Lot z Gdańska na Rodos zaczął się całkiem niepozornie, ba, normalnie. Pasażerowie wlali się powoli do samolotu, my zaraz z tyłu, bagaże zmieściły się w schowkach i wszyscy zapięli pasy na długo przed sygnałem pilota. W końcu lecieliśmy na urlop! Nadaktywna trzylatka dwa rzędy z przodu jakoś przeżyła większość trasy – bawiła się z rodzeństwem, grała, rysowała, jadła, piła… a tymczasem za oknami zrobiło się ciemno. Zaczęliśmy podchodzić do lądowania i to było coś strasznego. Samolotem rzucało w prawo, w lewo, w górę i w dół, na twarzy robiłem się coraz bardziej biały, aż w końcu się uspokoiło. „No, nareszcie, nad samym pasem!” pomyślałem, ale nic podobnego. To pilot zdecydował, że odejdzie i spróbuje po raz drugi. Tym razem było równie strasznie, włącznie z zarzucaniem na pasie, ale skutecznie – jak widać. Mało zawału nie dostałem, dosłownie i w przenośni.

Autokar błyskawicznie zawiózł nas do hotelu, który miał tę przyjemną stronę, że przeznaczony był dla gości powyżej 16 roku życia. Byliśmy tam przed jedenastą wieczór wg czasu lokalnego, tuż przed zamknięciem baru – zdążyliśmy z niego skorzystać wraz z drugą parą, poznaną jeszcze na pokładzie samolotu (jak ten stres jednak zbliża ludzi!). Po wieczorze pełnym emocji szybko padliśmy spać.
Sobota minęła na zwiedzaniu hotelu z przyległościami. Otwarta restauracja z widokiem na baseny, Morze Egejskie, a w dalszej kolejności – Turcję serwowała całkiem niezłe jedzenie, a bar nad basenem, do którego powracaliśmy przez ten tydzień jeszcze wiele razy – zacne, uczciwe drinki (w odróżnieniu od baru przy recepcji, w którym wyraźnie oszczędzano alkohol). Przez cały nasz pobyt temperatura tylko raz spadła poniżej 30 stopni, toteż baseny zapewniały przyjemną ochłodę, podobnie jak morze. Jedyną chyba niedogodnością była nieco mętna woda, nie pozwalająca przyglądać się morskiemu dnu. Nie żeby było coś tam godnego uwagi, głównie piasek i kamienie.

Wspomniałem może, że autokar błyskawicznie przewiózł nas z lotniska do hotelu? Jak można się domyślić, ten ostatni leżał dość blisko portu lotniczego, na tyle blisko, że samoloty zaczynały podchodzić do lądowania przed naszymi oczami, co mi zupełnie nie przeszkadzało, bo lubię ten widok. Białe, niebieskie, czarno-czerwone i zielone maszyny z szumem silników zniżały lot, a pewnego dnia pojawiły się nawet wojskowe samoloty – transportowy Herkules i AWACS z grzybem radaru na grzbiecie. Z daleka nie było widać, ale na moje oko żadnego z nich nie telepało tak jak nas!
Poza obserwowaniem lądujących maszyn zajmowałem się głównie leżeniem bykiem, chłodzeniem się w wodzie, oraz czytaniem. Przez tydzień nadrobiłem sporo zaległości lekturowych, jedną powieść, jeden numer pisma zatytułowanego „Pismo” i jeden tom szkiców. Pewnie przeczytałbym tego więcej, jednak nie wszystkie dni minęły nam nad basenem.

W niedzielę wybraliśmy się na rejs wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy. Ruszyliśmy ze starego portu Mandraki w mieście Rodos (dokąd zawiózł nas autokar z hotelu) i niespiesznie płynęliśmy na południe, mijając inne statki, białoskrzydłe jachty, a także jeden bez skrzydeł, ciemnoszary niczym groźny okręt, ale z sylwetki i innych cech – raczej rekreacyjny. Nasz statek zatrzymywał się w kolejnych zatoczkach, marynarze opuszczali trapy z tyłu i boków – a pasażerowie zażywali kąpieli. I jam się zamoczył, z przyjemnością konstatując, że woda tu – w przeciwieństwie do hotelowej plaży – przejrzysta, widać swobodnie na kilka metrów w głąb, i chociaż nie ma tu raf koralowych, to owszem, można dostrzec ryby i muszle.
W porze obiadowej zacumowaliśmy przy plaży w Stegnie, ale nie tej koło Gdańska, tylko miejscowej (podobieństwo nazw czysto przypadkowe!). Tamże zjedliśmy obiad i po chwili zwiedzania, polegającej na spacerze w te i we w te jedyną ulicą tej miejscowości, wróciliśmy na statek i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tu pływania było już mniej, za to zwiedziliśmy od morza zatokę Anthony’ego Quinna, miejsce, gdzie na początku lat sześćdziesiątych filmowano (częściowo) „Działa Nawarony”, a rząd grecki podarował aktorowi część gruntów, mając nadzieję, że artysta zainwestuje w hotel i przyczyni się do promocji wyspy. Tak się nie stało, rząd odebrał Quinnowi zatokę, ale nazwa przylgnęła na stałe.

Rejs był tak relaksujący, że wieczorem byliśmy wykończeni. Nie przeszkodziło nam to jednak następnego dnia ruszyć na autokarową wycieczkę wokół wyspy. Trudno, takie były terminy. Zaczęliśmy od wizyty w Dolinie Motyli, siedlisku motyli z gatunku krasopani hera (Euplagia quadripunctaria). Jest ich tam mnóstwo! Na gałęziach i skałach roi się od trójkątnych sylwetek owadów, czarnych z białymi paskami przypominającymi rzymską liczbę IV (stąd „quadripunctaria” w nazwie łacińskiej). Kiedy podrywają się do lotu, widać również tylne skrzydła – jasnoczerwone, pomarańczowe wręcz. Niestety nie udało mi się zrobić żadnej z nich zdjęcia w locie, mam tylko fotografie motyli w spoczynku (co też robi wrażenie, przede wszystkim dzięki ich ilości).

Od współczesnej przyrody ruszyliśmy ku historii Rodos. W starożytności na wyspie znajdowały się trzy państwa-miasta – Ialissos, Lindos i Kamiros. To ostatnie zostało odkopane przez archeologów i prezentuje się całkiem ładnie, a przede wszystkim przyjaźnie dla turysty, przez niewielkie rozmiary i liczne, dające cień drzewa. Dotarliśmy na szczyt wzgórza, aż na lokalny akropol, a następnie główną ulicą zeszliśmy ku agorze. Widoku dopełniały monumentalne okoliczne góry, a w przeciwnym kierunku – morze, z wyspami Dodekanezu i wybrzeżem Turcji na horyzoncie.

Z Kamiros wybraliśmy się krętą trasą wzdłuż wybrzeża, mijając Kritinię i Monolithos, ruiny zamków joannitów, którzy rządzili na wyspie do 1522 roku, kiedy to wygryzł ich stąd turecki sułtan Sulejman Wspaniały. Obwarowali oni większość Rodos, kontrolując porty i pobliskie wody, ale nie dali rady Turkom i musieli się stąd wynieść (inna sprawa, że na mocy układu z Sulejmanem, który pozwolił im zabrać broń i kosztowności). Przenieśli się z Rodos na Maltę i zostali kawalerami maltańskimi – dlatego krzyż z ośmioma ostrymi końcami jest dzisiaj znany jako krzyż maltański.

Coś dla duszy, coś dla ciała. Odbiliśmy od wybrzeża w głąb wyspy, okrążając najwyższą tu górę Attavyros, aż dojechaliśmy do Empony, miejscowości znanej z wyrobu win i ouzo. Tu odbyła się degustacja i szybkie alkoholowe zakupy, a potem poszliśmy na obiad – prosty, lecz znakomity, a porcje były nie do przejedzenia. Syci (również wrażeń) ruszyliśmy przez środek wyspy ku wschodniemu wybrzeżu. Mijane krajobrazy – pola, gaje oliwne, lasy – przywodziły na myśl wspomniane wyżej „Działa Nawarony” – nic dziwnego, że sporą część filmu nakręcono właśnie tutaj. Dojechaliśmy do wschodniego wybrzeża wyspy, zwiedzając je tym razem od strony lądu – i przez miasto Rodos, ale już bez przystanków, wróciliśmy do hotelu.

Reszta pobytu upłynęła nam na opisanym wyżej leżeniu bykiem, krótkich lokalnych spacerach do Ixii i Ialissos. Z leżaków nad basenem obserwowaliśmy oprócz lądujących samolotów również lokalną faunę, a konkretnie ptaki, wielkie siwo-czarne wrony, które potrafiły bezbłędnie wyśledzić bezpańskie jedzenie (jedna nawet dobrała się do paczki chipsów, pozostawionej przez właściciela pod leżakiem!), ale także mniejsze wróbelki, które z kolei dzięki niewielkim rozmiarom potrafiły przeniknąć do hotelowej restauracji i dziobać okruszki ze stołów hotelowych gości.

Poza tym wszędzie w okolicy mieszkały koty. O smuklejszej sylwetce niż w Polsce, co wynika moim zdaniem z mniejszej ilości futra (i cieplejszego klimatu), turystom z północy wydawały się zapewne chude i zabiedzone. Dlatego spotkaliśmy w różnych miejscach kilka osób, dokarmiających je – z całymi torbami pełnymi kociego jedzenia! Na chodnikach, na murkach, na dachach – koty wydawały się współwłaścicielami wyspy. Co prawda nie miały tu raczej statusu boskiego, jak w Egipcie, ale nic nie szkodzi, i tak uważały, że cały świat jest stworzony dla nich, na przykład układając się do snu na nagrzanym dachu samochodu.


Na koniec zostawiłem Wyspiarzom niespodziankę: otóż w pewnym handlowym pasażu spotkałem nie kogo innego, jak samego pana Ignacego Lajkonika! Przywitaliśmy się serdecznie i przysiedliśmy na kawę z kieliszeczkiem lokalnego ouzo, czyli anyżówki. Pan Ignacy, całkiem inaczej niż autor, był na Rodos służbowo: zaprosił go na konsultację lokalu urząd gospodarki przestrzennej.
– Otóż niech pan sobie wyobrazi, drogi Autorze – opowiadał pan Lajkonik – że spółki zarządzające tutejszymi hotelami dostały w tym roku bzika i jak jeden mąż złożyły wnioski o pozwolenie na postawienie kopii Kolosa Rodyjskiego. Gdyby to jeszcze były kopie wielkości człowieka, czy też trochę większe, ale gdzie tam! Dyrektorzy dostali manii wielkości i zaczęli się prześcigać w rozmiarach. Ten chce postawić Kolosa o wysokości pięciu metrów przed basenem, a tamten – piętnastu, na wjeździe do hotelu. No a na to trzeci dyrektor przebija ich i zaczyna mówić o pięćdziesięciometrowym Kolosie na szczycie pobliskiego wzgórza, z galerią widokową w głowie.
– I jakże pan to rozwikła? – zapytałem, zaintrygowany.
– Jeszcze nie wiem – przyznał pan Ignacy. – Na razie dominuje koncepcja, żeby zobowiązać wszystkich chętnych do wiernego odtworzenia posągu, czyli wykonania go z pozłacanego brązu, z kamieniami szlachetnymi w oczach. To by ostudziło zapał niektórych dyrektorów. Ale jeżeli do gry włączą się arabscy szejkowie, wszystko jest możliwe.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a zanim się pożegnaliśmy, coś obiecałem rozmówcy – i teraz, zgodnie z tą obietnicą, przekazuję wszystkim Wyspiarzom pozdrowienia od pana Lajkonika!
Dzień dobry na nowym piętrze. W sumie Rodos nie jest jakaś bardzo kolosalna, ma w najdłuższym miejscu niecałe 80 km, a w najszerszym – niecałe 40, w sumie ok. 1400 km. kwadratowych. Ale tytuł mi pasował.
Śupre Kwaku ! A ” kolosalne” ma przecież sntyczne odniesienia i szczególnie dowcipnie wypadło w tytule
Pozdrawiam z Palmy, krótki postój, więc zachwycać się będę Rodos już w hotelu.

Dziękuję za nowe pięterko.
No, szkoda tylko, że wieczorem wybywam, więc trochę tak zostawiam piętro bez autora…
To się nazywa mieć szczęście! Wyjechać tak daleko i spotkać własnego bohatera we własnej osobie! Mam nadzieję, że spotkanie to zaowocuje jakąś nową historią, o której powyższa wzmianka będzie… co najwyżej wzmianką!
Och. No właśnie w tym sęk, że wzmianka jest wzmianką, dlatego że nie historią (na którą nie wystarczyło pary w kotle).
a zapytałeś co u pani Chandry ? Bo pan Ignacy bez niej jest niecałkiem sobą …
Podejrzewam, że przeszukiwała okoliczne sklepiki z ciuchami. Być może wpadła nawet na małżonkę? Ale ponieważ się nie znają, to pewnie żadna z nich o tym nie wie.
Dygam wdzięcznie na cześć pana Ignacego.
Miód na serce od takiego dygania!
Coraz częściej myślę, że się zasiedziałam a nie powinnam. Ale, jak mawiają ” lajf jest brutal and full of zasadzkas”. Czasem zasadzką bywa troska o kogoś.
Spokój i cisza po dwóch dniach ” pełnej chaty”.
Dobrej nocy tu i na innych wyspach!

Dopiero teraz dane mi było przeczytać i zdjęcia obejrzeć,ale to jednak nie to samo co w laptopie.
Zazdroszczę spotkania pana Lajkonika i leżenia bykiem,bo ja od śniadania dopiero mam czas na leżenie bykiem w łóżku.Fajna relacja,która stała się opowiadaniem.
Zmęczona wypoczywaniem mówię Dobranoc
Zaskakujące oświadczenie Makóweczko !
Ale to było w sensie pozytywnym,bo cały czas w ruchu.A leżeć to se będę na Bagrach.
Witajcie!
Miło zaczynać dzień od rodyjskich widoczków. Te za oknem też nie najgorsze 🙂
Witajcie!
Dwa dni pod rząd wycieczki,wczoraj cały dzień lazilysmy po Palmie, więc nie tylko ja byłam zmęczona,jeszcze spać nie mogłam.Dzis dzień lenia,jutro znów wycieczka.

Całuski dla Wszystkich.
Dziś miał być dzień opalania,a ukradli słońce!
Dzień dobry !
A kto ukradł mi słonko ? chłodno i pochmurno w moich stronach 
Jesteś niesamowity. Nie dość, że fajnie opisałeś nam wyspę i swoje wrażenia, to jeszcze zaprosiłeś pana Lajkonika. Super pomysł 🙂
A dziękuję. To tak właśnie bywa, jak bohater się czasem przypomni.
A tak w ogóle dzień dobry wszystkim wyspowiczom
Witaj, Ajw!
Witaj ajw,miło Cię zobaczyć
Dobry i Tobie Ajw, co u Ciebie?? Wszak wakacje są, ponoć
U mnie.. nic ciekawego. Najpierw był ślub i wesele, a później pogrzeb (ojca Pana Młodego) i takie życie..
Współczuję Tobie i całej rodzinie…
Dobry

Mistrz Q wybyczony powrócił i znowu wybył ?? Niech mu będzie na zdrowie, zasłużył!
Trzeba przyznać, że zapowiedział tę swoją absencję. Niech mu będzie!
Niech! Będzie nowa znakomita relacja! Może tym razem spotka panią Chandrę?
Tak mnie ten lipiec zmroził, że najchętniej nie wystawiłabym nosa spod kordły. Mam być zła na tych moczących się w ciepłych wodach, na innych wyspach ?


nieco 
idę se pod kordełkę, o! Zanim zacznę zębami dzwonić
Dobrej nocy SzanPaństwu życzę
PS Może ktoś potrzebuje się ochłodzić ?
Proponujesz zimne nóżki pod kordełką? Dla ochłody?
He,he,he… zaśmiał się hrabia (czy inszy arystokrata ) po francusku

Skarpetek ci u mnie dostatek, mości Panie Ukratku
To ja może podmucham w Twoją stronę, Skowroneczku, bo u mnie tego ciepełka cokolwiek za dużo

Wczorajsza burza przeszła bokiem (jak zwykle) i tylko zagrzmiało może ze trzy razy. Deszczu ani kropelki…
I jak tak patrzę na prognozy na najbliższe 10 dni, to temperatura poniżej 30C nie spadnie… momentami dochodzi prawie do 40C
A tak długo było zimno i mokro… teraz jest gorąco i sucho…
Czas się przyzwyczaić… taki klimat
Dzięki Mirelko, dmuchnij chociaż te 10° do mnie i obie będziemy zadowolone
Te ćmy z Doliny Motyli nie latają, bo później nie miałyby siły na przedłużanie gatunku 😉
Ajw, może zaproponujesz dzisiaj dobranockę? Quackie jest wyjechany 😉
Niewinnie i ściskając dłonie…po dwóch Dobranockach chyba powiem
Teraz tylko pomarzyć o tych dłoniach…Eh…

Marzyłaś o dłoniach przynależnych do konkretnej osoby?? Hę?? No dobra, zwalniam Cię od odpowiedzi
Dzień dobry



Cudne pięterko i wspaniała opowieść (jak na Mistrza Q przystało)
Są nawet ptaszki
Że o wspaniałych widokach nie wspomnę
Ptaszki i koty, też

Oj, mieć chociaż 1/3 talentu Mistrza Q… że se tak chlipnę z rana
Koty też są, Skowroneczku

A co talentu… też bym chciała go mieć
Witajcie!
Kraków słoneczny, prawie ciepło. Nie ma wprawdzie morskich fal w pobliżu. Cóż, nie można mieć wszystkiego…
Otóż to!
Nie można.
Wczoraj był dzień opalania i pływania to ukradli słońce, dziś wycieczka to pełna palma od rana!
Ale i tak jest cudnie!
A kto Ci to słońce zwędził?? Ci od księżyca??
Oddali
Witam!

Dzień niech będzie dobry

Co tam z samego rana słychać u SzanPaństwa ? Wyspani?
Żarcik, żarcik!
Niewyspana,ale zachwycona wycieczką.Ze statku buziaki śle
Mam wrażenie, Makóweczko, że rośnie nam nowe pięterko
Bo chyba opiszesz swoje wrażenia po wycieczce 

Samych przyjemności życzę
Co do podwójnego lądowania to rozumiem doskonale obawy, bo miałam podobną przygodę podczas lądowania w Heraklionie, kiedy samolot już przyziemił, ale widać zbyt późno i musiał odejść na drugi krąg. Myślałam, że się rozbijemy, bo za pierwszym i drugim razem strasznie huśtało maszyną i skakała w powietrzu jak gigantyczna żaba. Bardzo niemiłe wrażenie..
Trochę mnie potelepało nad Hiszpanią, ale skończyło się dobrze. Uczucie zdecydowanie niemiłe.
Nie chwalący się, lądowałem już na 4 kontynentach (w tym i w Madrycie, słynącym z wietrznej pogody na lotnisku), a takich przeżyć jak na Rodos jeszcze nie miałem.
Dzień dobry
. Słońce ? U mnie nie występuje. Widać
nie zasłużyłam.
Wracam z wycieczki kochani.Teraz sobie postoimy w korkach potem basen i kolacja,a po kolacji….hm
Zagadka: Na wycieczce czas wolny.Mozna zjeść w restauracji, popływać w morzu,obejrzeć luksusowy hotel.Co wybrałam?Czasu mało jak to na wycieczkach, więc jak myślicie?
Eee, wolę trudne zagadki… 😉
Ale nie odpowiedziałes wcale Tetryku
Myślę, że popływałaś, zjadłaś i jeszcze hotel obskoczyłaś
O 8 było 15 min na śniadanie,a następny posiłek to kolacja od 19 tak gwoli uzupełnienia zagadki
Kochani, dojechałem bezpiecznie do Kielc, a dzisiaj dalej, do Żywca. Relacji to raczej z tego nie będzie, bo same prywatne spotkania, z Kumą, Chrześnicą i jej Babcią, a teraz z Rodzicami, ale Mistrz Tetryk był łaskaw podzielić się ze mną natchnieniem, z którego ma szansę coś wykiełkować. Będę nad tym intensywnie myślał.
Pan się spotkasz z Zoe? Też?
Chyba mi się pyton włączył
Serdeczności Quacku!
Też?
Planujesz spotkać panią CH?
Jeżeli chodzi Ci o to, o co myślę, że Ci chodzi, to na pewno nie.
To co?? Mam iść spać?
No to idę, phi..
Spokojnej SzanPaństwu
Różowych snów! 🙂
Takich różowych jak było dziś wieczorem niebo i morze.Cudnie się pływa w takim morzu o zachodzie,ale już grzecznie nie poszłam sama.
Więc takich snów Wam życzę.
Dobranoc
Ha! Nie wiem jakie były
bo b.szybko spałam 
Spokojnej wszystkim.
Poprzedniego dnia poszłam do sklepu ,na wycieczkę zabrałam kanapki co wszystkich zdziwiło .Na plaży zjadłam,poplywalam,hotel zlekceważyłam.
Jak wróciłam z wycieczki byłam tak głodna i zmęczona,że poszłam na basen aby dotrwać do kolacji.Kolezanki ucieły sobie drzemkę.
To miało być jako odp Alli.Chyba moje komórki też są różowe…
Dzień dobry


Nie wiem jak długo, ale jest!! Mowa o słoneczku oczywiście
Nocka z 7° to troszkę za mało, jak na lipiec
Gienia nie wrzeszcz! Jeno zaproś kulturalnie Wyspowiczów!! No!

Witajcie!
Wczoraj niewyspana podświadomość nie pozwoliła mi nastawić budzika. Wyjątkowo nie budziłem się w nocy… efekt: 2 minuty spóźnienia na ostatni możliwy termin 🙂
Zdążyłeś się spóźnić
Witaj niedospany Ukratku, a jak humorek?? Spokoko? 
Humorek dopisuje. Jest Wyspa, jest dobrze!
A ja równocześnie na dwóch Wyspach.Obie na M
Wyspany to i humorek ma.
Witam!
Dalej jakaś zaspana jestem.Kawa się ratuje,ja,która kawy nie pijam.Morze tak na mnie działa?
Może i morze… 😉
Może coś jeszcze,ale brak mobilizacji jakiś…A morze czeka…
Dzień dobry w przelocie – nie ma szansy, żeby się tu nudzić… 🙂
I dobrze,bo nuda jest…nudna
Święte słowa Acani !
Słoneczne ( prawie) dzień dobry
! Znalazłam pilnie poszukiwany karton i się cieszę. Niech żyje Allegro. 
Siebie będziesz wysyłać ??
Żesz się Towarzystwo rozpierzchło po wyspach?? Pod palmami leżą czy jak?
A kto jest na wyspie ?
Nocne życie w Palma…och zawołała zachwycona Makówka…
Ale i już zmęczona..a do hotelu trzeba dopiero dojechać autobusem
Już teraz mówię Dobranoc,bo jak się dowloke do hotelu to chyba padnę natychmiast.
Padnięty Maczek?? Coś podobnego

Śliczna ta cisza. bo namalowana
Pięknie skojarzył Ukratek, zwany nie bez powodu Mistrzem T, piosenkę z obrazem
Dzień dobry
Fala upałów zalała całe Stany…

Współczuję mu serdecznie… przy tych temperaturach!!! Można się ugotować… 
Włączyliśmy na moment telewizornię, a tam same ostrzeżenia
U mnie na jutro zapowiadają ok. 43C, co przy wysokiej wilgotności daje niesamowity efekt
Zalecają, że jak ktoś nie musi, niech nie wychodzi z domu… a ja cholerka muszę
Małżonek też nie ma lekko. Naprawiają i wymieniają klimatyzacje, tak więc pracuje bez
Zadzwoniła siostra męża. Ma ona kilka domów i wynajmuje. Jedna z lokatorek powiadomiła ją, że w domu wysiedzieć nie można, tak jest gorąco (35C). Oczywiście „cioteczka” od razu ściągnęła brata. Zna się na klimatyzacji, niech naprawi
Szkoda, że nie zrobił zdjęcia tego „utłuczonego” węża…

Opowiadał mi potem, że był w szoku. Jakiś tam kondensator się przepalił, bo wlazł w niego wąż i spowodował spięcie. Oczywiście prąd go zabił… z czymś takim jeszcze się małżonek nie spotkał.
Według tego, co mówił małżonek, wąż duży nie był… miał może z pół metra…
Oczywiście kondensator do wymiany i kobietka znowu w domu ma chłodno
Tylko węża szkoda…
Mocno chmurzaste lecz ciepłe, dzień dobry bardzo

Mam nadzieję, że się rozpogodzi
Dziecko mi tu za uszami pytluje, więc idę do tej namolnej istoty zostawiając Gieniusię

Witajcie!
Hej, Skowronku! Jeszcze w piżamce? 😉
Obowiązkowo
Dla ścisłości, już się przebrałam
Tera spadam, do popotem
Witam!

Plan jest taki:morze,Palma,kolacja,morze.

Jednak cały czas myślę o Was.
Dzień dobry
! Z powodu siły perswazji Skowronka i koszmarnej nocy ufundowałam nowe, ale długie pięterko. Proszę pilnie czytać
!
Grecja moje największe -póki co- niespełnione marzenie.
Dziękuję bardzo.
PS. Pan Lajkonik rozumiem nie dał się namówić na wspólne zdjęcie….? 😉