To jest opowiadanie, przepraszam za określenie, o niczym. Prawie nic się tu nie dzieje. No chyba że w retrospekcji. Więcej tu szczegółów, kolorów, melodii i wrażeń. Ot, taki impresjonizm. A mimo to jest to jedno z moich ulubionych opowiadań o panu Ignacym.
__________________________________________________________
Lajkonik i jesienne zauroczenie
Pan Ignacy Lajkonik obudził się tego dnia w podejrzanie wesołym nastroju. Nic go nie bolało, czuł się wyspany i wypoczęty, a pogoda za oknem tym razem jakby wtórowała jego gwizdaniu, kiedy golił się przed lustrem w łazience. Było słonecznie, bezchmurne niebo wydawało się uśmiechać do ludzi, ale kiedy otworzyłeś okno – czuć było chłodny powiew, zupełnie jak od żelu do golenia, świeżo nałożonego na męski podbródek.
Pan Ignacy pogwizdywał przy goleniu dość nietypowo, mianowicie partię smyczków z pierwszej części (czyli Allegro) Piątego Koncertu Brandenburskiego, swojego ulubionego. Kiedyś, gdy wszyscy sąsiedzi wychodzili do pracy mniej więcej o tej samej porze, na gwizdanie pana Lajkonika podczas golenia zapadała w łazienkach piętro wyżej i niżej zdumiona cisza. „Jak to?” zdawała się mówić „Dlaczego sąsiad nie gwiżdże ‘Majteczek w kropeczki’ lub bardziej kosmopolitycznie ‘Yellow Submarine’?”. Pan Ignacy, co znamienne, nigdy tej ciszy nie zauważał, ponieważ w jego głowie grała cała reszta orkiestry. Wyobrażał sobie wtedy, że jest zarazem pierwszym skrzypkiem i dyrygentem, a kiedy wyobraził sobie to zbyt intensywnie, zaczynał gestykulować, jakby trzymał w dłoni batutę, a nie maszynkę do golenia. Co ciekawe, nigdy się przy tym nie zaciął.
Odświeżony i dziarski, pan Lajkonik przygotował sobie skromne śniadanie – poranną kawę z ekspresu oraz jajko w toście z patelni – nieduże kurze jajko, a czasem dwa jaja przepiórcze, wbite w wykrojoną wcześniej w kromce tostowego chleba dziurę i usmażone na maśle. Dzisiaj pan Ignacy, zanim zabrał się do smażenia, długo czegoś szukał w szafce pod sufitem, a potem ze zwycięskim uśmiechem wykroił w toście serce z piernikowej foremki.
Po śniadaniu usiadł z kawą do pracy. Włączył komputer, sprawdził pocztę, wyrzucił do wirtualnego kosza cały spam – ten przyzwoity i ten mniej, otworzył plik w edytorze i… złapał się na tym, że zamiast wziąć się za robotę, siedzi na krześle i uśmiecha się życzliwie do komputera. To stwierdziwszy, poczuł się całkowicie rozgrzeszony i zaczął wspominać wydarzenia zeszłego wieczoru.
A było tak: zapukał do drzwi pani Chandry lekko zdyszany, bo w kwiaciarni była kolejka, a pan Ignacy nie cierpiał się spóźniać. Czekanie w kolejce opłaciło się jednak; kiedy gospodyni otworzyła, okazało się, że bukiet herbacianych róż w kolorze specyficznej żółci, po brzegach wpadającym w nutę żółtaworóżową, przepięknie harmonizuje z urodą pani domu i jej strojem. Pani Chandra bowiem wyglądała dokładnie tak, jakby wskazywało jej imię – czyli na rodowitą Hinduskę. Czarne, gładko zaczesane włosy zaplotła w warkocz, który opadał na plecy. Na sobie miała ozdobne, wiśniowe sari we wzorek z drobnych rozetek. Z karminem sukni przyjemnie komponowała się pomarańczowa bluzka choli o lekko spłowiałym odcieniu. Cała postać pani Chandry, uzupełniona o biżuterię (ciężkie bransolety z ciemnego złota) i wspomniany już bukiet, wyglądała na tle wyłożonego ciemną boazerią przedpokoju jak ciepły, rozżarzony węgielek. A pan Ignacy na ten widok po prostu zapomniał języka w gębie.
Na szczęście zaraz sobie go przypomniał, ale resztę wieczoru pamiętał jak przez mgłę. Pojedyncze obrazy, dźwięki, wrażenia – zmysłowy zapach perfum, chyba drzewa sandałowego, zmieszany z wonią kadzidełka, błyski mosiężnych naczyń, zaskakująca w tym otoczeniu szarlotka z kruchutką bezą na wierzchu i zupełnie stosowna – indyjska herbata z kardamonem, a wszystko to na tle sączącej się leniwie z głośników hinduskiej muzyki, wbrew obawom pana Ignacego wcale nie jazgotliwej. A nade wszystko gospodyni, promieniejąca uśmiechem jak letnie słońce, dolewająca gorącej herbaty do czarek, a przy tym skromna i przemiła. Nisko nad stołem wisiała lampa z kloszem z tykwy, rzucająca krąg ciepłego światła na stół i oboje siedzących przy stole. W tym świetle indyjski strój pani Chandry lśnił, jakby oddawał światło indyjskiego lata, podczas którego był tkany i szyty. Kolory i zapachy kojarzyły się panu Ignacemu z leniwym, sierpniowym popołudniem, kiedy upał zelżeje, a na gałęziach drzew dojrzewają już jabłka, gruszki, śliwki i brzoskwinie o barwie indyjskiej żółci.
Przegadali z panią Chandrą („Och, po prostu Czandra”) cały wieczór, a kiedy się żegnali, pan Ignacy objął ją ramieniem i delikatnie przytulił. Potem, już na klatce, prawie skoczył i wyciął w powietrzu hołubca, bo w najśmielszych snach nie przewidywał takiego przebiegu wydarzeń tego wieczoru. Kiedy wyszedł przed blok, deszcz jeszcze padał, ale już bez przekonania; mimo to panu Ignacemu wydawało się, że przechodząc przez klatkę schodową, przeniósł się w czasie z sierpnia prosto w deszczowy październik. – A mnie jest szkoda lata… – zanucił i pognał dalej jak na skrzydłach.
Z miłych – i tak niedawnych – wspomnień obudził pana Lajkonika niecierpliwy dzwonek do drzwi. Przesunął dłonią po twarzy i poszedł otworzyć drzwi. Za nimi stał jego ulubiony siostrzeniec, Karol, z lekka już zniecierpliwiony.
– Cześć, wujek. Co się stało? Dzwonię i dzwonię, a ty nie otwierasz, już się przestraszyłem… – A pan Ignacy przypomniał sobie w tej właśnie chwili, że to już wpół do trzeciej po południu – pora, na którą on sam zaprosił w zeszłym tygodniu Karola, aby poczęstować go niezawodną-i-zawsze-się-udającą zupą pomidorową Lajkonika. Z koperkiem, oczywiście. Teraz, niebotycznie spłoszony, próbował usprawiedliwić się przed siostrzeńcem nawałem pracy.
Karol nie był z tych, którzy potrafiliby się gniewać z takiego powodu, a jeszcze na ulubionego wuja… Wzięli się obaj szybko za kuchenne przygotowania, Karol z humorem, a pan Ignacy – z błogim uśmiechem, który tak długo gościł na jego twarzy, aż siostrzeniec nie zdzierżył.
– Wujek, ty coś brałeś? Jakieś lekarstwo – zapytał podejrzliwie.
– Ale skąd! – zaprzeczył z oburzeniem pan Lajkonik.
– Bo chyba nie te… dopalacze? – upewnił się Karol.
– Chłopie, o co ty mnie podejrzewasz? –
– No bo tak dziwnie wyglądasz… To jakaś chemia? –
Pan Ignacy zastanowił się przez chwilkę
– Wiesz co, można powiedzieć, że chemia. Ale naturalna. I nawet mogę ci powiedzieć, jaka… –
Karol zamienił się w wielki pytajnik.
– To Babie Lato! – powiedział z przekonaniem pan Lajkonik i zamrugał oczami, kiedy jego siostrzeniec zaczął rozglądać się za pajęczymi nitkami i wymachiwać dłońmi w powietrzu, chcąc je złapać. Pan Ignacy Lajkonik parsknął śmiechem i śmiał się jeszcze przez dobrych parę minut. Aż do momentu, kiedy pomidorowa zupa dała znać, że jest już gotowa.
___________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net oraz madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Oryginał wpisu – tutaj.
Dzień dobry w niedzielne południe na nowym pięterku!
No i nareszcie wiemy, że pani Chandra z chandrą miała tylko podobnie zapisywane imię, a poza tym nic wspólnego…
Szczęściarz z pana Ignacego!
No tak. Bo bohater może wpadać w różne opały i się z nich wydobywać ku uciesze czytelników, ale od czasu do czasu powinien także mieć trochę szczęścia, o!
Czego i autorom życzę, ament!
Przyłączam się!
Dobry wieczór, Quacku:)
Chandra jesienna o zapachu kardamonu i barwie indyjskiej żółci… ulotna jak Babie Lato…
Ładne:)
Pozdrawiam:)
No, jak napisałem – czysty impresjonizm!
🙂
Zastanawiałam się, czy nie napisać „jesienna” wielką literą (albo – z dużej;)).
Kiedyś ktoś zapukał do moich drzwi, otworzyłam i usłyszałam:
-Baba. Baba Janina. Śmietannę sprzedaję.
Po zawarciu bliższej znajomości okazało się, że nazwisko pani Janiny istotnie brzmi Baba:)
Ha. Chyba nie wymieniałem nigdzie później nazwiska pani C., ale pewnie raczej byłoby indyjskie
Historia z Janiną bardzo ładna! Czy zdrabniała imię Janina do Jaga? (Chociaż to od Jadwigi raczej).
Od razu przypomina mi się, jak mój ojciec na zawodach spotkał faceta, który też dziwnie się nazywał. Mój ojciec miał nazwisko Piątek, a jego tenisowy rywal – Sobota. Początkowo myśleli, że to jakaś zgrywa, potem śmiali się, że Piątek z Sobotą spotkali się w niedzielę, żeby zagrać w tenisa stołowego

Czasami nazwiska są dziwne, czasami wręcz śmieszne…
Mój ojciec miał kumpla, którego rodzice przy chrzcie skrzywdzili… miał nazwisko Wojewódzki (jak ten showman), a dali mu imię Alfons. Aż głupio się było przedstawiać imieniem i nazwiskiem…
Tak samo i tutaj. Kiedyś w szkole spotkałam faceta. Był specjalistą od pomocy uczniom (studentom) w uzyskaniu takich czy innych zasiłków na dalsze kształcenie. Byłam zainteresowana, bo akurat moja córka kończyła High School i szukaliśmy jakieś pomocy finansowej do jej dalszego kształcenia. Wzięłam więc wizytówkę tego gościa. To był Polak, który mówił płynnie po angielsku, polsku i hiszpańsku. A nazywał się Kazimierz Fiut…
Gdy nasza nauczycielka go przedstawiała – jakoś nie skojarzyłam, ale gdy zobaczyłam to napisane…
Jeden z profesorów polonistyki na UJ, autor niezwykle popularnego podręcznika, nosi to samo nazwisko. W związku z tym studentki mawiają, że przed sesją spędzają noce z Fiutem w dłoni…
Witajcie, Miralko i Tetryku:)
O rrrany!
Tyle hałasu o syrop z buraków cukrowych;)?
Jeszcze raz dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry!
Ale przynajmniej już wiadomo, że p. Ignacemu nie stała się żadna krzywda, a wręcz przeciwnie!
Cały dzień załatwiam. Pomagają mi Przyjaciele, których poznaje się w biedzie.
Odzywam się, że jestem, ale nie jestem teraz w stanie przeczytać wpisu, głowa mi pęka.
Dobranoc !
Odpoczywaj!
Śpij szybko i skutecznie! 🙂
Jak to zrobić, aby w ogóle spać?
Magicznych snów, Wyspo:)
Dzień dobry



To takie romantyczne… wyobrazić sobie jak to wszystko wyglądało
Szczęśliwe chwile mijają tak szybko… te upiorne i paskudne znacznie wolniej
Krótko mówiąc – brawo Mistrzu Q
Dziękuję pięknie!
Czyżby do Makóweczki dołączyła Bożenka? Z tymi problemami co nas trapią?

To nie jest miłe…
Córeczka wróciła dziś do swego Denver. Lot miała spokojny i wszystko jest w porządku… tylko mnie jest smutno
Znowu jej długo nie będę widziała… ale takie jest życie i nic się na to nie poradzi 
Dzień dobry, chwilowo nic nie pada. Ale tylko chwilowo.
Witam!
Witajcie!
Miłe są romantyczne uniesienia, niestety proza życia znów przeważa…
Od rana załatwiamy. Po drodze jeszcze USG skoro termin dawno ustalony.
Teraz idę odreagować.
Wieczorem może się uda wreszcie przeczytać wpis.
Odreagowuj skutecznie!
A ja po pracy i na przerwę.
A ja odkrywam uroki krótkiej drzemki po pracy — chyba się starzeję, jak na tetryka przystało
Wyjątkowo zmarznięte, przewiane i przemoknięte dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór po przerwie!
Dobry wieczór : Jest już autor Wpisu po przerwie , to jako uzupełnienie „chichotów ” z powodu dziwnych nazwisk -takie uzupełnienie w bliskim nam języku kresowym : Kak zowut mużczinu , kotoryj choczet -no nie możet . Impatient , pada odpowiedz . Prawilno . A jak zowut mużczinu , kotoryj możet , a nie choczet ? Odpowiedz padła : Swołocz ! Ocena do dyskusji . Dobrej nocki życzę !
Typowo damski punkt widzenia!
Co z kolei nawiązuje do dowcipu z zamierzchłego PRLu o kurzej fermie prowadzonej przez b. rzutką panią dyrektor. Na fermę przyjechała kontrola, sprawdzają wszystko, czysto, schludnie, wyniki w produkcji jaj i drobiowego mięsa są, księgowość w porządku, ale na spotkaniu pokontrolnym pan kontroler pyta: – Pani dyrektor, wszystko pięknie i ładnie, tylko proszę mi wyjaśnić, jak to jest, że w poszczególnych klatkach siedzą kogut i kura, kogut i kura, kogut i kura… przecież tutaj na sto, no niechby na pięćdziesiąt kur by wystarczył jeden kogut?
A na to pani dyrektor, strasznie zaperzona: – No wie pan co?! Typowo męski punkt widzenia!
Jestem w domu. Trochę odreagowałam.
Może o jakimś Chandrze dla mnie ktoś pomyśli?
A jak nie, to może o jakimś Alejandro?
A może rozejrzyj się wokół za jakimś Lajkonikiem? W Krakowie to chyba łatwiej niż gdzie indziej!
Otóż zmykam, proszę ja Was. Patrzałki mi się zamykają.
Ja też. Dobranoc!
Miłej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
…jest nadzieja, że coś będzie?
Dzień dobry, tutaj co poniektóre dachy na biało, ale trudno mi orzec, czy to szron, czy posypało z góry.
Witajcie!
Dzień dobry

U mnie zimno, ale bez przesady – samochodu jeszcze skrobać nie musiałam
Chociaż myślę, że szczotkę do oczyszczania ze śniegu powinnam już przenieść do samochodu…
Znowu mam problem – tym razem z przefinansowaniem pożyczki na dom
On gotów jest zrezygnować z tego przefinansowania, bo za dużo z tym zachodu…
W banku żądają dokumentu, którego nie chce wystawić nasz doradca finansowy, bo mówi, że wszystko jest w dokumentach, które mamy. I oczywiście, jak zwykle, mój kochany małżonek stosuje „spychoterapię”. Jego pożyczka, ale to ja mam wszystko załatwiać
Tak więc to ja mam zadzwonić do tej pani, która zajmuje się naszymi podatkami i to ja mam pójść na spotkanie i omówić wszystkie sprawy. Wczoraj to też ja musiałam jechać do banku i pogadać z facetem od pożyczek…
Mój małżonek, chociaż 100% facet, nie ma w sobie ani grama ducha walki. Jak trafi na problem, od razu chce go ominąć, zamiast walczyć o swoje… a ja uważam, że połowa oprocentowania pożyczki na dom warta jest zachodu
Dasz rady, Miralko! A wszak twój małżon ma inne zalety..
Och, małżonek na pewno ma inne zalety. Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej

Ostatecznie już te ponad 40 lat jesteśmy razem…
A radę muszę dać, więc nie ma sprawy… jak się musi, to się poradzi
Mam tak we wszystkich sprawach. Teraz też.
Choć bywa, że to mężczyźni są tą osobą zaradną w związku.
Najlepiej gdy jest współpraca…ale…
Miralko Ty zawsze mówiłaś coś o stonce czy czymś takim.
Masz rację, Makóweczko – jestem twarda jak stonka (przynajmniej według Sesia) i na pewno sobie poradzę, a przynajmniej do tej pory radziłam



Tym bardziej, że małżonek nie zawsze wykazuje taką indolencję. Niektóre sprawy potrafi załatwić…
I wydaje mi się, że ludzie tak się dobierają… jedno jest pełne wigoru i ma setki pomysłów, a drugie jest spokojne i z chęcią realizuje pomysły drugiej strony
W naszym domu, to mąż jest głową… ja tylko szyją. Z tym że jak szyja pokręci, tak się głowa obraca
Trzeba tylko wiedzieć jak kręcić…
A jak na razie, zbieram się do pracy, życząc Wam miłego dnia (a może tylko popołudnia i wieczoru)
Poprószone dobry wieczór, Wyspo:)
Dzień dobry, śpieszne po pracy i na przerwę, ale mam szczytny powód, gdyż Najjunior ma urodziny i obchodzimy!
Najlepszego Najjuniorowi! Niech się starzeje pogodnie!
Dołączam do życzeń.
Dzięki śliczne, przekażę.
Dobry wieczór, Quacku:)
To i ode mnie samych najlepszości:)
Z chęcią do życzeń się dołączę! Najlepszego Najjuniorowi!!!
Bardzo dziękuję!
Aha, sypnęło śniegiem dzisiaj.
Dziś nie wychodziłam z domu, ale nie było czasu kukać na Wyspę;było tyle spraw do załatwiania telefonicznie, mailowo itd.
Ten tydzień już trwający stres + brak snu z nerwów spowodował, że synowi wysiadł organizm -ma 40 stopni gorączki.
Trzymajcie kciuki proszę, aby to nie był covid, bo musimy działać.
Syn nie może być chory, ja nie mogę być chora. Męża można poprosić o wykonanie prostych zadań -typu „kup aspirynę”, ale nic więcej, bo…
Miralko skąd my to znamy?
Uff trochę się wyżaliłam…
Zdrowia Tobie i synowi! Trzymam kciuki!
Współczuję Makóweczko 🙂 Mogę tylko powiedzieć , że jedyną pociecha w takiej sytuacji jest opinia , że w tym cierpieniu uszlachetnia się nasza dusza . Ale , czy każdy z nas ma duszę , czy tylko wybrańcy ? Cholera , jak widzisz wszystko zależy od wiary . Pozdrowionka i pozytywną energie ze Stolicy przesyłam w tej chwili do Krakowa .

Możemy jedynie wspierać mentalnie — i to robimy…
Tak jak Maksio, szczerze Ci współczuję, Makóweczko


Co do tej temperatury syna, też skądś to znam… gdy tu przyjechaliśmy i dzieci poszły do szkoły, mój syn też dostał temperatury z nerwów. Nie za bardzo umiał po angielsku, a w szkole wszyscy mówili tym językiem. Niewiele z tego rozumiał… a że ma charakter jak jego ojciec, nie chciał więcej iść do szkoły. Trochę potrwało, zanim go przekonałam, że jednak powinien pójść…
Dlatego myślę, że u Twojego syna to nie covid, a po prostu nerwy… ale na wszelki wypadek kciuki będę trzymać
Oby się te jego problemy rozwiązały…
I to jak najszybciej, bo za długo w stresie nikt nie wytrzyma… Ty też…
Też myślę, że stres obniżył odporność i to „tylko” grypa.
Temperatura utrzymuje się drugi dzień. Problem w tym, że my musimy teraz pilnie różne rzeczy załatwiać.
Właśnie w tym problem, że będziemy musieli długo wytrzymywać w tym stresie. I jak długo wytrzymamy? Jak długo wytrzymają to nasze organizmy?
Przepraszam, ale nie umiem teraz o niczym innym pisać.
Dobranoc!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Grudzień się zaczął i za chwilę skończy się nam kolejny rok, a my to ledwo zauważymy…
Oj, bo dzieje się i dzieje…
Za dużo, dużo za dużo!
Dzień dobry, zdecydowanie białe dachy. Jakoś to się zgrało, początek grudnia i śnieg.
Słonecznie witajcie!