« Ogłoszenie Trzech panów w łódce ( nie licząc psa) »

WYPRAWA

……………………

Odbieram.

– Tak, kochanie? – powiadam.

– Bierze? – sakramentalne.

– Bierze, bierze! – co, powiem, że nie bierze? Jeszcze zapeszę!!

– A jak się czujesz?  To ma chyba nagrane!: (

– Dobrze – jasnym głosem powiadam, słowiczo wręcz śpiewam, a może i skowrończo, bo słowik to czasem tak smętnie zapitoli, za to skowronek zawsze radośnie się drze! A swoją drogą to z czego się zaraza cieszy, z tego że w jednym miejscu lata?

– No to ja później zadzwonię! 

Ufffff! Dobra. Do roboty!

Wieszam jednak te kalewę. Ciężka, ruska blacha o takim sercowatym kształcie, mocno tradycyjnym i kiedyś właściwie jedynie w Rosji i imporcie z niej spotykana, a teraz klepie ją kto chce, moczykije przekonali się do niej. Na duże rzeki o sporym uciągu, ale zdumiewająco łowna i na mniejszych, byleby tak ze dwa metry wody do dna było. Są i lżejsze jej odmiany, alem, spróbowawszy, te lekkie zarzucił. Znaczy – odrzucił! Jednak pierwowzór jest najlepszy! Zatem zapinam, rzucam tak lekko skosem z prądem i ku środkowi rzeki, chwilkę czekam i gdy żyłka wiotczeje zdecydowanie podrywam szczytówkę, dwa energiczne obroty korbki, szczytówka na dół i lekko pokręcam. Stary, wypróbowany ABU Cardinal C-4 pracuje jak na tę niezawodną machinę przystało. Czuję drgania i szarpnięcia błystki, jej ruch w wodzie, wiem jak kołysze się z boku na bok, jak raz się wznosi to znów opada…. Tak zachowuje się ranna lub chora ryba, łatwy łup dla drapieżnika. Nie widzę tego, ale wiem, że tak jest. Niezawodny stary spining odbiera przenoszone przez przez Siglonkę drgania blachy i przekazuje je poprzez rękojeść wprost do mojej dłoni, barku, całego ciała! Czuję blachę! I o to w tej całej zabawie chodzi.

Jeden rzut, drugi, dwudziesty… Coś tu nie tak, trzeba będzie pokombinować. No nic, jedziemy dalej. Kręcę korbką nieco szybciej  żeby zebrać żyłkę i wymienić przynętę na coś innego, gdy nagle czuję pobicie. Zacinam odruchowo, podnoszę do góry szczytówkę jak to już jeden Bóg wie ile razy robiłem i po jej drganiach widzę i czuję po kiju, że coś zapiąłem!! Małe toto bo i kij niezbyt pracuje i nie czuję tego ciągu do siebie jakim ryba usiłuje odejść, aliści przecież coś wisi!! Wisi. Po chwili podnoszę na kiju śledzia. Taki na oko ze dwadzieścia centymetrów z nastroszonymi płetwami grzbietowymi! Płetwami?? Szczupak ma jedną, a toto dwie! Sandaczyk, maleństwo takie że go ledwie widać. Jak on się na taką potężną przynętę rzucił? Durny jakiś czy co…

– Po co ty go zapinasz – pyta mnie Krzysiek, który akurat za moimi plecami przechodził, a którego nawet nie zauważyłem z tym swoim potworem walcząc.

– Co, zapinam? – pytam.

– No po co go na tę kalewę zapinasz – powtarza Krzycho jak komu głupiemu.

– Nie zapinam, tylko odpinam!

– Taaaa, teraz jeszcze mi powiedz, że on ci wziął na tę blachę na rekiny i to na te duże!

Nu, zaraz zarobi w uśmiechniętą od ucha do ucha mordiagę, baran jeden! Nie będę zważał na litry wypitej razem, hm, herbaty i dam w łeb aż zadudni!! Oglądam kotwiczkę i tego liliputa. Prawidłowo zapięty za pysk, za górną wargę jednym grotem. Ale jak? Kotwica trójka bo i blacha trójka, a pysk tego pistoleta nawet z jedynką miałby kłopoty. Jak toto się nadziało??

– Patrz – powiadam – zapięty za wargę, jednym grotem, klasycznie, prawda?

– Prawda – gada ten brzuchacz – i dlatego, że prawidłowo to to nie może być prawda! Co ty kombinujesz?

Zimno mi się zrobiło i mgłę czerwonawą przed oczami widzieć zacząłem, gdy nagle bęc, telefon!

– Tak, kochanie?

– Bierze?

Zatkało mnie!! Zaraz będą dwa nieboszczyki, jeden tu, na miejscu, drugi nieco później! Zanim zdążyłem cokolwiek sapnąć ten małpidrąg za moimi plecami na cały regulator się rozdarł:

– Jurek złapał sandacza!!

– Och, Misiu – słyszę w słuchawce – to wspaniale!! (też posłyszała!),  to ja wam nie przeszkadzam!

I wyłączyła się!

Zza krzaka wyłazi następna wredna nieogolona morda i z zaciekawieniem za tym sandaczem się rozgląda. Patrzy po brzegu gdzie ten sandacz, a sandaczyk dalej na końcu trzymanego prawie pionowo kija wisi! Przypominam sobie, uwalniam nieboraka i delikatnie wkładam do wody. Niech sobie płynie. Jak podrośnie to go złapię i wtedy radośnie zabiję! Na razie mam tu paru innych kandydatów na cmentarz i urazówkę!! Tylko co ja teraz w domu powiem – że mi sandacz w krzaki uciekł?? Przecież w to, że komuś go oddałem nikt mi nie uwierzy bo wszyscy doskonale wiedzą, że takie łgarstwo to nawet mnie przez gardło nie przejdzie! Jedynego sandacza oddał?? Hehe, dobre! Bo że nałapiemy tego mnóstwo to jakoś nie wygląda! Niestety!!

– Krzysiu – mówię – idź ty sobie tam, gdzie szedłeś bo mnie palić się chce!

Tu Wam muszę powiedzieć, że mój prawie serdeczny przyjaciel akurat przed paroma dniami rzucił po raz kolejny palenie i dym tytoniowy ślinianki mu gwałtem uruchamiał, tęsknotę w nim niepowstrzymaną budził i stalową wolę mu w drebiezgi łamał! Rzucić palenie jak wszystkim wiadomo jest łatwo, sam to ze sto razy robiłem, ale wytrwać? Krzycho miał taką nadzieję! Za Mucjusza Scevolę w domu robił, małżonka omal swego bohatera na rękach nie nosiła i wszystkim psiapsiółkom mężusiem chwaliła się do obrzydzenia.

Ramionami tedy wzruszył, splunął taktownie sobie pod nogi i wreszcie polazł w chaszcze. Miałem nadzieję, że na złamanie karku!

Odstawiłem starego druha pod krzak, w tri miga zmontowałem lekkiego Robinsona Diplomat, założyłem lżejszy kołowrotek Okumy, zapiąłem pływający woblerek z regulowanym sterem, ster ustawiłem tak na szybkie zejścia i rzuciłem. Spłynąć pozwoliłem mu jeszcze troszkę z prądem, opuściłem szczytówkę tak, że dotykała wody, pokręciłem ostro korbką! Wobler nurknął jak rakieta, a mnie potężny kop omal kija z garści nie wyrwał!! Zacięcie, szczytówka migiem do góry!  A ona nie chce, a ona na dół!! A kij mnie się w pół gnie! Rany boskie, jest coś dużego, a ja z tym patyczkiem!!!  Na cholerę było brać taki lekki, tamten był zły!!??

…………………….

cdn

158 komentarzy

  1. Incitatus pisze:

    „Ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal,
    Gdy szumi szumi woda i płynie sobie w dal..”!

  2. Quackie pisze:

    Mistrzu Incitatusie! Chociaż-em jako profan niezdolny docenić wszelkie subtelności i fachowości nazewniczo-sprzętowo („I poszedł po holajzę, albowiem droselklapa była tandetnie zablindowana i ryksztosowała” – ale to już przerabialiśmy 😉 ), to opis emocji, zachowań i stosunków międzyludzkich potrafię docenić i muszę powiedzieć, że w tej perełeczce zmieściłeś tych ostatnich (ale i tych pierwszych) całkiem sporo.

    Ale też Ci kolega świnię podłożył tym krzykiem o sandaczu do telefonu. Bardzom ciekaw, jak to się skończy. Chociaż z drugiej strony zauważ, że po wzmiance o sandaczu Pani Senatorowa od razu się rozłączyła, zamiast kontynuować przesłuchanie, więc może był i plus dodatni? No cóż, teraz nie ma siły – musisz złapać wymiarowego sandacza, bo jak inaczej się w domu wytłumaczysz???

    • Incitatus pisze:

      To już było, Mistrzu Quackie! To co czytasz to literatura faktu namacalnie obmacanego. Razem z tym cholernym sandaczem!: ((

      • Quackie pisze:

        Dla Ciebie to było, dla nas to przyszłość. No i zawsze można fakty trochę nagiąć, jak wędzisko… 😉

        • Incitatus pisze:

          Kiedyś szwagier szczupaka o centymetr naciągnął, bo tyle akurat do wymiaru mu brakowało. Akt to był rozpaczy, bo szczupaka wtedy mieć MUSIAŁ!!

          • Quackie pisze:

            No, ryby chyba są na tyle elastyczne, żeby ten centymetr naciągnąć, jeżeli całość ryby ma ich kilkadziesiąt?

  3. Quackie pisze:

    Aha, PS. Zabrakło jeszcze wyjaśnienia, co to za „następna nieogolona morda zza krzaka”. Liczę na następny odcinek!

  4. Tetryk56 pisze:

    No i jeszcze, co to w końcu było to coś dużego? Ciekawość mnie zżera nie mniej niż Senatorową…

  5. Max pisze:

    To ja jestem ta nieogolona morda z krzaków.Podsłuchałem kiedyś,jak wsciekły Senator,błagał Opatrzność: Boże spraw,abym złapał chociaż jedną większą rybkę,to połowę na kościół dam! I stał się cud ! Spławik poszedł do dna,Senator zręcznie zaciął szczytówką,podkręcił kołowrotek i jego oczom ukazała się ryba-nie ryba,po prostu potwór !! Coś bardzo wielkiego ! Ucieszył się ,ale smigneło mu przez myśl,że musi podzielić się z kościołem i po męsku ,głosno powiedział: a gó..o dam.I znów stał się cud ! Niezawodny Tectan,strzelił jak bańka mydlana,a nasz Bohater zaklął ze złości takim zestawem słow,których nie zna żaden słownik wyrazów obcych.Pozdrowionka Amazed

  6. Quackie pisze:

    Dobranoc. Idę spełniać obowiązki małżeńskie, tj. prasować, zmywać, etc. 😛

  7. Incitatus pisze:

    Dobranoc: )))

  8. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))
    Ach, kiedyż nadejdą jesienne szarugi!

  9. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Słonecznie i mroźno u mnie….. piękna zima, śnieg skrzy się w słońcu 🙂

  10. Wiedźma pisze:

    Piękna zima…. Senatorze czy Ty łowisz pod lodem ? 🙂

    • Incitatus pisze:

      Już nie, nie te lata i zdrowie. Ale kiedyś owszem, tak i to co zimę. Pamiętam jak raz lód tak gdzieś z większej połowy bużyska „Pompka” osobiście własnym brzuchem przepchałem!

  11. Wiedźma pisze:

    Zaspani Wyspiarze ? w taki ładny poranek ? Pleasure

  12. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Rozumiem ci ja Skowroneczka, bo sam ledwo mam czas czytać 🙁

  13. Wiedźma pisze:

    Minus 5, śnieg poskrzypuje, ale się nie przykleja. Świetny spacer… 🙂

  14. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Pracowita niedziela, całkiem nieświęty dzień się zrobił, ale już jestem i pobędę. 🙂

  15. Quackie pisze:

    Dobranoc! Snów spokojnych i przyjemnych!

  16. miral59 pisze:

    Znowu sobie tylko poczytałam Happy-Grin Nie jestem miłośniczką wędkarstwa. Jakbym miała taki kij w wodzie moczyć godzinami, coś by mnie trafiło Wink Kiedyś próbowałam wędkować, o ile mogę to tak nazwać. Wycinało się pręt, doczepiało się żyłkę, haczyk 🙂 Z pióra i korka robiło się spławik… Tylko to siedzenie nad wodą było okropne. Bo ile można wysiedzieć bez ruchu. Ja mam chorobę niespokojnych nóg i jak posiedzę pół godziny, to albo zasypiam, albo zaczyna mnie nosić Happy-Grin

  17. Wiedźma pisze:

    Witaj Mireczko 🙂 Dobudowałam pięterko, więc będziesz miała co poczytać 🙂 A tu… cisza nocna zapanowała …

  18. miral59 pisze:

    Z tego pod lodem, to najbardziej lubię nurkowanie Happy-Grin Jestem licencjonowanym płetwonurkiem i trochę sobie ponurkowałam Delighted Chociaż… pierwszy moment zanurzania się w piance pod lód nie należy do przyjemnych Happy-Grin Do momentu, kiedy woda między pianką i ciałem nie nagrzeje się do odpowiedniej temperatury Delighted Potem jest już OK Happy-Grin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)