« Przypłynęła sobie raz na Wyspę Makówka (M9)... W ogródku Margaret... »

Karta z dziejów ludzkości

Julian Tuwim
Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.

Tutejsza idiotko! – rzekł kretyn miejscowy –
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?

Miejscowa kretynka odrzekła – Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.

Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
I poszedł do kina z tutejsza idiotką.

Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.

Aż wreszcie szepnęła: – kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.

Więc poszli na sznycel, na melbę, na winko,
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.

Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.

W ten sposób dorobią się córki lub syna:
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna.

By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.

297 komentarzy

  1. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jak to miło poczuć się miejscową elitą! Overjoy

  2. Zoe pisze:

    Dzień dobry na tym piętrze.
    Happy

  3. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Wiersz przepiękny, ale przy tym nieco przygnębiający przez swoją niezmienną aktualność Worry

  4. Makówka pisze:

    bry…szybkie takie

  5. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Już dawno zauważyłam, że te wiersze pisane w ubiegłym stuleciu (a i wcześniejsze) bardzo często pasują i do naszych czasów. Psychika ludzka jakby się zatrzymała kilka wieków temu i część populacji nadal tkwi w Średniowieczu… Sad

    • Quackie pisze:

      Otóż z tym pasowaniem wierszy z ubiegłego stulecia skojarzył mi się taki zespół Hańba!, który gra muzykę będącą wypadkową pomiędzy kapelą podwórkową a punkrockiem. W repertuarze mają sporo tekstów Tuwima właśnie. A z ubiegłym stuleciem kojarzy ich również to, jak witają się z publicznością na koncertach – deklarując, że dla nich zaczynają się właśnie lata trzydzieste XX wieku, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

  6. Makówka pisze:

    Korzystając z chwili spokoju od ataków „prozy życia” wlepię i ja swoje trzy grosze.

    „Dali się kupić za 500+ ” to trochę jednak skrót myślowy. Wiele ludzi dało się „kupić”tzn nabrać na populistyczne hasła, przecież nie w Polsce tylko.Na wmówienie im, że teraz są ważni, doceniani a nie traktowani z góry przez jakieś elity.

    Z tego co mi się wydaje (ale nie jestem ekspertem w tej dziedzinie) nie można się zrzec pieniędzy, które są przyznane dla niepełnoletniego dziecka. Można je przeznaczyć na inny cel np dla kogoś bardziej potrzebującego albo cel społeczny itd.

    Po niedzieli w której cały dzień słuchałam o SPRAWACH WAŻNYCH DLA OJCZYZNY (słuchanie cały dzień też jest męczące) chcę jednak szybko zmienić temat

    Wyspiarze kochani jakie sny mieliście dziś? Panowie T.i Q. pisali coś ostatnio o lataniu we śnie.Dzisiejszej nocy śnił mi się domek nad brzegiem jakiejś dużej wody typu morze, ocean. Piaszczysta plaża i ja z tym ręcznikiem się rozkładam i wtedy się zbudziłam…A szkoda, bo nie zdążyłam popływać w tym śnie.

    Wytworze wyobraźni dziękuję za ulubionego Grzesia!

    • Wyimaginowany pisze:

      Makówko, pisząc o zrzeczeniu się „pincet” miałem na myśli nieskładanie wniosku, przyjmowanie tej daniny nie jest obowiązkiem i żadna odpowiedzialność za jej nie przyjmowanie nie grozi. Pisząc o „kolejkach” miałem na celu zobrazowanie ilości owych rezygnacji. Co do przeznaczenia tych sum na cele szczytne to jak najbardziej, lecz nie da się tego tematu drążyć bez wątków pokrewnych i tu zgadzając się z Tobą odnośnie przemęczenia informacją pozwolę sobie zamilknąć.

      Sny ? A co to takiego ? Nie znam 🙂
      Na poważnie, nie mam snów. Poważniej i z podstawami naukowymi ? Mam sny ale ich nie pamiętam 🙂
      W związku z powyższym na temat snów za wiele napisać nie mogę.

      • Makówka pisze:

        Wytworze Wyobraźni!

        Gdybym była bogata (to mi akurat nigdy nie groziło)i miała być beneficjentem 500+ wolałabym pobrać i dać komuś wg mojego uznania niż zostawić tym, którzy dadzą to sobie na nagrody albo na Ojca Dyrektora albo pomnik albo inny równie „ważny” cel.

        Co do zamilknięcia miałam na myśli moje chwilowe zmęczenie niedzielnym spotkaniem od 10 do 19 ( bardzo owocnym, bardzo ważnym , wśród miłych memu sercu ludzi )

        Od polityki w dzisiejszej rzeczywistości uciec się nie da, w każdym razie ja nie jestem osobą z którą tylko o pływaniu i chatce można gadać.

        • Wyimaginowany pisze:

          No i właśnie szkoda, że nie da się uciec 🙁 Ja bym chętnie…
          Stąd wizja apolitycznego miejsca, którym jest Wyspa niezmiernie mnie cieszy, z drugiej strony jestem na tyle rozsądny by wiedzieć, że pewnych tematów w 100% nie da się uniknąć.
          Co do wytworu wyobraźni, nie jetem nim, jestem na tyle realny jak każdy tu przebywający, za to wyobrażenie o mojej osobie nim już było. Ale to zupełnie inna historia 🙂

          • Makówka pisze:

            Ok, już Cię nie nazywam Wytworem Wyobraźni. Będę pisać w skrócie W.-może być?

            Często piszę komu wprost odpowiadam (choć wiadomo, że jest to do wszystkich), bo jeszcze nie całkiem umiem poruszać po „schodkach” pięterek. Na Wyspę wpłynęłam tego lata, więc dużo rzeczy jeszcze nie wiem.

            • Wyimaginowany pisze:

              Ależ Makówko, tu nie było krztyny pretensji o nazwanie mnie wytworem wyobraźni, tym bardziej iż ostatnio sam ironicznie się nim tutaj określiłem 🙂 Wspomniałem o tym tylko dlatego iż chciałem w minimalnym stopniu nakreślić pochodzenie mojego nicku. 🙂 Co do poruszania się po schodkach, masz pełne zrozumienie z mojej strony 🙂
              A nazywać mnie możesz Makówko tak jak Ci się żywnie podoba, może być i W. 🙂

              • Makówka pisze:

                Dzięki W.

                Mój nick w gruncie rzeczy nie jest nickiem tylko mną, gdyż większość moich znajomych nie mówi do mnie po imieniu, ale właśnie „makówka” lub „mak”. Dzieci moich znajomych też mówią „ciocia makówka”.

                Cóż mam problem nie tylko z poruszaniem po schodkach co i z dodawaniem zdjęć. Ostatnio w zastępstwie Tetryka będącego akurat wtedy „pod umywalką” sytuację ratował Mistrz Q.A ja nadal nie wiem gdzie był błąd!

                • miral59 pisze:

                  Podpowiem Ci Makóweczko, że duża część z nas nazywa Wyimaginowanego w skrócie „Lordem W.” Pleasure
                  To jeszcze z czasów, gdy nasz Misiek bywał tu często i pisał powieść „Harpie” w odcinkach Happy Niby powieść była typu „fantasy”, ale każde z nas miało w niej pewną rolę… takiego odpowiednika. I właśnie tam Wyimaginowany dostał nick Lord. Happy

                • Makówka pisze:

                  Wielkie dzięki Miralko!

                  Jak wiesz mało jestem zorientowana. Jeszcze, bo z czasem będę poznawać Was coraz lepiej. Bo Wy o mnie już wiecie prawie wszystko co trzeba…eh to moje gadulstwo:)

                • Wyimaginowany pisze:

                  Dzień dobry 🙂

                  Miralko, Lordem W. zostałem z nadania Wiedźminki, w celu skrócenia i tak przydługiego Wymiganego. I właśnie wtedy zostałem przez Miśka zaprzęgnięty do Harpii. No właśnie, te Harpie, choćby jeszcze jeden odcinek…

                • miral59 pisze:

                  No widzisz Lordzie W., skleroza mnie trzepie Wink „Wymiganym”, o ile pamięć mnie nie myli, nazwała Cię Bożenka. Potem zostałeś „Lordem” Happy-Grin
                  A do Harpii tęsknią chyba wszyscy Sad Pamiętam, jak czekaliśmy na każdy kolejny odcinek i z jakim zajęciem czytaliśmy Pleasure Skopiowałam wszystkie odcinki i mam folder, jakby książkę… cudne czytadło Approve Jak się zacznie czytać, trudno się od tego oderwać… żal, że Misiek nie skończył swojej powieści Sad

                • miral59 pisze:

                  Jak widzisz, Makóweczko, nie do końca podałam Ci prawdziwe informacje Ashamed
                  Dobrze, że chociaż częściowo się zgadzają. I dobrze, że było komu to naprostować Happy-Grin
                  W sumie, to kto ma lepiej pamiętać, niż sam zainteresowany…

                • Makówka pisze:

                  Dziękuję Wam za wyjaśnienia, ale ja będę pisać W. ewentualnie Lordzie.

                  Przecież nie będę moich paru szarych komórek obciążać takimi trudnymi wyrazami, bo mi się synapsy przegrzeją.

  7. Eliza F.. pisze:

    Dzięki Lordzie W za grajkę ulubionego G T Happy-Grin

  8. max pisze:

    Podzielam opinię Pań i Panów , że ocena zachowań osób „dotkniętych” 500+ jest często dwuznaczna . Ale taki już jest ten świat…Byłem kiedyś na konferencji Intercamery w Pradze . Zjazd uczestników z całej Europy . Po referatach , odczytach i prezentacji własnych pomysłów , odbyła się na zakończenie wspólna , uroczysta kolacja . Kelnerzy na tackach roznosili napoje alkoholowe , a zakąski znajdowały się na tzw. szwedzkim stole-do wyboru i koloru . Trzeba było widzieć jak utytułowani prelegenci z krajów o wiekowej kulturze zachowywali się przy tym stole . Bo można było wybrać co się chciało i nie trzeba było płacić . Frajda nieograniczona i widok bardzo smutny . Może powinniśmy być bardziej tolerancyjni dla takich zachowań ?? Thinking Thinking

    • Makówka pisze:

      Maksiu! (mogę tak się zwracać?)

      Powinniśmy być bardziej tolerancyjni dla innych niż nasze zachowań, gustów, przemyśleń, poglądów dopóki nie są to poglądy chamskie, obrażające i nietolerancyjne właśnie.

    • Wyimaginowany pisze:

      Miałem kilkakrotnie okazję zaobserwować podobne zachowania elit z mojego miasteczka podczas „Wigilii pod chmurką”, cóż tam z tego szwedzkiego stołu znajdowało swoje miejsce w bagażnikach luksusowych samochodów, to ludzkie pojęcie przechodzi. I cóż z tego, że owe wydarzenie organizowane jest z myślą o tych najuboższych mieszkańcach miasteczka. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy to takie, że organizują oni duże przyjęcia wigilijne w swoich domach (co najmniej kilkanaście osób) i potrzebują aż tyle tej żywności.W innym przypadku pozostaje nadzieja, że duża część tego jednak się nie zmarnuje i nie pójdzie najzwyczajniej do kosza.

      • max pisze:

        Z tego co napisałem wynika , że elity europejskie i nasze rodzime , polskie , mają podobną słabość charakteru do ” darmochy ” Nie ma to nic wspólnego z dobrym wychowaniem i krajem pochodzenia . Nadarza się okazja- trzeba z niej skorzystać , bo będziemy uważani przez ogół za frajera … Thinking

        • miral59 pisze:

          Niestety, ale to prawda. Nie tylko Polacy lubią zjeść (i nie tylko) za darmo. Jak coś rozdają za darmochę, to od razu ustawia się kolejka. Nie zapomnę, jak kiedyś trafiłam na promocję jogurtów. Rozdawali za darmo… niektórzy stawali w kolejkę po kilka razy i upychali gdzie się da, to co dostali, żeby nie było tego widać, jak staną po raz kolejny.
          Siostra męża ma pod bokiem sklep spożywczy. Oni wystawiają owoce i warzywa, które są jeszcze dobre, ale trochę się już zestarzały i do sprzedaży nie pójdą. Można to sobie brać za darmo… Kilka razy naciągała całe siaty tego. Mąż pytał ją po co to brała? Przecież mieszka sama i nie jest w stanie tego zużyć! Odpowiedziała, że pomyślała o rodzinie… jakiej rodzinie do pioruna, skoro do nas nie przyjedzie, bo nie ma samochodu, my nie mamy czasu na jazdę (lekko licząc dwie godziny w dwie strony), a siostra do niej wpadnie, jak będzie miała czas. Także te owocki trafiały do nas po tygodniu, albo i dłużej. Większość do wyrzucenia. W końcu mąż jej zabronił brać nas pod uwagę przy podziale „darmowych dóbr”. Niech to wezmą ludzie, którzy mają po pięcioro dzieci (albo i więcej), bo u nich pójdzie wszystko i nic się nie zmarnuje. A tego banana, czy mandarynkę, to sobie kupimy… tyle, ile jesteśmy w stanie zjeść.

  9. Makówka pisze:

    Często jest tak, że ubogi ma swój honor i wstydzi się rzucać na darmochę. To samo dotyczy zwrócenia się o pomoc do kogoś, do MOPS itd.
    Wstydzi się tego, że jest ubogi, chory, wymagający pomocy.
    A ten co ma uważa, że frajerstwem byłoby „nie skorzystać”.

    • miral59 pisze:

      Też to zauważyłam, Makóweczko. Najczęściej ci najbardziej ubodzy nie pójdą prosić o pomoc. I to nie tylko w Polsce. Ci ludzie mają jakąś blokadę i chociaż należy im się jakaś pomoc, czy opieka, nie korzystają. Wstyd im „żebrać”…
      Ale jednocześnie ci najbiedniejsi, chętnie podzielą się tym co mają z innymi… nawet jeśli to będzie „ostatni kęs chleba”. Pleasure
      Ci co mają, nie widzą (może po prostu nie chcą) potrzeb innych. Widzą tylko to co ich dotyczy. Sad

  10. Quackie pisze:

    Dzień dobry po pracy, na dzisiaj fajrant, ale zanim przerwa, jeszcze szybka uwaga nieco wyżej.

  11. Jo. pisze:

    Leje.
    Deszcz, jakby kto miał wątpliwości.
    I zrobiło się zimno.

    • Makówka pisze:

      Jo. Widać, że dzieli nas jakaś odległość, bo „u mnie” był piękny, słoneczny dzień i dopiero popołudniu zrobiło się szaro.
      Ale przypominam „jakby kto miał wątpliwości” jest już październik, niestety…)

  12. Tetryk56 pisze:

    Z satysfakcją donoszę, że wreszcie wylazłem spod umywalki. Rura wymieniona, zaworek uszczelniony, wreszcie można kulturalnie umyć ręce.
    Nie uwierzycie – jak już znalazłem w sklepie właściwa rurę elastyczną, upewniłem się, że pasuje, upiłowałem co trzeba i zmontowałem odpływ, wreszcie puściłem wodę, to z nowiutkiej rury siknął w bok mały strumyczek wody, Dziurka na skraju jednego zagięcia! Trzeba było demontować i wracać do sklepu wymieniać. Mało mnie nie trafiło coś brzydkiego. Na szczęście wymienili bez problemów.

    • miral59 pisze:

      Współczuję, Ukratku, problemu, bo wspominałam wcześniej, że mój małżonek też miał zagwozdkę z hydrauliką, więc wiem co to znaczy Misio A jednocześnie gratuluję sukcesu naprawy Congratulations
      Wiem, że osobom, które z hydrauliką nie mają nic wspólnego, łatwo nie jest… Pleasure
      Mąż miał o tyle trudniej, że to był zlew w kuchni i dodatkowo mamy pod nim „młynek” na odpadki. Nawet nie chcę powtarzać co mąż miał do powiedzenia podczas pracy Overjoy Duża część wyrazów nie nadaje się do powtórzenia w kulturalnym towarzystwie…

  13. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Wylądowałem właśnie u wybrzeży Wyspy zaprzyjaźnionym hydroplanem i biegnę po dobranockę Happy

    • Makówka pisze:

      Q. To już tak późno?

      Czyli można zacząć „robić nic” i wleźć do łóżka?

      Choć podobno „pudełka nicości ” w mózgu mają tylko mężczyźni…

      • Quackie pisze:

        Można powoli zacząć rozważać czynności wstępne przed pójściem do łóżka, jako to przeciąganie się, ziewanie oraz mycie nóg i zębów.

        (Nadal piszę z kokpitu)

  14. Makówka pisze:

    Q.

    Też mogę pisać tylko z kokpitu i też mam to jakieś dziwne szare tło.

    Wszystkiemu winne wężyki i osłonki -tak myślę

    • Quackie pisze:

      Wężykiem, wężykiem!

      • Makówka pisze:

        Q. Ten fragment pasuje i do Tetryka pod umywalką i do wiersza Tuwima:

        „…K: Więc proszę Pana, pękła mi rurka w zlewie. Trzeba wstawić nową rurkę, kranik przelotowy i wyjście do baterii.
        M: Proszę Pana, nie ucz Pan ojca dzieci robić.
        J: Wężykiem, wężykiem!..”

        A cały skecz mogę oglądać wiele razy i za każdym razem się śmieję

        • Quackie pisze:

          Taki był plan, żeby pasował Wink1 A skecz owszem, jest śmieszny, ale jednocześnie straszny, i aż za dobrze pasuje do dzisiejszego wpisu.

  15. Makówka pisze:

    Ze mną jest gorzej, „se mogę pisać”, a i tak tego nie widać.

  16. Tetryk56 pisze:

    No i znalazłem przyczynę. Przeglądarki nie poradziły sobie z zastosowaniem w opisie dobranocki podwójnych ostrych nawiasów, w dodatku w odwrotnej kolejności ( było tam ..>>Bieszczadów<< ), zamieniłem je na znaki "

    • Makówka pisze:

      Ależ Ty Tetryku zdolny jesteś!

      I z kranem i z ostrymi nawiasami umiesz sobie poradzić!

      Ale dzięki temu miałam okazję spotkać się z Mistrzem Q w kokpicie i czuć się podglądaną przez Ciebie, bo Twoje okulary wskoczyły w trakcie gdy pisałam do Q.

    • Quackie pisze:

      No wiesz co Worry w życiu bym nie przypuszczał. A jakbym użył takich wewnętrznych cudzysłowów »«, kopiując np. z Worda? Byłoby OK?

      • Tetryk56 pisze:

        jest OK – twój komentarz powyżej nie zablokował wyświetlania, jak tamten.
        Zajrzyj w edycję mojego wyjaśnienia, zobaczysz jak można bezpiecznie wstawić to co chciałeś wstawić 😉

  17. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    U mnie pogoda wariuje na całego Amazed Nie ma słońca, ale nadal ciepło (dziś było 23C)… jutro ma być 19C (też pochmurno), a w środę 30C Worry Nie znoszę takiej huśtawki pogodowej. Albo ciepło, albo chłodniej, ale niech to będzie chociaż przez kilka dni! Mnie tam 19C nie przeszkadza. To nie ziąb, nadal można ubierać się lekko i spokojnie spać przy otwartym oknie Delighted
    I jak się tak patrzy na mapę pogody, to jeszcze długo tak będzie. 19C co drugi dzień, a w między czasie to 30, to 26… nerwicy można dostać Disapproval

  18. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Deszczowo i jesiennie.

  19. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Czy ktoś zamawiał podlewanie? Ja nie, bo nie mam ogródka…

  20. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Jesiennie, słonecznie, ale ponoć potwornie wietrznie. A ja zaraz muszę wybyć w jedno miejsce, więc pewnie pojawię się popołudniem.

  21. Makówka pisze:

    Deszczowo witam!

    Od razu mówię- ja podlewania nie zamawiałam. Co wokół chatki uschło to i tak już uschło gdy w czasie upałów w chatce brakowało wody.

  22. Makówka pisze:

    Znowu gadam sama ze sobą?

    Postulat nr 1 -zakneblować Makówkę!

    Postulat nr 2 -to nie powinno tak być!

    Rozumiem, że się denerwowałam gdy musiałam całą rodzinkę spakować na wyjazd pod namioty lub narty. Rozumiem, że się denerwuję zawsze gdy sama mam gdzieś jechać, lecieć itd

    Ale czemu? po co?denerwuję się gdy ma lecieć moje dziecko?Na temat nieracjonalności takiego zachowania była już dyskusja na Wyspie. No i co z tego, że to jest pozbawione sensu, jak ja i tak…przeżywam jak mrówka okres.Planuję co prawda wyjść z domu na spotkanie z „gadającymi głowami”, ale pewnie i tak będę mniej słuchać, a więcej patrzeć na komórkę!

    • max pisze:

      Nie jestem specjalistą ani od prelekcji , ani normalnego psyche , ale wspominasz coś o mrówce , to mogę Ci powiedzieć , że kiedyś z nudów zainteresowałem się mrowiskiem w lesie . Była już pózna jesień i na mrowisku były widoczne tylko nieliczne mrówki . Wymyśliłem sobie , że trzeba jakoś te leniwe mrówki uaktywnić i wrzuciłem (przepraszam , doświadczenie ) niedopałek papierosa . I faktycznie , natychmiast pojawiło się kilkanaście mrówek , ale co najciekawsze były takie , które siusiały na tlącego się peta . Oczywiście peta usunąłem z mrowiska , ale na własne oczy widziałem jak mrówcza straż pożarna gasiła zagrożenie ogniem .. Widać ,że nie tylko człowiek potrafi się zorganizować , ale również ,niby takie byle co , jak mrówka . Thinking

      • Makówka pisze:

        Max!

        Takie „byle co ” potrafi się zorganizować lepiej jak my. Powinniśmy się uczyć od świata zwierząt. A to określenie „przeżywać jak mrówka okres” było dość popularne w moich czasach szkolnych.

      • miral59 pisze:

        Mrówki i pszczoły są dużo lepiej zorganizowane niż my, ludzie. Każda się rodzi z odpowiednią „funkcją” i pracuje całe życie, nie mając żadnych wymagań, ani nie bacząc na własne bezpieczeństwo. Ich świat to mrowisko i w jego obronie są gotowe zginąć, aby tylko ocalić swoje larwy i jajeczka i oczywiście królową – matkę Pleasure
        Ludzie mogliby się dużo nauczyć od tych owadów… Happy
        Na zimę, mrówki tak samo jak różne gatunki os, zamykają wejścia do swego domu. Chroni ich to przed mrozami. Gdy kiedyś czytałam o całym systemie wentylacyjnym, jaki mają, wziął mnie podziw dla tych malutkich stworzonek. Happy-Grin

        • Quackie pisze:

          Och, co do organizacji, to pewnie, ale jednak za cenę znacznego pozbawienia jednostki jej praw i własnego życia. Specjalizacja funkcji już na poziomie biologicznym (u mrówek robotnice, żołnierze, królowa…). Gorzej niż w Korei Północnej.

    • Quackie pisze:

      No nie wiem. Mirka też się przejmuje zawsze podróżami dzieci (zwłaszcza córki). Ja się przejmowałem chyba tylko raz, jak Junior sam leciał do USA, kompletnie na wariata (tzn. w papierach miał wszystko OK, tylko sama podróż była zaplanowana z niedużym wyprzedzeniem i dość improwizowana).

      • Makówka pisze:

        Q.

        Z całym szacunkiem jesteś „tylko” ojcem (a tak serio wiadomo, że faceci są bardziej racjonalni, a kobiety bardziej emocjonalne).

        I masz zdrowe dzieci.W tym względzie tylko Jo. może mnie na prawdę zrozumieć.Moja sytuacja teraz jest już w miarę opanowana , ale gdy młodszy syn był nastolatkiem byłam pogodzona z faktem, że nigdy nie będzie na tyle samodzielny, aby np był w stanie zarobić na siebie.Tak mnie uprzedzano, ale …udało się! -pracuje i daje sobie radę.

        Moi obaj synowie byli w leczeniu neurologicznym co było skutkiem tzw „patologicznych ciąż” (zastrzyki, zakładane szwy, narkoza w czasie ciąży itd).
        Jednak jak w takich przypadkach często bywa z drugą ciążą było gorzej , więc i drugie dziecko było bardziej chore.
        Jakoś z tego wyszli, ale „jakoś”, nie całkiem.Kto ma zdrowe dzieci nie zrozumie „nadopiekuńczości” w takiej sytuacji.

        Przepraszam, przepraszam , że znów Was zanudzam poważnymi tematami

        • Quackie pisze:

          No, fizycznie zdrowe, to fakt. Z psychiką trochę gorzej. Ale leczenia neurologicznego nie przechodzili, prawda. I racjonalność facetów pewnie też ma coś do rzeczy, tym bardziej, że gdyby to były córki (jedna lub więcej), pewnie bym inaczej reagował. Sądząc po znajomych (facetach), którzy mają córki.

          • Makówka pisze:

            Ten młodszy przeszedł swoje i teraz jest przesadnie ostrożny. On był taki, że wszystko chciał wiedzieć, pytał co mu jest, godził się na każde badanie (sonda w wieku ok 3 lat, bez usypiania) pod warunkiem, że wszystko mu zostanie dokładnie wytłumaczone „na co? po co? jak? „.

            Do dziś pamiętam te jego smutne oczy wtedy.Dzieci w chorobie są niezwykle dzielne.

            Ale mnie wzięło…chyba jednak trzeba wrócić do dialogów o wężykach i osłonkach?

            • Quackie pisze:

              No, jest czas wężyków i czas rozmów o dzieciach… Worry Jeszcze pewnie nie raz będzie, jak znam życie.

              • Makówka pisze:

                Wychodzę z domu słuchać „gadających głów”.
                Dziecko „odprawione” i poddane wyrywkowej kontroli czy nie ma narkotyków. Właśnie zatelefonowało z lotniska szczerze tą kontrolą ubawione.

      • miral59 pisze:

        Przejmuję się córką, bo głównie ona lata. Syn prowadzi bardziej „osiadły” tryb życia i nie „szwenda” się po samolotach Wink
        A ta! Jakby robaki miała. Ciągle kogoś odwiedza w innych stanach i lata nie tak często (całe szczęście), zaledwie te kilka razy do roku… Dobrze, że nie zawsze wiem o jej podróżach, to się przynajmniej nie denerwuję. A jak dowiem się po fakcie, to już nie muszę Wink Overjoy

  23. Quackie pisze:

    Dzień dobry, załatwiłem wszystko, włącznie z ostatnią serią zastrzyków przeciwko Wielkiej Stopie, ale przez to dopiero teraz wróciłem przed komputer i do pracy.

    Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – wróciła mi ostatnia, nieduża porcja jednego zlecenia, której i tak się na dniach spodziewałem, więc dzisiaj skupię się na tym, a od jutra wrócę do roboty.

  24. Jo. pisze:

    Jesteśmy w Santa Anastasia.
    Telefon z hotelu dla zwierząt.
    OK, znaczy pies przeniósł się do wieczności.
    ZONK!
    Kot sparaliżowany. Zator. Nieodwracalny. Trzeba szybko podjąć decyzję.

    Życie jest pełne niespodzianek.

    • Quackie pisze:

      Amazed ale przecież nic nie wskazywało?!

      • Makówka pisze:

        Jo.

        Dawniej się mawiało, że „życie jest jak koszulka dziecięca -krótkie i zasrane!”.

        Współczuję, zwierzęta domowe to jednak domownicy.Jak Pokerek został potrącony przez samochód (zabity na miejscu) ryczałam przez parę dni bez przerwy, starszy syn poleciał na Miasteczko Studenckie imprezować tzn odreagować, a młodsze dziecko odmówiło pójścia na próbną maturę „w takiej sytuacji”.

    • Jo. pisze:

      No właśnie nic. Przygotowaliśmy się na telefon w sprawie psa, a tu kot.
      Nieco nami wstrząsnęło.

      • miral59 pisze:

        Współczuję Misio
        Niby na niego narzekałaś (to budzenie nad ranem), ale w sumie to był domownik… Sad
        Podejrzewam, że po powrocie dom wyda Ci się pusty… podświadomie będziesz czekała na miauczenie o różnych porach dnia i nocy… Sad

  25. Tetryk56 pisze:

    Odradzam przykładanie nadmiernej uwagi do Flightradaru24. Śledziłem sobie na nim przelot córki do Singapuru, i jak się właśnie miałem kłaść spać ok. wpół do pierwszej, a ona przelatywała nad Morzem Czarnym, samolot nagle zniknął z ekranu. Żona na szczęście już spała, więc po półgodzinie bezskutecznego odświeżania strony poszedłem spać, mocno zdenerwowany. Rano szybko pobiegłem do komputera – samolot był widoczny, dolatywał już do celu. Ufff…
    Zapewne tylko zerwała się łączność…

    • Quackie pisze:

      Tak, nad morzami/ terenami dzikimi i słabo zamieszkanymi nie ma odbiorników (chociaż np. loty transatlantyckie są widoczne OIDP na całej długości trasy – system ekstrapoluje pozycję na podstawie dotychczasowych zapisów lotów i schematu korytarzy powietrznych). Też tak miałem, jak małżonka w Norwegii leciała nad tamtejszymi górami.

  26. Boguśka pisze:

    Witam Wszystkich na Wyspie. Choć zaglądam do Was już długi czas, to się nie odzywałam, mimo, że obiecywałam Tetrykowi, że zrobię to tuż po powrocie z Kartofliska… Czasami bywam nieśmiała… Wink

  27. Makówka pisze:

    Wróciłam do domu, dziecko przysłało smsa, że wylądowało.

    Odnośnie śledzenia lotu na Flightradar24.com dziękuję Q. za informację, ale to był zbyt krótki lot, aby coś śledzić. Zresztą wtedy kiedy on leciał byłam na spotkaniu z kandydatami na Prezydenta , komórkę wyciszyłam i jedynie zerkałam czy nie ma smsa od dziecka.

    Makówka jest emocjonalna, ale też nauczyła się TROCHĘ emocje racjonalizować . Tam gdzie nie mam żadnego wpływu ani możliwości zareagowania staram się zająć czymś innym jak np dziś -poszłam na spotkanie wtedy kiedy syn leciał, bo tu już i tak do niczego się przydać nie mogłam.

    Byłam dokąd mogłam mieć wpływ, coś pomóc, doradzić dopóki się pakował -co zabrać, czego nie i np przypilnować , żeby wszystkie dokumenty nie zostały na stole w teczce (tak było z jego starszym bratem ; na lotnisku się okazało, że teczka została na stole)

    Piotr leciał pierwszy raz w życiu samolotem, więc byłam przydatna, aby mu pewne rzeczy wytłumaczyć, doradzić. Starszy nigdy o takie rady nie pytał (to i dokumenty zostawił na stole!), ale jak już pisałam młodszy syn ma większe problemy neurologiczno-psychiczne od starszego.

    Jak sobie przypomnę MÓJ PIERWSZY RAZ ( o czym pomyśleliście? hm?), ależ byłam wtedy zdenerwowana.

    • Quackie pisze:

      Czyli wszystko w jak najlepszym porządku, i tak trzymać, i w tym kierunku iść. Approve

      • Makówka pisze:

        Q. Dziękuję.

        Teraz już możemy o wężykach.Albo… jak wyglądał Twój pierwszy raz (mam oczywiście na myśli lot samolotem).

        • Quackie pisze:

          Ha. To je ale dobre.

          Nie chciałbym, żeby wyszło na jakieś przechwałki, ale pierwszy lot samolotem zaliczyłem w 1980 roku, w wieku 8 lat (a potem długo nie, chociaż to zupełnie inna bajka). Lecieliśmy z Mamą Quackie do Mongolii, do Taty Q., który tam wtedy ciężko pracował jako geolog (robił mapy geologiczne pod kątem różnych złóż tzw. surowców strategicznych). Lecieliśmy z przesiadką w Moskwie, z tym że karty pokładowe dostaliśmy w Warszawie tylko na pierwszą część podróży, Warszawa (Okęcie) – Moskwa (Szeremietiewo), a na drugą mieliśmy odebrać w Moskwie. Tymczasem guzik, na Szeremietiewie okazało się, że w „naszym” samolocie anulowano ileś rezerwacji, ponieważ mieli nim polecieć w ostatniej chwili jacyś delegaci na zjazd Komsomołu w Ułan Bator czy jakoś tak. Mama Q. dostała histerii (i nie ma się co dziwić), więc w jeszcze ostatniejszej chwili dostaliśmy OSTATNIE dwa miejsca i polecieliśmy. Samolot to był Tu-154, miał po drodze jedno czy dwa międzylądowania, bodajże w Swierdłowsku i Irkucku, kolejność dowolna, na tankowanie, podczas którego pasażerów z samolotu wypraszano ze względów bezpieczeństwa. Wschód słońca oglądany z poczekalni lotniska w Irkucku (a może Swierdłowsku) to nie jest szczyt marzeń ośmiolatka. A jak już dolecieliśmy do Ułan Bator, to najpierw wypuścili z samolotu tę chrzanioną delegację Komsomołu, żeby nakręcić serdeczne oficjalne powitanie na płycie lotniska na potrzeby TV, a nas – po 1,5 godzinie dopiero. Ale dolecieliśmy.

          • Makówka pisze:

            Q!

            Kobieca „makówkowa” intuicja mówiła mi, że Twój Pierwszy Raz będzie godny opowiedzenia.

            Cóż Mój Pierwszy Raz w świetle Twojej opowieści wygląda blado.U mnie jednak wywołał duże emocje, bo był to lot do Chicago przez Frankfurt co dla osoby nie znającej angielskiego było wielkim stresem.

            Po śmierci mojego ojca moje przyjaciółki ze SP postanowiły mnie zaprosić do siebie, aby oderwać mnie od żalu po stracie tak bardzo bliskiej mi osoby. To one zafundowały bilet, więc zamiast polecieć spokojnie LOT -em rzuciły mnie od razu na szerokie wody.To był 2008 rok.

            • Quackie pisze:

              No tak, lotnisko we Frankfurcie to jest moloch Worry I nic z języków obcych? Niemieckiego ani francuskiego też nie?

              Ale skoro doleciałaś, to zakładam, że dałaś radę (po polsku? Wink1 ).

              • Makówka pisze:

                Niemiecki bardzo słabo.

                To znaczy kiedyś umiałam, ale nie używałam to wyleciało. Zresztą wiesz (nie chcę się tłumaczyć), ale sporo rzeczy zostało wymazanych z mojej pamięci przez te udary głupie dwa.Po pierwszym (1994 rok) robiłam np typowo dyslektyczne błędy i pisałam „zwierciadlanie”.Więc i tak jest dobrze jak jest.Dlatego przecież byłam na rencie jak pisałam już kiedyś.

                Dałam radę jeszcze potem dwa razy -w 2010 i 2013 roku. Po polsku i przy pomocy rąk -moje różne przygody z tym związane to …długo by pisać.

        • Tetryk56 pisze:

          Mój „pierwszy raz” był zupełnie lokalny: rejs Warszawa – Rzeszów, w interesach, pod wodzą miłej starszej pani (nie wiem, czy miała tyle lat, co ja teraz, to były lata 80-te…). Lot obył się bez przygód, tylko p. Bożenna skarżyła się stewardessie, że silniki strasznie głośno hałasują…
          – Bo ja, proszę pani, leciałam już na tej trasie jakieś 20 lat temu, i było znacznie ciszej…
          Stewardessa niespeszona wyjaśniła:
          – A wie pani, to mógł być nawet ten sam samolot…

          • Quackie pisze:

            …i to by wyjaśniało, dlaczego silniki takie głośne, 20 lat starsze i pracują z trochę większym wysiłkiem Delighted

            • Makówka pisze:

              Proszę, proszę Mistrz T. też miał ciekawy PIERWSZY RAZ !
              Bo jednak co PIERWSZY RAZ to pierwszy raz, nawet gdyby te następne były…o czym myślicie?

              • miral59 pisze:

                Mój pierwszy raz, to lot z Warszawy do Chicago… dawno… w połowie sierpnia 1997 roku. Bałam się tego lotu jak ognia… powyżej 2 piętra nie wylazę na balkon. Mój lęk wysokości mi na to nie pozwala. A tu mieliśmy lecieć duuużo wyżej. Nie było tak źle. Nie czułam tej wysokości. Jedno co dało mi w kość, to brak dostępu do papierosów Wink To znaczy miałam je w kieszeni, ale nie można było wyjść na balkon i sobie zakurzyć Overjoy
                Przy odprawie paszportowej i bagażowej (już w Chicago) mało mnie coś nie trafiło. Te 11 godzin bez „dymka”… Po wyjściu na zewnątrz kolejny szok Amazed W życiu nie spotkałam się z tak wysoką wilgotnością. Dosłownie nie było czym oddychać. Nie wiedziałam, że zbliżała się burza… Poczułam się tak, jakby mnie ktoś młotem w łepetynę przywalił Worry Teraz taka pogoda, to normalka Happy-Grin
                A i jeszcze jedno. Turbulencje. Siedziałam niedaleko skrzydła… niby pilot ostrzegał, że zbliżamy się do tej strefy, ale nic mi to nie mówiło. Patrzyłam przerażona na wyginające się skrzydła samolotu, czułam jakbyśmy jechali po bruku (i to po „kocich łbach”) i wydawało mi się, że katastrofa jest nieunikniona Happy-Grin Nawet mnie dziwiło, że nikt nie reaguje. Pasażerowie siedzieli spokojnie, jakby nic się nie działo…
                W sumie dość szybko opanowałam panikę. Według zasady – „co ma być, będzie” Happy-Grin
                Kolejne loty do Polski i z powrotem nie były już tak emocjonalne. Po prostu przywykłam Happy Znalazłam metodę. Trzy szybkie drinki i do spania. Ostatni raz byłam w Polsce w 2005 roku. Teraz chyba nie można sobie tych drinków zaaplikować. A przynajmniej nie bezpłatnie…

                • Makówka pisze:

                  Mnie jakoś o dziwo turbulencje nie przeszkadzają. Mimo, że w aucie cierpię na chorobę lokomocyjną, z wiekiem coraz mniej, ale jednak.

                • miral59 pisze:

                  Mnie turbulencje też nie przeszkadzają. Ale za pierwszym razem, gdy nie wiedziałam o co chodzi, przyznaję, trochę wystraszyły. Happy-Grin
                  Choroby lokomocyjnej nie mam. I całe szczęście. Do pracy dojeżdżam średnio po 50 km dziennie (w jedną stronę) i na pewno nie byłoby to pomocne Wink

  28. Makówka pisze:

    Panie W. a co Ty robisz w krzakach jeśli wolno spytać?

    Bogusiu ja też pod kołderką, ale z laptopem na kolanach. I też padnięta.

    Informuję, że dziecko mailem przysłało zdjęcia pokoju, widoku z pokoju itd

  29. Makówka pisze:

    Zgłaszam oficjalny protest!
    Ja chcę spać! A nie mogę. Czemu? No właśnie MUSI być ktoś kto jest winny. No bo przecież nie ja!?

    • Jo. pisze:

      Ty rób jak BlueBoy. On zawsze jest niewinny.

      • Makówka pisze:

        Jo.

        Jestem osobą która zawsze szuka winy w sobie, często byłoby mi łatwiej gdybym taka nie była.

        Bo tak serio w tym, że nie mogę spać jest moja wina tzn moje emocje.
        Te które były, te które się dzieją i te…przyszłe, spodziewane, oczekiwane. Te wyobrażane w myśli, bo przecież „…ważnych jest kilka tych chwil , tych na które czekamy…”.Eh!

        No i ten cholerny wiatr -to też!

        Przepraszam, że pytam jak Twoi chłopcy zareagowali na wiadomości o Waszych zwierzakach ?

  30. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Nie wszyscy śpią, niektórzy już w pracy…

  31. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Leje i wieje, że hej(e).

  32. Zoe pisze:

    Melduję się na Wyspie dopiero teraz. Jakoś tak nie było wcześniej czasu, mimo iż pracuję od 7.18… Happy

    • Makówka pisze:

      Zoe!

      Co za precyzja w ustalaniu godziny rozpoczęcia pracy! A pod tymi kropeczkami kryją się sekundy?

      Czasy odbijania karty zegarowej w mojej pierwszej pracy mi się przypomniały.I te wzajemne odbijania sobie takowych, bo w OBR obowiązywał ruchomy czas pracy.

      W moich następnych pracach już były tzw listy do podpisywania.

      Wczoraj wywołałam temat „Mój PIERWSZY RAZ …w samolocie”.
      To dziś może „MOJA PIERWSZA PRACA” albo „MÓJ PIERWSZY DZIEŃ W PRACY”?

  33. Boguśka pisze:

    Cry Happy Witam w ten pochmurny i mmokry dzień z pracy. Byle do wieczora… Sick

  34. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Dzisiaj dzień przeszkadzania mi w pracy, więc jestem jeszcze w lesie z robotą i muszę skończyć. Dam znać.

  35. Jo. pisze:

    Zmieniliśmy Veneto na Piemont.

    Idę pić. Zapewne wino.

  36. Bee pisze:

    Chwila zadumy i chwila heheszków, dobrze zajrzeć na Wyspę…

    Dobry wieczór i dobrej nocy Happy

  37. Quackie pisze:

    No więc koniec na dzisiaj. Przerwa, która zapewne długo nie potrwa, jeżeli wziąć pod uwagę godzinę, ale mimo to jest niezbędna.

  38. Tetryk56 pisze:

    Długą dziś drogę do domu miałem,i nie było to niemiłe – ale dom to dom!

  39. Makówka pisze:

    Jakoś nie wiedzieć czemu ubawiło mnie określenie „i nie było to niemiłe”. Chyba z tego niewyspania i wiatru tak mam?

  40. Makówka pisze:

    Ukołysana afrykańską Dobranocką chyba też spróbuję pójść spać.
    Dobranoc Wyspo!

  41. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Ale dziś miałam dzień… niech to… trafi Amazed
    Raz, że gorąco jak nie wiem co. Dwa, że wiatr urywa głowę z płucami. A trzy – ledwo wróciłam do domu Weary
    Wracałam z Elgin autostradą. Na najszybszym pasie jechały jakieś dwa wolne samochody. Wymijałam. I sama nie wiem, czy coś mi się w samochodzie urwało, czy najechałam na coś, czego nie zauważyłam… łomotnęło strasznie… tylnymi kołami rozjechałam jakąś blachę. Nic się nie działo, więc jechałam dalej. Im bliżej domu, tym gorzej chodziła mi kierownica… na parking pod domem ledwo wjechałam. Nie tylko kierownica nie chciała się obracać, ale i spod kół dochodziło jakieś rzężenie.
    Gdy mąż wrócił z pracy, pojechaliśmy do warsztatu. Na zreperowanie tego samego dnia i tak nie miałam szans, bo było już późno. Dobrze, że ten warsztat blisko, bo chyba ręce by mi odpadły z taką jazdą. Na parkingu, tam gdzie stał samochód zostały plamy…
    Tuż przed zamknięciem warsztatu zadzwonił jeden z pracowników. Muszą wymienić jakąś tam część, ale nigdzie nie mogą jej dostać. Zamówili i będzie dopiero w piątek Weary Czyli dopiero w piątek wieczorem będę mogła swój samochód odebrać…
    Krótko mówiąc, jestem „spieszona” i mam niespodziewanie dwa dni wolnego Worry Do Elgin ok. 30 mil (ok. 48 km) i na piechotę nie dojdę. To znaczy… na upartego bym doszła… po dwóch dniach (lekko licząc) Wink Overjoy

    • Makówka pisze:

      Miralko najważniejsze, że to jechanie takim rzeżącym autem nie skończyło się źle. A życie lubi zaskakiwać, więc Ciebie zaskoczyło niespodziewanym wypoczynkiem. Widać Ci „się należał”!

      • miral59 pisze:

        Nie wiem, czy mi się należał, ale dzięki temu, finansowo jestem sporo do tyłu. Raz, że muszę wydać na naprawę samochodu, a dwa, jak nie pracuję, nie zarabiam Weary Czyli na dwóch frontach mam tyły…
        W sumie, to i tak dobrze, że to kierownica, a nie na ten przykład hamulce Pleasure Przy moim zamiłowaniu do szybkiej jazdy, mogło się skończyć mało ciekawie Wink
        Nie ma co narzekać. Zajęć w domu mam tyle, że na pewno nudzić się nie będę Delighted
        Miłego dnia życzę Delighted

      • max pisze:

        Z opisu Miralki można się domyślać , że doszło do uszkodzenia przegubu na którejś z półosiek napędu . Nie pochwalam wyprzedzania na najszybszym pasie autostrady , chociaż faktycznie są sytuacje kiedy wyprzedzić trzeba . Z moich doświadczeń wynika , że każdy kierowca powinien dobrze oceniać możliwości na drodze swojego auta i nie przesadzać z prędkością jazdy . Moim zdaniem prędkość 100-110 km/godz w Polsce jest w miarę bezpieczna dla większości przestarzałych modeli … Thinking

        • miral59 pisze:

          Nie znam się na budowie samochodu, ale mąż coś mówił, że wyciekł jakiś płyn z czegoś tam od wspomagania kierownicy (chyba tak to brzmiało?). On się na tym trochę zna, bo przed wojskiem przechodził jakiś tam specjalistyczny kurs na kierowcę. A że to było w połowie lat siedemdziesiątych, to uczyli konkretnie. Ja wiem tylko gdzie się wlewa benzynę i płyn do szyb. Happy-Grin No i wiem co pokazują wszystkie wskaźniki na tablicy rozdzielczej… jak ze mnie, wystarczy Pleasure
          A co do wyprzedzania… na I-90, na tym odcinku, jest ograniczenie prędkości do 70 mil/godzinę (to prawie 113km/h). Dodatkowo co kilka mil pisze jak byk, że pojazdy jadące wolniej powinny jechać prawymi pasami. A te dwa… (nie chcę się wyrażać), jechały dużo wolniej. Niby mają prawo, bo minimalna prędkość to 45mph (72km/h), ale blokują ruch tych, którzy jadą normalnie. Nie będę się „wlokła” 60mph, skoro mogę jechać znacznie szybciej! Nie było „gęsto”, więc spokojnie mogłam zmieniać pasy i wyprzedzać. To autostrada 4 pasmowa (po 4 pasy w każdą stronę), także miejsca jest dość.
          W godzinach szczytu nie da się tak jechać, bo jest za „gęsto” samochodów. Ale wtedy wszyscy jadą wolniej, a nawet często się zatrzymują. Jadę spokojniutko i nie szarżuję, bo wiadomo, że i tak nie pojadę szybciej, a będzie tylko niebezpieczniej Wink Za stara jestem na tego typu podwyższanie adrenaliny Happy-Grin

          • Tetryk56 pisze:

            Ponoć Wańkowicz gdy starał się o polskie prawo jazdy, miał zdawać podwójny egzamin: z techniki i zasad jazdy, oraz z budowy silnika. Ten drugi zaliczył – jak pisał – następującym oświadczeniem przed komisją egzaminacyjną:
            – Panowie, już ponad 10 lat prowadzę automobile, ale gdyby mi ktoś powiedział, że tam pod maską diabeł siedzi i korbą kręci, to też bym uwierzył!

  42. Zoe pisze:

    Dzień dobry czwartkowo. CZWARTKOWO. Tak mi się wydaje, że mamy czwartek bo czas tak za…..a, że nie wiem kiedy przeleciały ostatnie dwa miesiące. Happy

  43. Jo. pisze:

    Ciao a tutti!
    Caffè, per favore!
    Koffie

  44. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Czwartek to jakby wigilia piątku…

  45. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Zaspałem, ale niedużutko. Do Gieni po kawę.

  46. Makówka pisze:

    Słoneczne Dzień Dobry!

    Jak napisaliście o czwartku w pierwszym odruchu pomyślałam sobie, że to żart, takie marzenie, aby tydzień już się kończył.

    Serio! -wydawało mi się, że jest środa przecież. Jeden dzień mi „umknął” i tylko nie wiem dlaczego i który.

    • Quackie pisze:

      Też tak miewam, zwłaszcza przy większej liczbie zajęć.

      • Makówka pisze:

        Q.

        Wydało mi się to logiczne gdy nic się nie dzieje i wtedy „się dłuży” albo gdy wydarzyły się jakieś wydarzenia przykre, które jakby chcemy wymazać.

        A tymczasem w tym tygodniu (jak do tej pory!) u mnie owszem działo się coś, ale nic przykrego.

        • Quackie pisze:

          Hm. Mnie się wydaje, że nawał pracy stopniowo „wyłącza” różne inne funkcje umysłu, w tym to, o czym zwykle się automatycznie pamięta. A czasem np. w poniedziałek jest święto i wolne i wtedy umysł zaczyna pracować od wtorku, mając wrażenie, jakby to był pierwszy z PIĘCIU dni pracy, i wtedy też wszystko się przesuwa.

          • Makówka pisze:

            Quackie dzięki za logiczne wytłumaczenie, bo już myślałam,że to demencja starcza.

            A propos „starcza” ja już nie pracuję,zapracowałam na „zasłużoną emeryturę”, jednak do końca czerwca jeszcze „dorabiałam”, od lipca mam wakacje ciągłe.

            Już wiem dlaczego myślałam, że dziś jest środa.

            „Uciekł ” mi poniedziałek. Długo zastanawiałam się co ja robiłam w poniedziałek i doszłam do wniosku, że właśnie NIC ciekawego co by zapadło w pamięć -takie dreptanie, załatwianie różnych mało ważnych spraw, taka zwyczajna proza życia.

  47. Makówka pisze:

    Życie potrafi zaskakiwać jednak… I NIE musi to być NIEmiłe zaskoczenie (spodobały mi się podwójne zaprzeczenia?)

    Wstałam, zobaczyłam błękitne niebo, skojarzenie -wody otwarte! Następne skojarzenie skoro się nie da pływać można się spotkać z tymi co ich poznałam w tym roku nad wodą otwartą w środku miasta.
    Ok -impreza umówiona, zamiast wody do pływania będą płyny, ale nie do pływania ale do picia.

    Za dwie godziny -telefon, który wywraca cały plan dnia do góry nogami -dzwoni kolega, że ma bilety na występ Piwnicy poza Piwnicą.

    Impreza odwołana (no nie całkiem, przesunięta na inny dzień), odbiór biletów zorganizowany.Z planu dnia chyba wypadnie sprzątanie, ale „co masz sprzątnąć dziś sprzątnij jutro to wtedy dłużej będzie czysto ”

    Życie jednak bywa piękne (jak tylko zdrowi jesteśmy, a dziecko przysyła maila, że właśnie pływało w morzu!)

    • Tetryk56 pisze:

      Piwnica jak Piwnica, ale tego morza to pozazdrościć!

      • Makówka pisze:

        Gdyby to był ktoś inny a nie własne dziecko też bym zazdrościła.

        Natomiast z dzieckiem jest tak, że więcej radości daje mi fakt, że on teraz na leżaku się wygrzewa i pływa na zmianę w basenie lub morzu niż gdybym to ja sama tam pływała.

        Szkoda trochę, że odwołali wycieczkę fakultatywną -zwiedzanie Sozopola- rejs statkiem po rzece – rezerwat żółwi – cerkiew.

  48. makowka 9 pisze:

    Palec już mnie boli od przesuwania w komórce. jakieś nowe pięterko się nie szykuje?

  49. Jo. pisze:

    No to tak: od wczoraj rezydujemy u mojej siostry, więc mam wi-fi. Ale staram się chociaż częściowo zachować detoks.
    W dzień ciepło. Wieczorem chłodno i jednak wilgotno. Bo to góry. Zdumiewająco zielono i tu, i w Veneto.

    • miral59 pisze:

      A wiesz, Jo, że to wydało mi się dziwne. Do tej pory wydawało mi się, że w górach nie ma takiej wilgoci jak na nizinach Thinking
      Córka, która mieszka w Colorado, gdy przyjeżdża do nas, zawsze mówi, że u niej nie ma tej paskudnej wilgoci, bo to góry…
      Nic nie rozumiem… I-see-stars

      • Jo. pisze:

        Może dlatego, że tu są bardzo lesiste góry. A dom mojej siostry stoi niemal pod jedną z nich. Zimą słońce chowa się za górą już o 2 po południu i od razu robi się zimno, ciemno i mokro.

  50. miral59 pisze:

    Wymoczyłam już swoje orchidee. Chyba za dużo ich mam Worry Ale przecież nie powyrzucam! Tym bardziej, że na 11 (które mam) 7 kwitnie. To znaczy… albo mają kwiatki, albo dopiero pączki. Happy-Grin
    Muszę coś zrobić z hibiskusem. Stał na podwórku i jakieś mszyce go opadły. Plącze się tam też cała masa mrówek. Pewnie przylazły do tych mszyc. Szkoda, że ich nie wrąbią, miałabym problem z głowy. Worry
    Nie pamiętam już dokładnie… jak byłam nastolatką truliśmy takie mszyce wodą z szarym mydłem. Chyba spryskiwaliśmy tym róże, a potem wodą spłukiwaliśmy. Czy to nie było mydło? Thinking

    • Jo. pisze:

      Szare mydło rozpuszczone w wodzie.

      • miral59 pisze:

        Dzięki, Jo. Ciekawe, czy to musi być szare mydło, czy może być inne. Bo szarego, to raczej trudno mi będzie dostać. Sad

        • Jo. pisze:

          Chyba chodzi o to, żeby było naturalne, bez dodatków zapachowych, które mogą zaszkodzić roślinie. Można też użyć neutralnego płynu do zmywania, ale chyba łatwiej o mydło.

          • miral59 pisze:

            Nie wiem… płyn do zmywania mam. W sklepach mydeł jak w Moskwie rakiet, ale szarego to raczej nie dostanę. Wszystko zapachowe. Może spróbuję tym płynem do naczyń… Thinking

    • max pisze:

      W warszawskim ogrodzie Fosa II rośnie ponad dwumetrowy bukszpan , którego zaatakowała ćma azjatycka . Nie udało mi się uratować rosliny ,mimo różnych zabiegów . Został dosłownie suchy drapak . Dzisiaj, podczas wędrówki po osiedlu Koło na Woli , zauważyłem kilka okazałych bukszpanów dosłownie bez liści . Zjawisko dotychczas niespotykane w Warszawie , a bukszpany wiecznie zielone, są często wplatane do różnego rodzaju krzewów . Ćma azjatycka (!) bez paszportu dotarła do Stolicy … Thinking

      • miral59 pisze:

        Różne szkodniki docierają do Polski. Nic się na to nie poradzi. Sad
        Tak jak przywędrowały ślimaki i w niektórych rejonach Polski stały się plagą. Zeżrą niemal wszystko, jak ta szarańcza.
        Część tych różnych niesympatycznych zwierzątek po prostu zdobywa nowe tereny i przesuwa zasięg występowania, ale częściowo jest to winą samych ludzi. Niektórzy przewożą różne paskudztwa nieświadomie (np. w bagażu), niektórym różne zwierzątka uciekają z hodowli, a niektórym tak się podobają, że przenoszą je z kontynentu na kontynent specjalnie. Nie biorąc pod uwagę jak bardzo to może zagrozić rodzimej faunie. Takie jest życie… niestety Sad

  51. Jo. pisze:

    No więc słuchajcie: nigdzie tu nie ma Martini!!!
    To jest Piemont, prawda? Turyn opodal, prawda? Martini jest z Turynu. A w żadnym sklepie nie ma Martini!!!

    Moja siostra w desperacji kupiła jakieś inne prosecco. Dało się wypić, ale to nie to.

    Robiliśmy dzisiaj zakupy, bo po wczorajszych podróżach chcieliśmy złapać dzień przerwy – jutro jedziemy do Francji na naleśniki.

    No co? A Bezwstydna Burżujka? To przecie zobowiązuje!

    No i jesteśmy w jednym wielkim Auchan zero, Z E R O Martini Prosecco!!! Ani Brut! Ani w ogóle! Jakieś jedno Asti stało.

    Zapomnieliśmy o jednej rzeczy, którą mieliśmy kupić do domu i po południu podjechaliśmy do takiego jednego marketu na zadupiu. Bo robiliśmy za babysitters i odwoziliśmy mojego siostrzeńca na zajęcia teatralne. I, proszę szanownego państwa, stoi, na półce, w ofercie, za jedyne pięć eurini, Martini Prosecco!!!

    Z tego wniosek, że warto jeździć do marketów na zadupiu!
    Who-s-the-man Cheers

  52. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, właśnie fajrant i jestem na siebie wściekły, bo z grzeczności straciłem 2 h pracy w ciągu dnia. Mniejsza o szczegóły.

    Ale udało się całkiem ładnie i szybko z tego wyjść.

    No to za memoncik przerwa.

  53. Tetryk56 pisze:

    A ja się dziś znowu bawiłem w „bohatera we własnym domu”. Jakiś czas temu rozleciał mi się automat sprężynowy od narożnika, co sprawiło duże kłopoty przy wyjmowaniu pościeli. No fakt, stary był… Poszedłem do sklepu, gdzie były tego rodzaju akcesoria tapicerskie. Zonk! Zamknięte, przygotowania do remontu, niewielka kartka informuje, że przeniesiony na zadupie.
    Szybkie szukanie po sieci i parę telefonów – nie ma tego w Krakowie w żadnym innym sklepie. Oczywiście jest na Allegro, ale to zamawianie w ciemno, a ja nie wiem, czy oferowany towar jest na pewno zgodny z połamanym… W dodatku ta jedyna hurtownia jest czynna tylko do 16-tej…
    Dramatycznie wcześnie pojechałem samochodem do roboty, wyszedłem przed upływem 8-iu godzin i ledwo zdążyłem przed zamknięciem. No, ale mam. Przymierzone, wymiary takie samo jak zepsutego.

    • Quackie pisze:

      Brawo Ty!

      Ja z kolei przedostatnio biegałem za końcówką do mopa – i okazało się po gorączkowych poszukiwaniach i perspektywie jechania na peryferia miasta, że mamy całkiem blisko taki sklepik z częściami do AGD, gdzie i końcówki do mopów sprzedają, tylko sklepik dość zakamuflowany (poza tym, że wnętrze z późnego PRL).

  54. Tetryk56 pisze:

    c.d.
    Przymierzam dziś do śrub sterczących ze ściany wersalki – nie pasuje… Oglądam , o co chodzi? Proste – producent narożnika nawiercił w tym dingsie dodatkowe dziury, żeby mu pasowało. Musiałem zatem i ja wiercić. Potem problemy z odkręceniem śrub mocujących, których druga strona się obracała pod obiciem zewnętrznym ścianek, dopasowaniem, naciąganiem ruchomej części, uff! Cała zabawa zajęła mi jakieś 3 godziny, a wydawałoby się: rzecz banalna, odkręcić 8 śrub i przykręcić ponownie!

  55. miral59 pisze:

    Zapraszam na nowe pięterko Happy-Grin
    Troszkę potrwało zanim je zbudowałam, ale musiałam (w międzyczasie) ugotować obiad, pozbyć się mszyc z hibiskusa i wykonać parę innych prac domowych. Weary
    Hibiskusa czas zabrać do domu, bo noce coraz chłodniejsze i jeszcze mi przemarznie. A z mszycami przecież tego nie zabiorę do domu!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)