W miarę, jak jesień mijała, a zima zbliżała się nieuchronnie, poranne wstawanie do pracy było dla Zenka coraz trudniejsze, coraz bardziej przykre. Kto to widział, żeby w środku ciemnej nocy wychodzić z łóżka, emigrować do przytomności, może nawet robić sobie śniadanie, aby nie zaczynać dnia na głodnego? Nic dziwnego zatem, że większość porannych czynności wykonywał zupełnie machinalnie, opóźniając o ile się dało ową niemiłą, acz konieczną emigrację. Czasem nawet jeszcze w drzwiach wyjściowych na dole udawało mu się spać w środku – nogi same niosły w od lat utrwalonym kierunku.
Gdy w takim stanie pewnego ranka sięgał do klamki drzwi wyjściowych z bloku, powstrzymało go nagle energiczne pociągnięcie za ramię. Powoli rozejrzał się wokół, pośpiesznie nadrabiając postępy w budzeniu. Pociągającą istotą okazała się stara Malinowska, sąsiadka z I-go piętra, od lat będąca uchem i okiem całego bloku.
– Panie Zenku, niech pan nie idzie! Proszę zaczekać!
– Ale o co chodzi, sąsiadko? – zdumienie Zenka wciąż jeszcze walczyło z sennością.
– Niech pan popatrzy! – ostry palec sąsiadki wskazywał chodnik, jedyną drogę wyjściową z bloku, pogrążony w mętnej szarości poranka.
– Na co mam patrzyć? Tam nic nie ma… Stara ławeczka i trochę śmieci, jak to nad ranem…
– No właśnie, zza tej ławeczki jeszcze ogon widać, czarny taki! Panie Zenku tędy przed chwilą przebiegł czarny kot! Na własne oczy widziałam!
– Ale.. to jakieś przesądy… ja nie… – zanim Zenek sformułował w myśli uzasadnienie odrzucenia ostrzeżeń sąsiadki, zadudniło na schodach. Młody osiłek z piątego piętra, Heniek Botulina, zbiegł po schodach, prawie przestawiając rozmawiających i wcale nie zwracając na nich uwagi. Sąsiadka szybko puściła ramię Zenka.
– Teraz może pan iść. Całego pecha wziął na siebie Heniek. Dobrze mu tak!
– E tam! – Zenek wzruszył ramionami i powlókł się do pracy.
Dzień minął w miarę spokojnie. Wracając wieczorem do domu Zenek zauważył kilka grupek sąsiadów mocno czymś podekscytowanych, ale niewiele go to obchodziło. Dopiero Kryśka przekazała mu nowinę dnia:
– Wiesz, po Heńka Botulinę przyjechała policja! Podobno jest podejrzany o udział w tych napadach, o których ostatnio tyle mówili! Zdaje się, że ktoś go dziś sypnął…
Zenek udał, że ignoruje plotki, ale wiadomość mocno skojarzyła mu się z poranną sceną. Od tej pory starannie oglądał chodnik, zanim wyszedł z domu. Któregoś dnia ostrożność się opłaciła. Zauważywszy przemykającą czarną sylwetkę Zenek przykucnął, udając że wiąże sznurówkę, i w tej pozycji poczekał aż wyprzedzi go jakaś młoda dziewczyna, którą słyszał zbiegającą po schodach. Nie miał pewności, kto to był – trudno znać wszystkich sąsiadów z piętnastopiętrowca, zwłaszcza młodych – ale gdy wracał, wydało mu się, że słyszy dochodzącą z niskich pieter awanturę na temat pał przyniesionych ze szkoły…
Potem było już tylko gorzej. Kot najwyraźniej uwziął się na Zenka: prawie co rano widział przy chodniku wrednie uśmiechniętą czarną mordę, raz z prawej, raz z lewej strony. Gdy kot stał, Zenek ostrożnie przechodził przed nim. Czasem się udawało, wkrótce jednak zaczęła się zabawa w kotka i Zenka. Zenek robił krok – kot szykował się do skoku – Zenek się przyczajał – kot uśmiechnięty od ucha do ucha zatrzymywał się wpół skoku, wreszcie Zenek rozpaczliwie rzucał się naprzód, usiłując zawrócić nachała, który, nic sobie nie robiąc z pokrzykiwań i wymachiwań, czasem przebiegał mu przed nosem, a czasem z pogardą przepuszczał.
Fatum nie dało długo na siebie czekać – najpierw, gwałtownie hamując przed kotem, Zenek wywrócił się na ławeczkę, rozdzierając sobie spodnie i częściowo kolano. Potem okradziono go w hipermarkecie – na niewielką wprawdzie kwotę, ale pech ewidentny! Coraz częstsze spóźnienia do pracy (czasem długo przychodziło czekać na nieświadomego wybawiciela) nie pozostały niezauważone przez kierownictwo, a skutki tej spostrzegawczości trudno było zaliczyć do zdarzeń szczęśliwych. Zenek był coraz bardziej znerwicowany – kot-prześladowca zaczynał mu się śnić po nocach.
Taki stan nie umknął uwadze małżonki. Kryśka z niepokojem obserwowała ”fiksowanie” męża (jak sama to w myśli nazywała). Wreszcie udało się jej przebić przez mur zdawkowych wymówek i wykręcania kota ogonem – przyciśnięty losem i fachową indagacją żony Zenek szczerze opowiedział jej o wszystkim. Kryśka z trudem ukryła śmiech, jaki wzbudziło w niej opowiadanie.
– Ależ Zeniu, przecież wiesz, ta stara Malinowska to kompletna wariatka. Pamiętasz jej opowieści o upadku skrzydlatego stwora na samochód? I ty przywiązujesz jakąkolwiek wagę do bredni tej kobiety? Zenek, uwierz mi, żaden, ale to żaden kot nie ma wpływu na twój los, obojętne jakiej by był maści…
– Tak? – chlipnął Zenek – a Heniek? A ta smarkula?
– Zeniu, Heńka wypuścili, bo miał mocne alibi. A smarkula – czy ty nigdy od rodziców za lufy ochrzanu nie dostałeś? A przecież szczęśliwe przypadki też się dzieją. Kowalski odnalazł psa. Tej miłej szatynce z trzeciego urodziła się córeczka. Ma na imię Alicja, śliczny bobas! A przecież koty wszędzie tu ganiają…
– Masz rację kotku… – chlipnął wpół przekonany Zenek – Ale to jednak dobrze, że ty jesteś blondynką…
…
W mroku przedświtu nadal czarniała wrednie uśmiechnięta kocia morda. Wokół ciemność raz gęstsza, raz rzadsza kłębiła się pozornie bez sensu. Jedna z takich kumulacji ciemności bliżej słabej żarówki nad drzwiami okazała się być podobna do małej dziewczynki. Odezwała się więc głosem małej dziewczynki:
– Dzień dobry, kocie z Cheshire! Miło cię znowu widzieć!
– Witaj, Alice! Też się cieszę! Czekam tu na ciebie już dosyć długo.
– Nie zmarzłeś? Nie nudziłeś się? – dopytywała się Alicja.
– Nie… Futro mam grube, a wynajdywałem sobie różne zabawy. Ale już znikam…
Powoli wstawał świt. Przez chwilę jeszcze widać było, coraz mniej wyraźny, uśmiech wrednej kociej mordki…
Witam w nowym dniu!
Przesądy przesądami – wiadomo, że to bzdura, al – jak mawiał pewien mój znajomy: ja tam nie wierzę w duchy, chociaż są!
Witaj Tetryku 🙂 ” gdy ci kot przebiegnie drogę, nie mów, że to pech! Kot ci szczęście przynieść może, jeśli tego chcesz …”
Dzień dobry: )))
Jak powszechnie wiadomo zacnemu gronu Wyspiarzy a także wszystkim naszym wspaniałym Gościom, serdecznie nie znoszę Kubusia Puchatka uważając tę bajkę-niebajkę, opowieść-nieopowieśc za brednie, bzdury i tym podobne banialuki! Farmazony zaś, kolanem tam upchnięte przez autora owej opowieści a powtarzane z lubością przez tłumy ich czytaczy jako myśli złote, szmaragdowe, wprost brylantowe – za pierdolamenty cytowane bez przerwy z przyczyn czysto snobistycznych! Takimiż uczuciami – z dodatkiem solidnego obrzydzenia – obdarzam obficie Alicję w krainie czarów twierdząc (mimo narastającego oporu tłumów Kubusiem otumanionych), że dla mnie to czytadło jest mniej warte od papieru na jakim je, nie wiedzieć po co, wydrukowano!!
Alicja ma wszakże nad Kubusiem jedną jedyną przewagę i dlatego to tylko, dla tego maciupciego fragmenciku tego „dzieła”, można wziąć na króciutką chwilę tę książkę do ręki. Dla tej jednej jedynej chwili gdy Kot z Cheshire znika powoli, a w powietrzu zawieszony pozostaje jedynie jego uśmiech…
Resztę można sobie darować równie łatwo jak słynne: „Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było…”
Łeeeeee
Dzień dobry 🙂 Czyżby przez tego czarnego kota nie mogłam wejść na Wyspę? Ciągle miałam napis, że serwer nie może się połączyć z Madagaskarem
Dzień dobry: )))
Ja też!!
Zenek znowu czaił się aż ktoś przed nim pierwszy przejdzie!: )
A już myślałam, że to wina mojego komputera. Ale inne strony otwierały się bez problemu, więc odczekałam. 🙂
Chociaż muszę się przyznać, że czekałam aż ktoś pierwszy wejdzie na Wyspę…
: ) Ja tam zawsze lezę sobie na innych nie czekając, bo mogłoby się tak (teoretycznie!) zdarzyć, że czekałbym do u……śmiechnietej śmierci!: ))
Eeee, zawsze się ktoś wyrywny znajdzie
Przez Zenkowego kota? 😆
Phi.. moje dziecię słuchało na okrągło Puchatka – całe happy. Prawie na pamięć go znała 😀
Cóż, nie wszystkim dzieciom czyta się właściwe bajki!
Mój syn uwielbiał „Baśń o Żelaznym Wilku” i prawidłowo na mężczyznę wyrósł!: )
Senatorze, twoja „szorstka przyjaźń” z kotem z Cheshire jest mi znana – to ona właśnie podpowiedziała mi taki finał martyrologii Zenka.
Bo przecież normalny pechonośny dachowiec nie zniknąłby tak ostatecznie…
Witaj, Tetryku: )) Zawsze twierdziłem i twierdzę, że kot to jest KOT i żadna tam Alicja jego cudownego wizerunku nie zepsuje!: ))
Dzień dobry 🙂 Żaden kot, ale na wszelki wypadek…
Swoją drogą, Zenuś, wyjątkowo pechowym chłopakiem jest.. 😀
Widzisz, Skowroneczku – bo on jest taki wrażliwy…
No dobra z niego chłopaczyna. I jak tu zanim nie tęsknić?
Na czarnego kota jest jedno antidotum – posiadac go. Cytując inną bajkę – tym razem filmową: „nie gryź ręki, która jeść daje” – własny czarnuch pecha nam nie podrzuci :))
Własny kot nie podrzuci pecha a i z obcymi pewnie wejdzie w układy.A co z szarym, pręgowanym? Przynosi pecha? Nie znam się na tym.
Dzień dobry Bożenko…. pręgowane nie przynoszą pecha…. tylko nikt nie wie dlaczego 🙂
… a kiedyś stara pani powiedziała tak : trzykolorowa kotka wyniosła się z domu; będzie nieszczęście ….”
Jaki piękny rudzielec się między moimi półdzikuskami pokazał!!
… mało rudzielców 🙁 a piękne są ! jednego takiego gotowa byłam ukraść, ale….biegał sobie swobodnie, źle byłoby mu w miejskim mieszkaniu…. No i pani Kota groźnie patrzyła…
Ten wystraszony mocno. Nic, pomalutku się przyzwyczai.
No nie wiem… czytałem o takich, co własnych czarnuchów mieli wielu, a szczęście – przeminęło z wiatrem!

Witaj Babo: ))
Mam czarnego kota, mam!! I czarno-białego też!!
Piekłaś może sernik??
Witaj Senatorze – ja znów wlazłam jakbym wcale nie wychodziła 🙂 Dzień dobry i od razu dobry wieczór i na zaś dobrej nocy :)))
Sernika nie piekłam i nie będę piekła – piekarnik nadal nieszczelny :p
Dzień dobry. Toć to niemal świnia, nie kot! Tak się drażnić, przebiegać, a czasem nie. Swoją drogą, gdybym miał taki problem jak Zenek, nosiłbym zawsze przy sobie plasterek kiełbasy albo czegoś innego, co koty lubią, i rzucałbym przed przejściem obok kota w stronę przeciwpałożną, chociaż to zakrawa na szantaż.
A tera do roboty.
Dobry pomysł Quacku. Miłej pracy 🙂
Umiesz robić makowiec z drożdżowego ciasta? Strucel, znaczy??
Witaj Senatorze….. niesmiało zapytam : a Pani Senatorowa nie piecze Ci strucli makowych ?
Senatorowa mnie nałożyła embargo i żebrać muszę gdzie się da!: ((
Ufff… i i mamy robić na przekór Pani Senatorowej ? … i nie bać się ???
Własną, prawidłowo zapadniętą klatką piersiową Was osłonię!!
Mam ogromny szacunek dla niezwykłej Pani Senatorowej 🙂
????????????????
Ona mnie głodzi!!!!!!!!
Dzień dobry. 🙂
Spodobało mi się opowiadanie Mistrza Tetryka. Zwłaszcza zaś rola Kryśki w tym stadle. 🙂 Ma Zenek szczęście, gdyby nie żona pewnie wywaliliby go z roboty. Baśniowy kot znikł, ale innych ci u nas dostatek a i czarnych nie brakuje. :)Miałam kiedyś parkę, Beksę i Mruczka. Ślicznie wyglądały z czerwonymi kokardkami. Na wszelki, odpukać, splunąć itd. wiązane były. Kokardki, nie koty. 🙂
Dziś 12.12.2012. „12 od starożytności uważana jest za liczbę szczególną. Oznacza niewinność, skromność i dziewictwo. Symbolizuje także łaskę, miłość i spokój.” Można sobie wybrać co się chce z wymienionych symboli. Wybieram spokój. 🙂
Rzeczywiście, tego nie skojarzyłam… Ja też, jeśli można, wybieram spokój. 😀
Ale czy pomyśleliście, że takiej zbieżności liczb za naszych czasów już nie będzie? Bo przecież nie ma trzynastego miesiąca
Nawet gdyby mógł być to by nie było, bo 13 to pechowa liczba. Chyba od Chińczyków to się zaczęło, nie chce mi się sprawdzać. U nich pechowa jest 4. 1+3=4. Ciekawe dlaczego nie ma takich uprzedzeń do 22. 🙂
PS: Przepisywałam przed chwilą kod z obrazka. A tam… you are happy. 🙂
Dzień dobry 🙂 Świetne opowiadanie, Pan Zenek powinien stosować prawo Murphy`ego, które mówi, że „Jeżeli coś może się nie udać – nie uda się na pewno” i żaden kot nie ma nic do rzeczy, czarny, bury czy pręgowany 🙂
Witaj Miśku. 🙂 Aż by się chciało Cię takiego świątecznego

Do twarzy Mu w tej czapeczce
No, nareszcie uroczyście ubrany z wizytą! Tylko te czarne okulary…

Gustowne wielce….. bo Miś chyba się za generała przebrał 🙁
Dzień dobry. Dzisiaj wszystko się sprzysięgło przeciwko pracy – jeszcze nie jestem nawet w połowie, a swoje muszę wyrobić, więc bardzo mi przykro to pisać, ale dzisiaj już na Wyspie nie będę 🙁 (jutro to zupełnie inna historia!).
Ja też jestem dzisiaj nieco rozrywana. Jeszcze dziś jadę z przyjaciółkami oglądać rzeźby lodowe. Najpiękniej jest właśnie gdy się ściemni. Rzeźby są podświetlane.
Smutno mi.
Dobranoc: )))
Witam Wszystkich:-)) Z kotami zaprzyjażniony byłem od zawsze,chociaż czasami kot dostawał wciry za mnie,bo nie wiedział że go wsypałem.Bardzo lubiłem spijać śmietankę ze świeżego mleka,ale zeby nie zostawić śladu na ściankach kamieniaka-to wsadzałem łeb do gara i spijałem jak kot z góry.Oczywiście,rodzinny rudy kocur dostawał wciry za śmietankę,aż do momentu kiedy zostałem przyłapany i wtedy to ja dostałem lanie,których kot chyba by nie przeżył.Przepraszam publicznie rudzielca,a Wyspiarzy pozdrawiam.
Ładnie to tak, spędzać własne grzeszki na niewinnego futrzaka tylko dlatego, że on gadać nie umie i nie wytłumaczy kto śmietankę spija?

Dobrze, że się teraz przyznałeś i przeprosiłeś. Chyba dlatego, że Ci już nic nie grozi, prawda łasuchu?
Kot doskonale wyczuwał nastroje matki i w porę dawał nura tak, że kończyło się raczej na pogróżkach:poczekaj draniu jak cię złapię ! Natomiast,to ja zostałem przyłapany i to na mnie się wszystko skrupiło,a nie pamiętam aby kocur mi współczuł.
Maksiu…. kot był sprytniejszy ? moze on też cichcem tę śmietankę spijał… 🙂
Witaj Max. 🙂
Przypomniałeś mi jak mój brat, rodzice wywozili nas, chyba za karę do babci latem, zakradał się do kurnika i wypijał jajka. Wszyscy myśleli, że to jakieś zwierzątko, może łasica. W którąś z kolei zasadzkę brat w końcu wpadł. Obyło się na gadaniu, ale chyba by wolał dostać lanie. 🙂
Witaj :-)) Do babci za karę ? Moja babcia to był miód dobroci,a mama cały czas usiłowała zając nam wolny czas i wymyslała takie zajęcia,które nijak pasowały dla chłopca.Ech,szkoda gadać,była to twarda szkoła…..
Moja Babcia tez była cud, miód i malina 🙂 po to są babcie, prawda ?:) Surowe jako w postaci kogla- mogla z pianka to i dziś bym,…..
Pamiętam opowiadane bajki,pieczone różne przysmaki,i zamiłowanie do ogródka z kwiatami.Był naprawdę piękny,podziwiany przez sąsiadów i nie tylko.Często zatrzymywali się rózni ludzie i podziwiali kwitnący ogród.Być może i ja zaraziłem się tą pasją i mam dzisiaj do zagospodarowania dwa ogrody,ale to nie to samo.Jestem nieskoordynowany i zawsze brakuje mi czasu.
Witajcie wieczorkiem. Wróciłam z wycieczki, ale aparat mi wysiadł i zdjęcia robiłam komórką. Ale jutro przed południem ruszam tam jeszcze raz i będę pstrykać rzeźby lodowe.
Czytałam Wasze wspomnienia o babciach i muszę przyznać, że jesteście pod tym względem bogatsi ode mnie. Ja swojej babci żadnej nie znałam. Obie pomarły dość młodi jeszcze przed moim urodzeniem. A szkoda…
Witajcie!
Pamiętam i ja opowieści o jakimś stryjku, który przy pomocy cienkiej słomki mleko w spiżarni spod kożuszka wyciągał, a małżonka duchów skłonna była szukać…
Znaczy Stryjna jakaś chytra była i chopa głodziła ? Bo żeby jeszcze to była jakaś nalewka, ale zwykłe mleko ????
Może miała mocne uzasadnienie, jak nie przymierzając, Senatorowa?
…ja tam nie lubię mleka Tetryku 🙁 a jeśli Stryjna dla zdrowotnosci Stryja… to jak najbardziej słusznie 🙂
I tak się bierze wiara w duchy…
Na studiach dowiedziałem się dla czego kot zawsze spada na cztery łapy:Otóż kot,swobodnie rzucony w przestrzeń,za pomocą ogona wytwarza „moment krętu”,znane pojęcie w fizyce,ale że koty o tym wiedzą-to prawdziwa sensacja.
Dobrej nocy.
W kojącym świetle lampki i ja dokładam swoje życzenia dobrej nocy. Niech zdrowy sen odpędzi wszystkie smutki… i niech nie wracają rano 🙂
Dzień dobry 🙂 Dziś trzynasty, dla przesądnych dobrze, że nie piątek…