« Obraz cnoty Ogłoszenie »

Kotka

Osoby :

Kotka,

Sophia, dziewczynka w wieku około 10 lat,

Jej ojciec, w tym opowiadaniu akurat nie występujący,

Jej babka,

Miejsce akcji : mała szkiera u wybrzeża Finlandii , własność rodziny.

 

Tove Jansson,” Lato”.  (bez Muminków)

 

Kociak, kiedy się pojawił, był bardzo mały i mógł pić mleko tylko przez smoczek. Bogu dzięki smoczek Sophii był jeszcze na strychu. Z początku kociak leżał w kapturze do przykrywania imbryka, żeby mu było ciepło, a kiedy już umiał sam chodzić, wolno mu było spać w przybudówce,  w łóżku Sophii. Miał tam swoją własną, małą poduszkę obok jej poduszki.

Była to szara kotka rybacka, która szybko rosła. Pewnego dnia opuściła przybudówkę i przeniosła się do domu, gdzie spędzała noce pod łóżkiem, w szafliku do zmywania, bo już wtedy miała własne pomysły. Sophia zanosiła kotkę z powrotem do przybudówki i robiła wszystko, żeby jej się przypodobać, ale im więcej ją kochała, tym szybciej kotka wracała znowu do szaflika. Gdy szaflik był zanadto pełny, kotka miałczała i ktoś musiał zmywać naczynia. Nazywała się Ma Petite, a wołano na nią Mapi.

– Dziwna rzecz z tą miłością – mówiła Sophia – Im bardziej się kogoś kocha, tym mniej ten ktoś lubi człowieka.

– Całkiem słusznie – nadmieniła babka – i co się wtedy robi?

 – Kocha się dalej – odparła Sophia groźnie – Kocha się coraz bardziej i bardziej.   Babka westchnęła i nic nie powiedziała.

Mapi była noszona po wszystkich przyjemnych miejscach, które kot mógłby polubić, rozglądała się dookoła i odchodziła. Mocno obejmowana i ściskana wytrzymywała to grzecznie i właziła do szaflika. Słuchała namiętnych zwierzeń i odwracała swoje żółte oczy i zdawało się, że nic na świecie nie interesuje tej kotki poza spaniem i jedzeniem. – Wiesz, co – mówiła Sphia – Czasem zdaje mi się, że nienawidzę Mapi. Nie mam już siły jej dłużej kochać i myślę o niej cały czas.

Tydzień po tygodniu Sophia chodziła za kotką. Przemawiała do niej łagodnie i darzyła ją czułością i zrozumieniem, i tylko jeden raz skończyła się jej cierpliwość. Wrzasnęła i  pociągnęła kota za ogon. Mapi prychnęła i schowała się pod domem, a potem miała jeszcze lepszy apetyt i spała jeszcze lepiej niż zwykle, zwinięta w kłębuszek o niewyobrażalnej miękkości, z łapką zgrabnie położoną na nosie. Sophia przestała się bawić i zaczęła miewać zmory. Nie mogła myśleć o niczym innym niż o kotce, która nie chciała się do niej przywiązać.  Przez ten czas Mapi rosła i stała się chudą i dziką kotką, a pewnej pięknej, czerwcowej nocy nie wróciła do swego szaflika. Rano przyszła do domu prężąc ogon ku górze i przeciągała się,  najpierw przednie łapy, potem tylne.  Zmrużyła oczy i zaczęła ostrzyć pazurki o fotel na biegunach. Następnie wskoczyła do łóżka, żeby spać, cała tchnąca spokojem i wyższością.  „Zaczęła polować”, pomyślała babka.  Miała słuszność. Już nazajutrz rano kotka przyszła i położyła na progu małego szaro – żółtego ptaszka. Gardziołko było przegryzione całkiem sprawnie, a kilka czerwonych kropelek krwi zabarwiło pięknie lśniące upierzenie.  Sophia zbladła, patrzyła nie odwracając oczu na zamordowanego ptaka. Przeszła obok Mapi, morderczyni drobnymi, sztywnymi kroczkami, odwróciła się i wybiegła z domu.

Trochę później babka wspomniała o tym, jakie to jest dziwne u dzikich zwierząt, na przykład u kotów, że nie potrafią zrozumieć różnicy między  szczurem a ptakiem.

– W takim razie są głupie. – powiedziała krótko Sophia – Szczur jest wstrętny, a ptak miły. Nie będę rozmawiać z Mapi przez trzy dni -, I już więcej nie rozmawiała ze swoją kotką.

Co noc kotka wychodziła do lasu i nad ranem zabijała swój łup i przynosiła go do domku, żeby wzbudzić podziw i za każdym razem wyrzucano ptaka do morza. Trochę później pod oknem stawała Sphia i krzyczała :

– Można wejść,  czy zwłoki już sprzątnięte! – karała Mapi i tą niszczącą bezwzględnością powiększała swój własny ból. Czasem wołała : Usunęliście już ślady krwi? – Albo Ile jest dziś zamordowanych ? – I poranna kawa nie była już więcej tym, czym zwykła być przedtem. Wielka była ulga, gdy Mapi nauczyła się w końcu ukrywać swoje zbrodnie. Inna to rzecz, widzieć kałuże krwi, a całkiem inna tylko o nich wiedzieć. Przypuszczalnie Mapi miała już dość całego tego krzyku i łajania, a może sądziła, że rodzina zjada jej ptaki. Pewnego ranka, gdy babka zapalała swego pierwszego papierosa na werandzie, zgubiła ustnik, który potoczył się do szpary w podłodze. Babka podniosła deskę i wtedy zobaczyła, co zrobiła Mapi. Znalazła tam cały rządek pięknie zagryzionych małych ptaszków. Wiedziała naturalnie, że kotka dalej poluje i nie może przestać, ale następnym razem, gdy kotka przechodziła obok i ocierała się o jej nogi, odsunęła się i szepnęła :  – Ty chytry draniu – kocia miseczka z płotkami stała przy schodach nietknięta, pełna much. – Słuchaj! – powiedziała Sophia – chciałabym, żeby Mapi nigdy się nie urodziła. Albo żebym ja się nigdy nie urodziła. Byłoby o wiele lepiej. – Więc nadal nie rozmawiacie ze sobą? – zapytała babka – Ani słowa – odparła Sophia – Nie wiem, co mam robić. A jeśli jej przebaczę, to co to za przyjemność, skoro ona wcale o to nie dba? I babka nie znalazła na to odpowiedzi. Mapi zdziczała i przychodziła do domu bardzo rzadko. Miała taki sam kolor, jak wyspa, jasny, szaro – żółty, w pręgi, jak góra albo plamy słońca na piaszczystym dnie. Gdy kotka skradała się po nadbrzeżnej łące, ruchy jej były jak powiew wiatru w trawie. Godzinami czatowała w zaroślach, nieruchoma sylwetka, dwoje spiczastych uszu  na tle zachodzącego słońca, nagle znikały… i coś pisnęło tylko jeden raz. Przemykała się pod karłowatymi świerczkami, przemoknięta od deszczu i chuda jak kreseczka, i myła się z rozkoszą, gdy wychodziło słońce. Była to absolutnie szczęśliwa kotka, ale nie udzielała się nikomu, Całymi dniami zwijała się na gładkiej skale, a czasami zjadała trawę i wymiotowała własną sierścią, spokojnie, jak to robią koty. Ale co robiła pyzatym nie wiedział nikt. 

Pewnego dnia przyjechali na kawę  Övergårdowie. Sophia zeszła na brzeg, by obejrzeć ich łódź. Była duża i pełno w niej było torebek, termosów i koszyków, a w jednym koszyku miałczał kot. Sophia podniosła pokrywę i kot polizał jej rękę. Był duży i biały i miał szeroki pyszczek. Nie przestawał mruczeć, gdy go wzięła i niosła na ląd. – Acha, więc znalazłaś kota – powiedziała pani Övergård. – To miły kociak, ale myszy nie łapie, tak że chcemy go dać inżynierostwu. 

Sophia usiadła na łóżku z ciężkim kotem w ramionach. Cały czas mruczał. Był miękki, ciepły i uległy. Załatwiono całą sprawę bardzo łatwo, przy pomocy butelki rumu jako rękojmi w tym handlu zamiennym. Złapano Mapi i ani się opamiętała, o co tu chodzi jak już znalazła się w łodzi Övergårdów w drodze do wioski.

Nowy kot nazywał się Svante. Svante zjadał płotki i lubił pieszczoty. Przeniósł się do przybudówki i spał co noc w ramionach Sophii, a co rano zjawiał się przy porannej kawie, po czym znów zasypiał w łóżku przy kuchni. Kiedy było słońce, zwijał się na ciepłej skale. – Nie tutaj! – wołała Sophia – to jest miejsce Mapi. – odnosiła kota nieco dalej, ten lizał ją w nos i zwijał się posłusznie na nowym miejscu.

Lato robiło się coraz ładniejsze, długi szereg spokojnych, błękitnych letnich dni. Co noc Svante spał z nosem wetkniętym pod policzek Sophii.

 – Ze mną to jest dziwnie – stwierdziła Sophia – Uważam, że robi się nudno z tą piękną pogodą. – Tak uważasz? – spytała babka – Jesteś dokładnie taka, jak twój dziadek, on też lubił sztorm. – Ale zanim zdążyła opowiedzieć więcej o dziadku, Sophia sobie poszła.

I stopniowo zaczęło wiać, najpierw którejś nocy ostrożnie, a rano zrobił się z tego uczciwy południowo – zachodni wiatr, który miotał pianą na całe wzgórza. – Zbudź się – szeptała Sophia – zbudź się kochanie, jest sztorm. Svante mruczał i wyciągał rozgrzane w łóżku łapy na wszystkie strony, na prześcieradle pełno było kociej sierści.  – Wstawaj! – krzyknęła Sophia – jest sztorm! – Ale kot tylko odwrócił się ma miękki brzuszek. Wtedy Sophia, całkiem nieoczekiwanie, okropnie się rozzłościła, rozwarła drzwi i wyrzuciła kota na wiatr, a zobaczywszy, że kładzie uszy po sobie, krzyknęła:  – Poluj! Rób coś! Bądź kotem! – a potem rozpłakała się, pobiegła do babki i zaczęła walić w drzwi.

– Co tam się znów stało? – zapytała babka – Ja chcę Mapi z powrotem ! – krzyczała Sophia – Ale przecież wiesz, jak to będzie – powiedziała babka – Będzie okropnie – odparła Sophia poważnie – Ale ja ją kocham.

I znowu zamienili koty.

146 komentarzy

  1. lukrecja pisze:

    Tak się skończyłas próba odchudzenia biblioteki. Wszystko zostało. Mam jeszcze mnóstwo smakowitych tekstów z autobiograficznych opowiadań.

  2. lukrecja pisze:

    Wzięłam za dobrą monetę co Q.powiedział: „ostatnio trzeba raczej wołami wyciągać, niż czekać na swoją kolej” i wrzuciłam
    Jak to źle, to proszę interweniować.

  3. Quackie pisze:

    Czytałem, dawno, dawno temu. Po „Muminkach”, ma się rozumieć. Wydano tę książkę w 1980, no to mogłem ją czytać gdzieś w 1982, może 1983. I wszystko zapomniałem.

    A co do kotki, to dokładnie tak samo bywa z dziećmi. Najpierw są małe, ładne i wzruszające, a jak dojrzewają, przynoszą do domu przeróżne „martwe ptaszki” albo drapią opiekunów. A mimo to się je kocha.

    • lukrecja pisze:

      Dziwna sprawa, z tą miłością.

      • Wiedźma pisze:

        Niektórzy powiadają, że z miłością jest jak z duchami : wszyscy o niej mówią, a nikt nigdy jej nie widział 🙂

        • Bożena pisze:

          Miłość jest bezwarunkowa. Nawet nie wiemy za co kochamy, ale nie możemy się odkochać. Mapi dokuczyła jak nikt, a jednak była kochana. I-m-in-love

      • Wiedźma pisze:

        A Sophia…..chciała zmieścić Mapi w swoich ramkach 🙂

        • Quackie pisze:

          Jakże często tak samo robią rodzice :/

        • lukrecja pisze:

          Z jednej strony masz rację, ale patrząc ze strony Sophii, mogła się czuć odrzucona. A to bardzo przykre.

          • Wiedźma pisze:

            Na pewno tak…. Sophia miała wielką potrzebę czułości, a koteczka była tylko sobą …. Oswajanie kota czasem trwa bardzo długo, przerobiłam to z Migotką, która nie dawała się głaskać:(

            • lukrecja pisze:

              Afrodytka też nie lubi głaskania. Sama się głaszcze, ocierając się o ludzi lub nogi stołowe. Syn Afrodytki, Smotrec (Patrzak) za to jest pieszczochem, jak Svante.
              Córka czasami lubi, żeby ją głaskać, czasami nie i wtedy „porykuje” groźnie.

              • Wiedźma pisze:

                Migotka czuła się znakomicie między Milą a Ami. Mila ją ” wychowała „… Pojawienie się Ami bardzo ją zdegustowało i długo musiałam to ” odpracowywać”. Ale teraz pozwala się głaskać i chętnie poleguje na moim brzuchu, jak ma ochotę, na zawołanie… nigdy 🙂

  4. Tetryk56 pisze:

    „Pierwszą połowę życia marnują ci rodzice. Drugą dzieci.”
    (zasłyszane u Czubaszkowej 😉 )

    Kreciu, znakomicie zrobiłaś!

  5. lukrecja pisze:

    Teraz jadę na noc do Janka. Będę komentować od nich. Potem wracam do domu. Tove Jansson jest świetna.

  6. Incitatus pisze:

    Ja mam pana boga w futrze,
    Kiedy się przeciągam wzdłuż,
    Czuję jego palce
    Wyprężone na grzbiecie.

    On – w mięśniach moich nóg
    Kroczy ciszej
    Niż okrągły księżyc
    Po przyczajonym niebie

    Nie płoszymy gałęzi.
    Wiatr
    Trzepocze nam w pysku,
    Skrzydłem głupiego wróbla

    Oblizuję wąs
    Z ciepłej krwi.
    Zmrużony – śpiewam hymn –
    O dobrym bogu

  7. Quackie pisze:

    Dobranoc – w moim przypadku nie-kocio 😉

  8. Wiedźma pisze:

    Lampkę zapalę piętro niżej, żeby tutaj kołysaly nas kocie pomruki 🙂

  9. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))

  10. Alla pisze:

    Dzień dobry Kociaki 😀
    Żadnych sztormów!! Życiowych, se nie życzę!! 😀
    Aha, jeszcze mam trzy sprawozdania i puchnącą półkę z teczkami spraw bieżących… Ale to już pestka 😀
    In Love

  11. Quackie pisze:

    Dzień dobry ogólne tu. Śnieg, śnieg – i po śniegu. Mokro za to, na szczęście tylko za oknem.

  12. lukrecja pisze:

    Witam wszystkich
    Się tak złożyło, że mama Janka pojechała w „lelegację” i zabrała laptopa, a na dużym tata Janka pracował i pracował. Tak, że wyszło na to, że wrzuciłam temat i wsiąkłam. Worry

  13. lukrecja pisze:

    Panie Senatorze, dzięki za kocie poezje. Koty, moim zdaniem, są dowodem na istnienie Boga. One nie mogły powstać przypadkowo.

    • Quackie pisze:

      Kiedyś czytałem o takiej hipotezie (z założenia niekoniecznie poważnej), że koty są bioautomatami, badającymi ludzkość w imieniu jakichś kosmitów – wskazywałaby na to doskonałość ich konstrukcji (w celu maksymalnej przeżywalności) i przywiązanie, jakie czują do nich ludzie (oczywiście ze względu na to, że zostały właśnie tak stworzone, by budzić w ludziach pozytywne uczucia).

      • lukrecja pisze:

        Lilian Jackson Braun w swoim 20 tomowym dziele pt Kot, który…
        opisuje lądowanie UFO, z którego wysiedli kośmici : mieli po cztery łapy i długie ogony, a przylecieli w odwiedziny do kota Kao K’o-Kunga, zwanego Koko.

        • Quackie pisze:

          W antologii „Rakietowe dzieci” jest zaś opowiadanie „Odrzutowiec Miaua”, w którym na Ziemi rozbija swój statek kosmita, który miauczy i ma kocie oczy 🙂

      • Wiedźma pisze:

        To by znaczyło, że są ludzie i ludziska, bo nie wszyscy lubią koty ! Nie wiem dlaczego….

    • lukrecja pisze:

      Ptaszek idiota,
      głupszy, niż się zdaje,
      strojny barwną krajką,
      z głową jak makówka,
      nieprzyjaciel kota,
      ojciec pięciu jajek,
      z których każde jajko
      pełne jest półgłówka,
      przyparty do drzewa
      pierzem rudosinem,
      toczy głośne swary
      z innym znów kretynem,
      po czym śpiewa, śpiewa
      głupstwa nie do wiary.

      MPJ

    • Incitatus pisze:

      Witaj, Lukrecjo: ) Koty są wisienką na torcie świata!: )

  14. Wiedźma pisze:

    Za oknem mam deszcz ze śniegiem, a w domu…. zamówienie na gołąbki, najlepiej w dużej ilości . No to… do roboty:)

  15. lukrecja pisze:

    „A od tej chwili, Kochanie, na pięciu prawdziwych Mężczyzn trzech z pewnością rzuca za Kotem butami, a wszystkie prawdziwe Psy gonią go i prześladują. Ale Kot także dotrzymuje warunków układu. Łowi myszy i dobry jest dla Dziecka, dopóki go nie targa za ogon. Ale spełniwszy swe obowiązki, od czasu do czasu urządza sobie wycieczki, a zwłaszcza podczas jasnych nocy księżycowych znów staje się Kotem, który zawsze chadza własnymi drogami, i wszystko mu jedno kędy.”
    Kipling

  16. lukrecja pisze:

    Jeszcze próbka prozy Tove Jansson, z książki „Córka rzeźbiarza” są to wspomnienia z dzieciństwa.

    Prawo morskie

    Następnego ranka, w dalekiej części wyspy odkryliśmy motorówkę. Stała opuszczona, uderzając o kamienie, dwa wręgi były pęknięte, do połowy napełniała ją woda. Ten, kto ną płynął, nie miał wioseł. I w obawie o własne Zycie, nawet nie próbował jej ratować.
    ………………………………………………………………………………………………….
    Patrzyliśmy przez chwilę na motorówkę, po czym weszliśmy pod górę, w głąb lądu i zajrzeliśmy w wiklinowe chaszcze za nadbrzeżnymi skałami. A tam było wszystko : dziesięciolitrowe kanistry leżały pod krzakami, jak okiem sięgnąc, niczym srebrny dywan, a trochę wyżej, pod kilkoma jodłami ktoś musiał popijać koniak. – Coś podobnego – odezwał się tatuś – To niemożliwe
    Wszyscy panowie rzucili się biegiem, panie za nimi, a mama i ja biegłyśmy ostatnie, jak tylko mogłyśmy najszybciej. Na końcu wyspy, od strony morza, tatuś z Hermansonem rozmawiali z trzema przemoczonymi facetami, którzy jedli nasze kanapki. Panie i Sjöberg stali kawałek dalej. Potem tatuś podszedł do nas i powiedział :
    Teraz zrobimy tak, że ja i Hermanson zawieziemy ich do domu, bo dryfowali trzy dni bez jedzenia i ledwo stoją na nogach. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, każda rodzina dostanie cztery butelki i trzy kanistry. Sjöberg nie popłynie z nami ze względów zasadniczych, bo jest celnikiem
    ……………………………………………………………………………………………
    Pani Sjöberg spojrzała na pana Sjöberga i powiedziała :
    Dobrze przemyśl, co teraz zrobisz – Myślę i myślę, odparł – Sądzisz, że to dla mnie łatwa sprawa? Ale już się zdecydowałem. Nie będę się ich czepiał, natomiast sam nie wezmę ani kanistra, ani butelki. Zresztą jestem na urlopie. I nie ja ich odwiozłem do domu. A w dodatku zjedli moje kanapki. Jansson zrozumiałby, o co mi chodzi.

    • Quackie pisze:

      Chyba rozumiem. Jak poproszę celnika o jego kanapkę, to przymknie oko na te parę butelczyn, co je wiozę w charakterze kontrabandy? 😉 Ciekawe, czy to działa na szwajcarskich celników przy wyjeździe z Livigno, czy tylko na szwedzkich?

      • lukrecja pisze:

        Fińskich.
        Ostatecznie dostali po 1 kanistrze.

        • Quackie pisze:

          Joj, faktycznie. Te nazwiska mnie zmyliły. Nie jakiś Hakkapullittaa, tylko Sjoeberg, Jansson i Hermansson.

          Czyli mówisz, że i tak by trzeba coś odpalić celnikowi. Nihil novi sub sole.

          • lukrecja pisze:

            Viktor Bernhard „Faffan” Jansson (ur. 1 marca 1886 w Helsinkach, zm. 22 czerwca 1958 tamże)[1] – fiński rzeźbiarz należący do szwedzkojęzycznej mniejszości w Finlandii. Ożeniony z ilustratorką Signe Hammarsten-Jansson, miał z nią troje dzieci: pisarkę Tove Jansson, fotografa Per Olov Janssona i rysownika komiksów Larsa Janssona.
            Signe „Ham” Hammarsten-Jansson (ur. 1 czerwca 1882 Hannäs, Szwecja, zm. 6 lipca 1970 Porvoo)[1] – szwedzka ilustratorka i graficzka mieszkająca w Finlandii, projektantka ponad 200 fińskich znaczków pocztowych. Żona rzeźbiarza Viktora Janssona, matka malarki i pisarki Tove Jansson.

          • Incitatus pisze:

            O celnikach, Mistrzu, to już nawet Pismo Święte nie najlepiej się wyraża!: )

            • Quackie pisze:

              Różnych w życiu widziałem i tych Szwajcarów nic nie przebije. A tacy są chytrzy, że 80-90% zatrzymywanych samochodów miało polskie tablice. Przynajmniej jak myśmy jechali.

              • Incitatus pisze:

                Swego czasu czescy też szczególnie polskie trzepali!

                • Quackie pisze:

                  Czeskich pamiętam jeszcze z czasów RWPG i faktycznie, Szwajcarzy to przy nich wzór grzeczności, ale jakoś tak się zasugerowałem, że rozmawiamy o cywilizowanych krajach.

                • Incitatus pisze:

                  Czeskich to ja na wieki wieków zapamiętam!
                  Mnie tam nic szczególnego nie zrobili, ale takiemu na oko trzylatkowi buciki na moich oczach zabrali. Dzieciak w płacz, matka w płacz nad dzieciaczkiem, my z ojcem tego małego tylko zębami mogliśmy zgrzytać! To wszystko widział polski celnik i już po paru minutach wracająca z pepikami do Czech Skoda na bocznym pasie stała, a kierowca grzecznie oponki zdejmował. Polskie miał i niestety nie miał na nie przy sobie kwitu, bo pewnie już niejeden tysiąc kilometrów na nich zrobił!: )))

                • Quackie pisze:

                  Ech, no właśnie, celnik celnikowi okoniem, a normalni ludzie płacą. Coś jak w tym skeczu (filmiku), w którym dwaj mężowie zamiast dać sobie po razie, leją każdy żonę tego drugiego w ramach odwetu.

                • Incitatus pisze:

                  Kiedy mnie się to spodobało, wiesz? Taki ludzki odruch u człeka paskudnej, co tu gadać, profesji!

            • lukrecja pisze:

              Dlaczego ? Sjöberg jest w porządku.

              • lukrecja pisze:

                Prawa morskiego ciąg dalszy:

                „Są ludzie, którzy sprzedają kanistry po wygórowanej cenie. To brak klasy. Kupując kanister oszukuje się państwo, a poza tym to za drogo kosztuje i tego się nie robi. Jedynie właściwym sposobem jest znaleźć kanister, albo najlepiej uratować go z narażeniem życia. Taki kanister daje zadowolenie i nie narusza żadnych zasad. Ale łódź wyrzucona na brzeg, albo dryfująca, to coś zupełnie innego. Łodzie są poważną sprawą. Trzeba wtedy szukać i szukać właściciela, aż się go znajdzie, nawet gdyby to miało trwać lata. To samo dotyczy sieci rybackich. Wszystko inne można sobie brać.
                Ale najgorsze, co można zrobić, to wziąć sobie towar już wyciągnięty z morza przez kogoś innego. To jest niewybaczalne. Jeśli jest oparty o kamień, albo uskładany w wyraźny stos, a na wierzchu leżą dwa kamienie, to znaczy, że jest czyjś”

  17. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Na miejscu dziadka Ludwika też bym się cieszył.

  18. Wiedźma pisze:

    Dobry wieczór! 🙂 jak ciekawie toczyła się ta dyskusja 🙂 Delicious

  19. Incitatus pisze:

    Dobranoc: ))) Zzzzzz

  20. Quackie pisze:

    Dobranoc, muminkowych snów!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)