze wykazuje taką indolencję. Niektóre sprawy potrafi załatwić…
        I wydaje mi się, że ludzie tak się dobierają… jedno jest pełne wigoru i ma setki pomysłów, a drugie jest spokojne i z chęcią realizuje pomysły drugiej strony Pleasure
        W naszym domu, to mąż jest głową… ja tylko szyją. Z tym że jak szyja pokręci, tak się głowa obraca Wink
        Trzeba tylko wiedzieć jak kręcić… Overjoy

  28. miral59 pisze:

    A jak na razie, zbieram się do pracy, życząc Wam miłego dnia (a może tylko popołudnia i wieczoru) Delighted

  29. Lena Sadowska pisze:

    Poprószone dobry wieczór, Wyspo:)

  30. Quackie pisze:

    Dzień dobry, śpieszne po pracy i na przerwę, ale mam szczytny powód, gdyż Najjunior ma urodziny i obchodzimy!

  31. Quackie pisze:

    Aha, sypnęło śniegiem dzisiaj.

  32. Makówka pisze:

    Dziś nie wychodziłam z domu, ale nie było czasu kukać na Wyspę;było tyle spraw do załatwiania telefonicznie, mailowo itd.

    Ten tydzień już trwający stres + brak snu z nerwów spowodował, że synowi wysiadł organizm -ma 40 stopni gorączki.

    Trzymajcie kciuki proszę, aby to nie był covid, bo musimy działać.
    Syn nie może być chory, ja nie mogę być chora. Męża można poprosić o wykonanie prostych zadań -typu „kup aspirynę”, ale nic więcej, bo…
    Miralko skąd my to znamy?
    Uff trochę się wyżaliłam…

    • Quackie pisze:

      Zdrowia Tobie i synowi! Trzymam kciuki!

    • Max pisze:

      Współczuję Makóweczko 🙂 Mogę tylko powiedzieć , że jedyną pociecha w takiej sytuacji jest opinia , że w tym cierpieniu uszlachetnia się nasza dusza . Ale , czy każdy z nas ma duszę , czy tylko wybrańcy ? Cholera , jak widzisz wszystko zależy od wiary . Pozdrowionka i pozytywną energie ze Stolicy przesyłam w tej chwili do Krakowa . Bukiet Rose

    • Tetryk56 pisze:

      Możemy jedynie wspierać mentalnie — i to robimy…

    • Makówka pisze:

      THANK-YOU Wszystkim!

    • miral59 pisze:

      Tak jak Maksio, szczerze Ci współczuję, Makóweczko Misio
      Co do tej temperatury syna, też skądś to znam… gdy tu przyjechaliśmy i dzieci poszły do szkoły, mój syn też dostał temperatury z nerwów. Nie za bardzo umiał po angielsku, a w szkole wszyscy mówili tym językiem. Niewiele z tego rozumiał… a że ma charakter jak jego ojciec, nie chciał więcej iść do szkoły. Trochę potrwało, zanim go przekonałam, że jednak powinien pójść…
      Dlatego myślę, że u Twojego syna to nie covid, a po prostu nerwy… ale na wszelki wypadek kciuki będę trzymać Misio
      Oby się te jego problemy rozwiązały… I-Wish
      I to jak najszybciej, bo za długo w stresie nikt nie wytrzyma… Ty też…

      • Makówka pisze:

        Też myślę, że stres obniżył odporność i to „tylko” grypa.
        Temperatura utrzymuje się drugi dzień. Problem w tym, że my musimy teraz pilnie różne rzeczy załatwiać.
        Właśnie w tym problem, że będziemy musieli długo wytrzymywać w tym stresie. I jak długo wytrzymamy? Jak długo wytrzymają to nasze organizmy?
        Przepraszam, ale nie umiem teraz o niczym innym pisać.

  33. Makówka pisze:

    Dobranoc!

  34. Lena Sadowska pisze:

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  35. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Grudzień się zaczął i za chwilę skończy się nam kolejny rok, a my to ledwo zauważymy…

  36. Quackie pisze:

    Dzień dobry, zdecydowanie białe dachy. Jakoś to się zgrało, początek grudnia i śnieg.

  37. Makówka pisze:

    Słonecznie witajcie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)